3

91 51 1
                                    

 Waskimi uliczkami, wijącymi się niczym węże między ciasno stłoczonymi domami, pędził Hardin. Gnębiły go złe przeczucia, a głos, który towarzyszył mu od lat, teraz z całą pewnością oznajmił, że dzieje się coś złego. Słowa niczym czarny ptak krążyły w jego umyśle, powtarzając niczym mantra: "Zło nadchodzi".

Dom Oriany znajdował się na obrzeżach wioski, wyglądał jak samotna wyspa na morzu ludzkich siedzib. Od reszty budynków oddzielały go gęste zarośla, niczym zasłona skrywająca tajemnice. Kiedy Hardin wyłonił się zza nich, ujrzał nad domem nagromadzenie ciemnych chmur, kłębiących się niczym demoniczne monstra na tle srebrzystego księżyca, który świecił z nienaturalną intensywnością.

Przy jednym z małych okien dostrzegł nikły blask świecy i sylwetkę stojącej w nim postaci. Ostrożnie zaczął się zbliżać, niczym drapieżnik skradający się do swojej ofiary, chcąc zobaczyć, co kryje się w mroku. Z każdym krokiem czuł, jak strach ściska mu gardło, a każdy włos na jego ciele jeży się coraz bardziej.

Czuł się niepewnie, niczym owad obserwowany przez pająka. W oknie dostrzegł matkę dziewczyny, ale coś było nie tak. Wyglądała inaczej, jakby jakaś niewidzialna siła wyssała z niej życie. Ukryty za sporym kamieniem tuż przy wejściu do ich ogródka, zmrużył oczy, aby lepiej przyjrzeć się jej twarzy.

Przerażenie ogarnęło go, gdy zobaczył, jak jej twarz powoli odwraca się w jego stronę. Wyglądała inaczej. Jej bladą cerę pokrywały fioletowe żyły, a dookoła niej unosiła się dziwna czarna mgła, niczym zgnilizna duszy. Oczy, niegdyś ciepłe i łagodne, teraz były czarne jak noc, niczym otchłań piekła. Uspokoił nieco oddech i ostrożnie wyjrzał zza kamienia. Kobiety nie było. W jednym z okien dostrzegł sylwetkę uciekającej drobnej istotki. Serce Hardina zabiło mocniej. To była Oriana. Dziewczynka zaczęła biec w jego stronę, a drzwi od domu skrzypnęły z przerażającym hukiem.

   — Oriana! Wróć! Nie ma sensu uciekać!

Rozległo się wołanie jej matki, brzmiące niczym złowrogi szept dwóch głosów naraz. Hardin w ostatnim momencie złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w swoją stronę. Sprytnie zakrył jej usta dłonią, tłumiąc krzyk, który mógł zdradzić ich kryjówkę. Dłoń Hardina, spoczywająca na twarzy dziewczyny, była mokra. Mokra od łez. Dopiero teraz zwrócił uwagę na przerażenie w jej oczach.

   — Oriana! — Gardłowy krzyk ze snów dziewczyny rozległ się echem w jego uszach.

Sylwetka kobiety zniknęła. Chłopak wyczuł, że to ich szansa na ucieczkę. Pociągnął dziewczynę za dłoń i ruszyli w stronę ciemnego lasu. Nie wiedział, co się dzieje, ale jedno było pewne - Oriana potrzebowała jego pomocy.

Dziewczyna czuła, jak jej głowa zaraz eksploduje. Głos, który słyszała w domu, wciąż dudnił w jej umyśle, a obraz, który ujrzała, na zawsze wrył się w jej pamięć.

Nie miała pojęcia, dokąd ani jak długo biegła z Hardinem. W końcu siły ją opuściły. Zatrzymała się gwałtownie i upadła na kolana, zalewając się łzami. Hardin nie potrafił ogarnąć rozumem tego, co się wydarzyło. W jego głowie wciąż rozbrzmiewał niski, mroczny głos wołający go po imieniu.

Rozejrzał się i usłyszał szum strumyka. Poczuł ulgę. Niedaleko znajdowała się jego kryjówka, o której nikt nie wiedział.

   — Oriana, chodź! — krzyknął.

Próbował pociągnąć dziewczynę za sobą, ale była jak w amoku. Nic do niej nie docierało.

Nagle rozległ się potężny grzmot, który ocucił dziewczynę. Otarła łzy i podniosła się. Spokojny głos w jej głowie dodał jej siły. Zrozumiała, że nie może się poddać. Jedynym człowiekiem, któremu mogła teraz zaufać, był jej największy wróg.

Szepty Zapomnianego MiastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz