Stare normy, nowe inspiracje.

138 14 7
                                    

W drodze do pokoju, Eres tłumaczyła dlaczego nie ma z nią Ashley, zaś czarnowłosa mimo starań i tak wymijała jej monolog koło ucha. Myślami odpłynęła zupełnie gdzieś indziej. Zastanawiała się jak ubrać swoje słowa w taki sposób, aby kolejna cząstka jej dumy nie rozkruszyła się o ziemię lub by zwyczajnie się nie popłakała.

Jeszcze pół godziny temu miała wrażenie, że wszystko wróciło do normy. Myślała o odczuwanej pustce, która jej zdaniem zawierała idealny dowód powrotu do siebie, a pomieszana z adrenaliną użycia pięści na irytującym chłopaku zdawała przypominać jeszcze przed dwutygodniową codzienność. Szybko jednak przeniknęła myślą, że nicość była spowodowana ciągłym płaczem. Miała pewność, że nie wylałaby tylu łez gdyby w poprzednich latach zapłakała choć jeden raz. W ciągu ostatnich kilku nocy wszystko się skumulowało doprowadzając do słonego wodospadu, a fakt zmartwienia uczuciami mogącymi pojawić się u niej już za niemal chwilę, dodawał do głębszych tortur myślami. Ostatnio ciągle to robiła. Daleko poza rzeczywistością, a zarazem tak cholernie blisko. 

Po chwili dziewczyny przekroczyły próg pokoju. Hunter zasiadła przy biurku jak to w zwyczaju już miała. Nie było powodu dla którego uważała, że siedzenie na krześle było wygodniejsze. Jakoś lepiej czuła się nie będąc całymi dniami w posłaniu łóżka, a zwłaszcza przy rozmowach takich jak ta.

Tak jak myślała, Eres zajęła miejsce na nim, za co czarnowłosa sobie podziękowała. Nie siedziały blisko, a Valentina w każdej chwili mogła odwrócić się do niej plecami z niechęcią, by wyczytała cokolwiek spornego z jej twarzy. Nie lubiła gdy ludzie mogli przenikać ją na wylot i chociaż jej twarz przeważnie zachowywała pokerowy wyraz, to i tak wolała być uprzedzona. W takich wypadkach lubiła dbać o szczegóły. 

Eres zanim cokolwiek powiedziała, pierw rozejrzała się po pomieszczeniu. Już na wejściu zauważyła, że coś się zmieniło. Ba, może nie co zmieniło, a wróciło. 

— Nie sądziłam, że Ashley mówiła na poważnie — podeszła do rysunków i skinęła na nie głową. Rzeczywiście gdy Clarence zaczęła opowiadać bezsilnie o wyczynie Valentiny, Eres myślała, że ta wyolbrzymia. Aktualnie sama nie była co do tego pewna. 

— To nic wielkiego, po prostu.. — wstrzymała się nie wiedząc co powiedzieć. Ostatecznie nic nie wymyśliła. Stanęła w kropce bez widocznego dla niej wyjścia. 

— Clarence powiedziała mi wszystko, bo nie wie jak ci pomóc więc przyszłam ja. Co masz zamiar dalej? — wzruszyła ignorancko ramionami. Do tego także jeszcze nie doszła. Inne myśli zawadzały jej możliwość rozgryzienia akurat tej najważniejszej rzeczy. — Słabo uciekać od czegoś co sama zaczęłaś.

— Łatwo ci mówić — prychnęła, zakładając kolana pod brodę. Gwoździła nad zakończeniem tego całego chaosu. W końcu wykonała swoje zadanie, więc czemu nie miałaby tego zrobić?

Właśnie tu leżała komplikacja. 

— Hunter, wiesz że mi i Ashley nie przeszkadza twoja nieprzyjazna osobowość, ale nie możesz być wiecznie obrażona na cały świat. No, chyba że chcesz powtórzyć błędy swojego ojca to proszę cię bardzo. Masz okazję na dobrą zmianę, Vale, otwórz się na nią. 

Przetworzyła słowa przyjaciółki w głowie kilka razy. Miała rację, mogła to przyznać, ale po co? Nie chciała zmian, nie lubiła ich, co zdążyła udowodnić nie tylko sobie, ale i otoczeniu. Miała to czego potrzebowała, zagłębiała się w swoje, a więcej przyjaciół jej nie było trzeba. Wystarczająco przekroczyła linię. Nadeszła pora, by z powrotem wrócić do dawnej strefy psychicznej nietykalności. 

— Wiem, przepraszam — zagryzła usta w małym niedowierzeniu. Nie była pewna czy te słowa wyszły z jej ust pod kontrolą czy raczej nieświadomie, ale.. zrobiło jej się lepiej, gdy Eres się po nich uśmiechnęła. 

Blackout: Pokolenie Wampirów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz