Rozdział IX

18 4 0
                                    

Wstałam z fotela oraz zwróciłam się do stosu ksiąg. Chwyciłam pierwszą partię i pomaszerowałam w stronę regału, wychylając głowę, aby widzieć swoje kroki. Miałam wrócić po resztę, ale niespodziewanie przed nosem zastałam kolejkę książek lewitujących w powietrzu. Skierowałam wzrok na Sagana, który nie ruszając się z miejsca z wyciągniętą ręką, naprowadzał przedmioty na właściwe miejsce.

- Jakie to było uczucie? Odkryć, że jest się czułym na Moc? Jak to się zaczęło? - uśmiechnięta omijałam unoszące się w powietrzu dzieła.

- Cóż... - zaczął niechętnie - Miałem jedenaście lat. Podczas biwaku z rodzicami, zauważyłem małe, świecące duszki, za którymi ruszyłem w głąb lasu. Szczęśliwie maszerowałem, przedzierając się przez zarośla. Nie zwracałem uwagi na otoczenie... - odwrócił wzrok - i to był błąd. Nawet się nie obejrzałem i dotarłem do jaskini Davilona Marksa, znanej z legend o Mocy. Podobno można było w niej spotkać straszne stwory, chowające się w mroku duszy śmiertelnika. Zorientowałem się w sytuacji dopiero, gdy istotki rozpłynęły się w powietrzu. Miałem odwrócić się i opuścić przerażające miejsce, ale z otchłani usłyszałem głos zachęcający mnie do przekroczenia bezpiecznej strefy. Świat jakby się zatrzymał, a ja stałem zahipnotyzowany, zwrócony w kierunku dźwięku. Niedługo po tym poczułem, jak ktoś w pośpiechu chwyta mnie i z ogromnym trudem wyciąga z wnętrza jaskini, zupełnie jakbym stał przed chwilą jedną nogą w innej galaktyce. Okazało się, że rodzice rzucili mi się na ratunek. Co prawda prawie nie pamiętam ich twarzy, ale obraz przerażenia i łez pozostał w pamięci. Przez następne dni nie potrafiłem zasnąć, a gdy tylko mi się udało, koszmary niszczyły mnie od środka. Po jakimś czasie, kiedy wszyscy łudzili się, że mój stan uległ poprawie, stało się jasne, iż to był tylko początek. W szkole na Caridii doświadczałem okropnych poniżeń ze strony rówieśników. Byli tacy, którzy uwielbiali szydzić z kruchego syna imperialnego komendanta. Pewnego dnia miałem już dosyć wszystkiego, sytuacja w moim otoczeniu nie wyglądała najlepiej, więc koniec końców nie potrafiłem zapanować nad sobą. Podczas bójki, która jak zwykle miała zakończyć się siniakami oraz krwią z rozciętej wargi czy złamanego nosa, coś się we mnie obudziło, tym razem nie mogłem pozwolić sobą pomiatać. Pełen gniewu, nienawiści oraz bólu wyciągnąłem rękę w kierunku prześladowców i... - urwał podnosząc głowę i wlepiając wzrok w sufit, a po chwili zawahania dodał - Następnego dnia rodzice odesłali mnie na szkolenie w zakresie używania Mocy - mruknął ściszonym głosem.

Nastała cisza. Nie wiedziałam, jak zareagować na opowieść towarzysza. Dotarło do mnie, że posiadanie Mocy wiąże się z poświęceniem oraz odpowiedzialnością. Takie nagłe przebudzenie na pewno nie należało do najlepszych doświadczeń. Jako syn oficera musiał liczyć się z obowiązkami związanymi z przyszłością w Imperium. To zdarzenie przekreśliło jego szanse na zdobycie stopnia wojskowego. Pozostało mu tylko szkolić się na Rycerza Ren. Z jednej strony mu zazdrościłam, gdyż potrafił korzystać z Mocy, co czasami ułatwiało pewne sprawy, a jego Mistrzem był Kylo Ren. Jednakże zrozumieć tę siłę oraz zapanować nad nią, to poważne wyzwanie, które może wiązać się z cierpieniem bądź przysporzyć wiele kłopotów.

- W każdym razie, przeszłość to przeszłość. Trzeba iść dalej, prawda? - westchnął wstając z kanapy.

Pokiwałam głową, kierując spojrzenie na okno. Delikatny wiatr przesuwający płatki śniegu, przybierał na sile z każdą sekundą.

- Czy stworzyłeś własny miecz świetlny?

- Już myślałem, że nigdy nie spytasz - odpiął czarny przedmiot od grubego pasa i od razu aktywował, po sekundzie na ścianach pojawiła się czerwona poświata od klingi miecza.

Wstrzymałam oddech, powstrzymując się od pisku, ale nie mogłam ukryć błysku w oczach.

Sagan zaczął swobodnie obracać mieczem w jednej ręce, a następnie w drugiej.

Weltschmerz || Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz