Może nie powinni mnie ratować?

115 6 5
                                    

Biel. Wszędzie jest biało. Próbuje otworzyć oczy jednak światło wydaje się być zbyt jasne.
Słyszę kroki i czuję, że ktoś do mnie podchodzi.
Gdy oczy w końcu przyzwyczaiły się do światła podnoszę wzrok i zauważam kobietę w białym fartuchu stojącą niedaleko mojego łóżka i spisującą parametry. Gdy zorientowała się, że jest obserwowana spojrzała w moją stronę, uśmiechnęła się do mnie delikatnie i wyszła z sali. Patrzyłam przez chwilę na jej cień znikający za jasnymi, w połowie oszklonymi drzwiami po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu. Leżałam sama w szpitalnym łóżku w dwu osobowej sali, niedaleko drzwi stała niewielka szafa w dość jasnym odcieniu drewna a obok niej znajdowało się okno które wpuszczało rażące światło do wnętrza pokoju. Zerknęłam na swoje ciało i zobaczyłam, że moje uda były w bandażach a lewą ręka w gipsie. Powoli przypominałam sobie co ja tu robię i co się właściwie stało.
                       ________________

Jechałam ciemną, praktycznie pustą jedna z wielu dróg miasta. Było już późno, siedziałam w czarnym BMW a ostre krople deszczu uderzały co chwilę w szyby z  taką mocą że mogłoby wydawać się że z nieba spadają kamienie które potrafiłyby wyrządzily niezla krzywdę osobom pieszym. Gęsta mgła otulała ulice Warszawy która wyjątkowo dziś  świeciła pustkami przez co chodniki i drogi nadawały im wrażenie opuszczonych, wymarłych. Jakby świat zatrzymał się w miejscu, jakbym została kompletnie sama na pustkowiu. Lecz czy nie jest to prawdą? W końcu zostałam sama. Nikt mi już nie pomoże, nikt nie da mi wsparcia, nikt mnie nie pocałuje i nie obejmie żeby powiedzieć mi, że wszystko będzie dobrze. Nie Wiktor. Jego już nie ma, ożywił moje serce a ja je zabiłam. Teraz jestem pusta, bez emocji, bez celu. Tak jak te ulice. Ludzie chodzą by dojść do celu, teraz jest pusto ich cel nie istnieje, nie teraz. Tak jak mój. Nie znam już sensu życia, bo przecież życie polega na tym że każdy ma cel do którego osiągnięcia darzy tworząc swoją historię, jednak koniec zawsze będzie ten sama a jeśli nie masz  celu to twoje istnienie nie ma sensu bo ludzie  są prości, działają na tych samych schematach. Każdy ma inną historię ale każdy skończy tak samo, różnimy się tylko tym że, niektórzy osiągną więcej, inni mniej, niektórzy będą żyć dłużej a niektórzy krócej. Niepotrzebne jednostki są odrzucone. Jak ja.

Zatrzymałam się przy parku w centrum Warszawy. Miałam mętlik w głowie, słone łzy leciały mi po policzkach a myśli tłoczyły się na sobie nie dając mi odetchnąć. Straciłam wszystko co miałam, obwiniałam się za to, że nie powiedziałam Wiktorowi o Stanisławie wcześniej, może to by coś zmieniło. Może nasze drogi by się tak nie rozeszły, może miałabym szansę mu to wytłumaczyć. Minęło kilka dni odkąd Wiktor poznał prawdę a ja dalej nie mogłam wybaczyć sobie, że tak go zraniłam.
Po chwili namysłu wysiadłam z auta by odetchnąć a ciężkie krople deszczu uderzyły we mnie z impetem sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.
Szłam powoli po ciemnym parku, szum drzew i dzwiek deszczu uspokoil mnie trochę chociaż nadal nie wiedziałam co zrobić, było mi naprawdę ciężko i powoli przestawałam dawać sobie radę. Nigdy nie było łatwo bo przez Stanisława straciłam uczucia i zapomniałam jak to jest odczuwać emocje co skutkowało zataceniem siebie ale Wiktor przywrócił je na nowo i pokazał mi jak to jest być kochanym a ja to zepsulam. Coraz częściej i mocniej myślę o tym jakby to było zniknąć raz na zawsze, moc zapomnieć o tym wszystkim i poczuć się wolnym. Miec świadomość, że bierzesz ten ostatni oddech, że zamykasz oczy po raz ostatni, że już nigdy więcej nie będziesz musiała cierpieć. Chciałam to poczuć. Chciałam pójść spać wiedząc że już się nie obudzę. Że to mój ostatni dzień.
Mgła powoli zaczynała robi się gęstsza i coraz bardziej zacierala widoczność. Droga była śliska a lampy ledwo dawały radę oświetlić ulice nie mówiąc o drogach pobocznych czy właśnie parku. Szłam przed siebie nie zwracając zbytnio na nic uwagi, głowe miałam spuszczoną w dół, miałam wrażenie że moje ciało jest puste, że moja dusza umarła, jak bym nie była prawdziwa i tylko moje ciało było żywe. W środku byłam martwa.
Zamyślona nie widziałam gdzie idę kiedy nagle usłyszałam dźwięk silnika i pisk opon. W tedy zdałam sobie sprawę, że stoję na środku ulicy a naprzeciw mnie jedzie rozpędzone auto.
                          ___________________

Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Do sali wszedł Michał- lekarz SORu.
-Martwiliśmy się o ciebie, potrąciło cię auto- oznajmił.
Nie odpowiedziałam mu.
-Masz szczęście że żyjesz, ledwo cię uratowaliśmy. Miałaś obfity krwotok wewnętrzny, do tego złamana lewa ręka i spore obtarcia na udach.
Co ty robiłaś tak późno na dworze? Jeszcze w taką pogodę- zapytał. Był wyraźnie zaciekawiony ale w jego głosie dało się też wyczuć nutę zawiedzenia.

Milczałam przez chwilę po czym spojrzałam raz jeszcze w okno i zapytam:
-Czy Wiktor o mnie pytał?

Teraz to on milczał.

Może nie powinni mnie ratować?
-----------------------------------------------------------
Co sądzicie? Dziś trochę dłuższy rozdział ale mam nadzieję że się podoba.
A poza tym bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i głosy.♥︎

Dziwne przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz