Rozdział VIII

25 4 0
                                    

Maszerowaliśmy w kompletnej ciszy. Nie śmiałam się odezwać - bijące od rudowłosego rozczarowanie, wprawiało mnie w coraz większe wyrzuty sumienia. Jednakże gdzieś głęboko nie opuszczały mnie niesamowite emocje, doznane podczas mojego wyskoku. Aczkolwiek myśl, iż na liście zawiedzionych mną osób (którą dotąd tworzył tylko mój ojciec) pojawił się jeszcze jeden człowiek, skutecznie dodawała mi ciężaru.

Może przez ten incydent przekreśliłam swoje szanse na kontynuację edukacji na Arkanis? Co jeśli ten mój zryw się powtórzy, co stanie się przyczyną złamania zasad albo gorzej?! Chwila, co może być gorsze! Znaczy wiem, że najgorsza prawdopodobnie byłaby śmierć, ale to jest raczej wykluczone, prawda?

- Nie aprobuję takiego nieuzasadnionego sprzeciwu wobec moim rozkazom - odetchnął głęboko oburzony generał   - Jednak... puszczę to zdarzenie w niepamięć ze względu na to, że wszystko poszło zgodnie z planem. Mianowicie nie zakłóciłaś przebiegu mojego wystąpienia oraz nie wdałaś się w polemikę z tym pospolitym upiorem - oznajmił beznamiętnie, kierując wzrok przed siebie - Trudno tu wspominać o zaufaniu, zaważywszy na nikłą znajomość, natomiast nie mam zamiaru wykluczać cię z kandydatury na miejsce w Akademii, więc nie masz się, czego obawiać. Co nie znaczy, że możesz robić, co ci się żywnie podoba. Zwracam uwagę na to, byś uważała na Rena i jego bandę rycerzyków w czarnych... - rudowłosy przerwał wypowiedź w reakcji na stłumione, gniewne wrzaski rozchodzące się po bazie.

Minęliśmy zakręt lub dwa i kilka metrów od naszych stóp dostrzegłam iskrzące kawałki... ścian?

- Cudownie... I oto widzisz jeden z powodów, dla których nie warto wykonywać absolutnie żadnych interakcji z Rycerzami Ren - powiedział pogardliwie, wskazując otwartą dłonią salę przesłuchań, a właściwie to, co z niej zostało, bowiem okolica wyglądała na zmasakrowaną przez miecz świetlny - Dlaczego on zawsze musi niszczyć te wyświetlacze?!

Generał nawet nie zwrócił uwagi na wnętrze pomieszczenia, natomiast nie mogłam się powstrzymać i zerknęłam uważnie do pokoju, w którym dostrzegłam jeszcze więcej odłamków ścian i, jak się okazało, pozostałości krzesła tortur. Ostrożnie omijając przeszkody, rozejrzałam się po otoczeniu, czego natychmiastowo odczułam skutki. Otóż zza rogu wyłonił się gwałtownie Kylo Ren. Zadarłam szybko głowę do góry, a moim oczom ukazała się czarna, przerażająca maska. Stałam, jak wryta w ziemię, a Rycerz ominął mnie pewnym krokiem, kierując się do nieukontentowanego generała.

- Generale Hux. Macie natychmiast wdrożyć wszystkie systemy bezpieczeństwa - warknął, zastawiając rudowłosemu drogę.

- Stanowczo informowałem, że to nie był rozsądny krok - wycedził przez zęby, marszcząc brwi - Zapewne Najwyższy Wódz oczekuje audiencji, zatem zejdź mi z drogi, Ren.

Nie rozumiem, dlaczego tak agresywnie prowadzą konwersację. Wiem, że spierają się o dostęp do władzy oraz przychylność tego tam... Najwyższego Wodza. Ale czy nie lepiej by było zapomnieć o tym na chwilę oraz wypracować wspólny plan rozbicia sił wroga? A jeśli już tak bardzo zależy im na wyeliminowaniu oponenta w obrębie Najwyższego Porządku, to dlaczego nie może któryś z nich posunąć się do śmiertelnie sprytnego planu? Gdybym była na ich miejscu definitywnie wybrałabym opcję pierwszą... Aczkolwiek, tak po głębszej analizie, niewykluczone, że podjęłabym radykalną próbę, być może nawet ze skutkiem śmiertelnym dla wyjątkowo... nieprzeciętnie uciążliwej osoby. Kwestionowanie swoich przekonań jest czasami kluczowe, by uzmysłowić sobie, od czego możemy się dopuścić czy nawet otrzymać przejrzysty obraz rzeczywistości.
Zaczynam już zauważać powód ich nienawiści oraz powoli utożsamiam się z tym. Nikt mi chyba nie powie, że nie spotkał w życiu choć jednego człowieka, który wywoływał wewnętrzne oburzenie i wstręt.

Weltschmerz || Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz