Rozdział 4 Co taka piękna dama robi w takim barze?

4 0 0
                                    

Praca, którą musiałam dzisiaj wykonać była strasznie męcząca. Miałam ochotę pójść już do domu. 

Connor: Właśnie dostałem powiadomienie z CyberLife. Muszę się tam udać po pracy. Mają mnie sprawdzić.

Lucy: Czyli nici z naszego wyjścia do baru?

Connor: Idź beze mnie. 

Byłam szczerze zawiedziona tym pomysłem. Mimo to poszłam tam po skończonej pracy. Fowler donosił mi stos papierów co pół godziny, dlatego musiałam jakoś odreagować.

Jim: To co zawsze?

Lucy: Dawaj. Podwójnie!

Jim: Ciężki dzień w pracy?

Jimmy postawił przede mną dwa kieliszki i nalał do nich alkohol. 

Lucy: Nawet nie wiesz jak bardzo. 

Nieznajomy: Co taka piękna dama robi w takim barze?

Lucy: Znamy się?

John: Gdzie moje maniery? John.

Lucy: Lucyna.

Uścisnęłam dłoń nieznajomego. Przewertowałam go wzrokiem. Miał brązowe, krótko ścięte włosy. Patrzył się na mnie swoimi niebiesko-zielonkawymi oczami. Wiedziałam, że obczajały mnie od góry do dołu. Wydawał się być dość wysokim mężczyzną. Miał na sobie długi płaszcz. W końcu był środek listopada. Na dworze leżał śnieg i było strasznie zimno.

John: Jesteś stąd?

Lucy: Tak

Jim: Zakładam, że ty nie jesteś.

John: Tak, skąd to wiedziałeś?

Jim: Gdybyś był stąd wiedziałbyś kim jest słynna Lucyna Ander...

Lucy: Przestań, Jim.

John: Oj nie, nie, nie moja droga. Powinien wiedzieć, że to ty byłaś tą słynną policjantką, która zaprowadziła pokój w Detroit.

John: To ty jesteś Lucyną Anderson? Tą Lucyną?

Lucy: Tak to ja. Jednak nie należy przypisywać mi wszystkich zasług.

Zażenowana spojrzałam na Jima. 

John: Fascynujące. Naprawdę podziwiam, że udało Ci się znaleźć ludzki pierwiastek w tych robotach. To jest... to naprawdę niesamowite.

Gościu mi mocno zaczął śmierdzieć, jednak odrzuciłam tę myśl na razie w kąt.

Lucy: A ty czym się zajmujesz?

John: Jestem dziennikarzem. Miałem swoją redakcje w Nowym Yorku.

Lucy: W takim razie co Cię sprowadza z wielkiego miasta do naszego małego Detroit.

John: Cóż Detroit nie jest aż takie małe...

Lucy: W porównaniu do Nowego Yorku jak najbardziej.

John: Racja. Cóż właściwie to mam chorą mamę. Wychowałem się tu. Jednak pogoniłem za marzeniami do Nowego Yorku. Pogorszenie się stanu mojej mamy sprawił, że musiałem tu wrócić. Poza tym, jak już dowiaduje się takich rzeczy, musze przeprowadzić wywiad z nadzwyczajną porucznik Anderson. Czy uczyni mi Pani ten zaszczyt?

Po głowie błąkała mi się jedna myśl. Zrealizuje ją, gdy tylko wrócę do domu.

Lucy: Mam czas jutro o siedemnastej. 

John: Cudownie.

Androids and Humans 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz