PIEKIELNY MECENAS

117 14 7
                                    

[Ostatnia droga Temeraire'a (ang. The Fighting Temeraire tugged to her last berth to be broken up) – obraz brytyjskiego malarza Williama Turnera, namalowany w roku 1839. Wystawiany na stałe w National Gallery w Londynie]

Praca została zgłoszona do udziału w konkursie literackim OBRAZY SŁOWEM MALOWANE organizowanym przez @pisarskiWatt09

Bronisław Bies siedział w jasnym i przestronnym gabinecie, przy prostym biurku, na obrotowym fotelu i wyglądało na to, że rozmawia. Atmosfera była napięta, podobnie jak jego harmonogram. Wstrzymał oddech i odsunął telefon od ucha. Zaciskając powieki, przyłożył dwa palce do czoła, walcząc z narastającą migreną. Czyżby piekło nie dysponowało innymi zasobami? Czy tylko on jeden mógł kierować Biblioteką Publiczną w Wyczeszewie? Głos bulgocząc plugawym zepsuciem, grzmiał ze słuchawki, wykrzykując przeróżne onomatopeje i bezeceństwa. Bron wzniósł oczy do nieba.

— Panie Kierowniku, zrobię kawę? — spytała młoda dziewczyna, opierając się lekko o framugę. Bron nawet nie słyszał, kiedy weszła po schodach, więc skinął głową. Wyrwała go na moment z zadumy. Nie widział nikogo z tak mocnym makijażem, odzianego od stóp do głów w czerń, oczywiście od czasów The Cure. — Mam na imię Helena, Hela. Przedstawiałam się już kilka razy, tylko Pan jest taki zamyślony.

Przez okno wpadało blade marcowe słońce, oświetlając wnętrze, może nie ascetyczne, ale po prostu nieumeblowane, a brudnawe od pyłu szyby ukazywały mało inspirujący widok na centrum miasteczka. Niskie, poszarzałe budynki, mokre elewacje i obdrapane drzwi, wszystko stare, zaniedbane. Mimo widocznej brzydoty podwórka, wiosna wkradała się zielonymi źdźbłami trawy, pączkami młodziutkich liści i żółtymi kwiatami forsycji. Nawet deszcz był bardziej optymistyczny niż w poprzednim tygodniu. Z pierwszego piętra Bron widział obsypany drobnymi falami kawałek jeziora, migoczący jasnym blaskiem odbitych promieni. Pierwszy dzień na Kaszubach, który nie był skondensowaną istotą listopadowej słoty.

Każdy, kto przebywał tu, chociaż tydzień miał wrażenie, że dopiero latem na Kaszubach tak naprawdę zapiera dech w piersiach. Jak to się zwykło mawiać: Błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

Diabeł rzucił okiem na skromnie urządzone biuro i zszedł na parter, gdzie znajdował się księgozbiór i czytelnia. Zdecydowanie wolał przebywać w tym miejscu, pełnym zakurzonego papieru i wymyślonych historii, niż w Piekle. Spędził tam ostatnie osiemset lat i pamięć o tym, kim był za życia, przywodziła na myśl, nawet nie wyblakłą fotografię, tylko kurz na rozstaju dróg. Nie było odwrotu, ale dzięki motywacji i możliwości szybkiego awansu, mógł przebywać na powierzchni, tak długo, jak to było konieczne. Nie liczył już na odpuszczenie grzechów, na możliwość odkupienia win, chciał mieć tylko spokój. Przyciąć hortensje w ogrodzie i pomalować płot.

Nagle, w progu stanęła Kasia Ceynowa, lokalna Czarownica, całkiem fajna babeczka. Ściskała oburącz książki na wymianę, więc uśmiechnął się do niej ciepło, wręcz przyjaźnie.

— Witaj Kasiu, jak miło, że mnie odwiedziłaś. Potrzebuję twojej rady, złotko. Na tej ścianie, powiesiłbym coś, co przykuwa uwagę. Z jakimś akcentem marynistycznym może?! Jak myślisz?

— Może fototapeta z Morskim Okiem? — skwitowała kąśliwie. — Bron, czego ode mnie chcesz? Mów wprost albo się odczep.

— Oj, nie tak ostro kochanieńka — odparł ciepło, a jego głos był aksamitny jak mleko z miodem. — Mamy dzisiaj zły humorek? Wybieram się właśnie do galerii, a ty masz bardzo dobry gust, może zaszczycisz mnie swoim towarzystwem?

— Może nie?! — wypaliła naburmuszona. — Nie jestem w nastroju.

— Nie zmuszam, ale właśnie Galeria zbiera datki na biedne sierotki i z każdego sprzedanego obrazu przekazują dziesięć procent na rzecz fundacji. Przecież nie jesteś z kamienia, miej serce Kasiu.

Przewróciła oczami i westchnęła na zgodę.

— Dobra, ale tylko na chwilę i spadam — odburknęła. — Jestem źle ubrana.

— Och, no co ty, wyglądasz przepięknie, jak na casualowy outfit, taki trochę basic, ale z pazurem — skomplementował.

Galeria to określenie trochę na wyrost, kiedy w grę wchodzi nieduże pomieszczenie na zapleczu sklepu z regionalnymi pamiątkami i rękodziełem, tak zwanej Cepelii. Nawet jeśli dzieła były replikami, to malował je ktoś obdarzony talentem. Znalazła się tam nawet taca z poczęstunkiem i butelką wiśniówki do degustacji. Diabeł Bronisław nie posiadał się z radości i od razu rozlał do kieliszków intensywnie pachnący alkohol.

— No proszę cię, Kasiu. Jeden kieliszeczek ci nie zaszkodzi. To tylko wino. Odstawię cię do domu. Przecież wiesz, że dla mnie nie stanowi to problemu — obiecywał. — Nigdzie nie wychodzisz, siedzisz ciągle samiuteńka ... nawet nie protestuj.

— Myślałam, że brak duszy przeszkadza w prawidłowym odbiorze sztuki, a tu proszę, nie dość, że społecznik, to jeszcze filantrop — zażartowała Kasia. — Wierz lub nie, ale widziałam ten obraz niedawno, kiedy oglądałam „Skyfall".

— Jesteś fanką Bonda? Jamesa Bonda? Doskonale! — ucieszył się diabeł. — Uwielbiam, kiedy wplatają sztukę w nowoczesne kadry. Widziałem „Ostatnią drogę Temeraire'a" w Londynie, w National Gallery. Ten wzrok 007, pełen oczekiwania i zaskoczenia, gdy pojawia się na ekranie nowy „Q" — zachwycał się Bron. — Ten obraz nabiera specyficznego wydźwięku, w obliczu rychłego końca sekcji Agencji w jej dotychczasowej postaci.

— Byłeś tam? Pewnie codziennie ściągali jakieś wraki do rozbiórki w stoczni? Może znałeś nawet Williama Turnera? — Kasi, jak zwykle, trzymały się żarty, ale potrafiła wczuć się w emocje rozmówcy. — Rewolucja przemysłowa zmieniła wszystko. W starciu z postępem nie mamy szans. Nasze czasy miną, Bron. Ludzie zapomną o kaszubskich diabłach, o legendach, języku i zwyczajach. Już niedługo każdy z nas zostanie zastąpiony najnowszą technologią, a potem jej miejsce zajmie kolejna wersja AI. To chyba nieuniknione.

Czarownica delektowała się zapachem dojrzałych wiśni, obracając kieliszek, kiedy Bron oglądał obrazy. Przebierał, porównywał, oceniał pod różnym kątem, chwytając się za brodę i marszcząc czoło, widząc nonszalancki styl, który wykorzystali impresjoniści. Z trudem, po długich namysłach wybrał widoczek z żaglowcem, holowanym przez parowiec, na tle zachodzącego słońca.  Czy artysta oddał wiernie morski pejzaż? Musiał być wnikliwym obserwatorem zafascynowanym naturą. Zauważył i namalował nawet księżyc w pierwszej kwadrze.

Jej wzrok błądził po niebie pełnym pastelowych barw i świetlistych refleksów. Jasne, nieco rozmyte, rozlewało się odcieniami pomarańczu i różu, w granatowej tafli morza. Na tle ciemnego, mocno zarysowanego holownika, jasny okręt wyglądał, jak rozproszony w powietrzu duch. Szerokie pociągnięcia pędzla uwydatniały płynną grę światła i kolorów. 

— Przeminiemy, wszyscy z wyjątkiem ciebie. Piekło zawsze działa na najwyższych obrotach — zauważyła Kasia.

— Ciebie też. Nie wyobrażam sobie świata bez Czarownic — dodał Bronisław.

Wychodząc, odstawiła nienaruszony kieliszek na stoliku. Dogonił ją kilkoma susami, ściskając pod pachą owinięty w papier i przewiązany sznurkiem obraz. 

OPOWIADANIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz