Rozdział 22

25 8 16
                                    


Gdy wróciła jednak do wioski, nie zauważyła już poprzedniego cienia. Jakby rozproszyły go promienie słoneczne. Zaalarmowało to ją nieco. Czyżby był to ten demon, który spowodował tajemnicze zgony? Czy może Żmij ukrywający się w wiosce?

Potrząsnęła jednak głową. Nie wyczuła od niego jednak żądzy mordu, więc wyeliminowała Żmija. Każdy Żmij, oprócz Iskry, chciał w pierwszym instynkcie zjeść ją albo przynajmniej pozbawić ją kilku kończyn. Skoro nie wykazał żadnych wrogich intencji w jej stronę, istniała duża szansa, że nie był Żmijem. Mógł być więc demonem, których żądza mordu była najczęściej skierowana w stronę swoich oprawców. Nie było to regułą, ale czasem się sprawdzało.

Westchnęła i skupiła się na swoim otoczeniu. Miała tak dużo do roboty, a tak mało czasu. Na szczęście tłum wieśniaków już znikł sprzed bramy razem z Vladką. Za cholerę nie interesowało ją, gdzie ta kobieta zniknęła. Cała reszta też wróciła do pracy.

Cóż prawie wszyscy. O bramę leniwie opierał się młodzieniec ubrany w bogate szaty. Miał swobodną postawę i otaczała go aura arogancji oraz lenistwa, charakterystyczna dla arystokracji. Na jego ustach błąkał się mały złośliwy uśmieszek, który wyglądał niezwykle dobrze na przystojnej twarzy. Był wysoki i miał szeroką klatkę piersiową z tak cienką talią, że Morany wzrok nieco zbyt długo zawiesił się na tym miejscu. Młodzieniec względu na ciepłą pogodę zrzucił wierzchnie ubranie, pozostając jedynie w koszulce bez rękawów przylegającej do jego ciała.

Wyglądał nieco dziko z długimi, czarnymi włosami, które skręciły się i opadły niezapięte na jego plecy. Wyglądał jak demon, który dopiero wyczołgał się z czeluści Nawii, a jednocześnie sprawiał wrażenie nieśmiertelnego elfa, który zachwycał urodą i wdziękiem. Jego karmazynowe oczy miały w sobie kpinę dla otaczającego go świata i były ostre jak lodowe sople zwisające z drzew zimą.

Morana musiała fizycznie sprawdzić, czy jej szczęka była zamknięta. Młodzieniec, który wyglądał jakby czekał na ukochaną w bramie, nie pasował do tego miejsca. Jego ubranie, złota biżuteria oraz postawa ciała mówiła jej, że nie był prostym człowiekiem.

Gdy tylko zbliżyła się do bramy, poczuła jak jego spojrzenie wbija się w nią z nieznanym jej uczuciem. Nie, to było kłamstwo. Młodzieniec wbijał w nią spojrzenie odkąd pojawiła się na horyzoncie. Jednak nie wykonał żadnego ruchu, aby porozumieć się z nią i Morana nie umiała stwierdzić, czy to wszystko się jej nie wydawało. W końcu jednak gdy mijała go, nie mogła wytrzymać i spojrzała na niego.

- Hej- przywitała się.

- Hej- jego głęboki głos sprawił, że lekki dreszcz przebiegł po jej skórze. Nim mogła się powstrzymać, wyrzuciła z siebie:

- Co takie miejsce jak to, robi w takim młodzieńcu jak ty?

Przez moment tylko mierzyli się spojrzeniami.

-...-

Młodzieniec wyglądał jakby szczerze próbował odpowiedzieć jej, ale nie mógł znaleźć właściwej odpowiedzi. Morana natychmiast poczerwieniała i była tak zawstydzona, że marzyła, żeby młodzieniec był tak naprawdę płatnym zabójcą i rzucił się, by ją zabić. O ile to było lepsze niż stawienie czołu niewygodnym konsekwencjom. Chciała powiedzieć, co taki młodzieniec jak on robił w takim miejscu jak to, ale jej umiejętności komunikacji były najwyraźniej uszkodzone i zamiast tego takie bzdury wypluła.

,,HAHAHA! Jakież to pocieszne! Jakież to żałosne! HAHA! Jakim bezmózgiem trzeba się urodzić, żeby takie słowa wypowiadać! To jest zbyt żałosne, żeby było prawdziwe!"

Taniec CesarzowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz