Biegłam, ile sił w nogach. Na dworze panował już półmrok. Łzy lały się po moich policzkach. Dobiegłam do ławki przy moście. Zanosiłam się szlochem. Nie miałam pojęcia co robić. Jak on mógł poruszyć temat mojego, kochanego Cole’a? Mojego, małego, słodkiego, sześcioletniego braciszka. Jak ten chujek mógł to zrobić? Schowałam głowę w dłonie. Nagle ktoś przysiadł się do mnie na ławce i bardzo mocno mnie objął w ramionach. Zaczęłam się szarpać.
Lucy: Niech mnie Pan zostawi! Nie mam ochoty na Pana patrzeć!
Connor: A na mnie spojrzysz?
Uniosłam głowę. Postacią, która mnie obejmowała nie był John. Był to mój Connor. Gdy zorientowałam się, że przy moim boku znajduje się mój ukochany, rzuciłam mu się w ramiona. Najmocniej jak potrafiłam, ścisnęłam go, a on odwzajemnił równie mocno i swój uścisk.
Connor: Co Ci powiedział, Lu?
Android zapytał troskliwie, głaszcząc mnie po plecach jedną ręką.
Lucy: Nie chce o nim gadać.
Connor: Zawsze możesz na mnie liczyć. Wiesz o tym?
Lucy: Tak, wiem. Chodźmy może już powoli w stronę samochodu.
Wstaliśmy z ławki i szliśmy powoli w stronę mostu.
Connor: Pamiętasz ten dzień po wizycie w klubie Eden. Też tu przyjechaliśmy. Usiadłaś na tej samej ławce, na której siedziałaś też tego dnia.
Lucy: Faktycznie. Nie zarejestrowałam tego wcześniej.
Przez chwile szliśmy w ciszy. Postanowiłam w końcu się odezwać.
Lucy: Udało Ci się zarejestrować kim on jest?
Connor: Tak, to John Parker. Ma 34lata. Jest dziennikarzem od ośmiu lat. Ma na swoim koncie wywiady z najjaśniejszymi gwiazdami Nowego Yorku.
Lucy: Był karany?
Connor: Ma pustą kartotekę.
Lucy: Na pewno?
Connor: Tak.
Lucy: Jesteś na sto procent pewny?
Connor: Lucy, powiesz mi w końcu, o co chodzi? Proszę...
Lucy: Wspomniał o Cole’u. Nie wiem czemu tak zareagowałam. Myślałam, że przepracowałam tą traumę.
Connor: Mogę spytać co o nim powiedział?
Lucy: Powiedział, że androidy go zabiły, a to ja go zabiłam.
Connor: On tak powiedział?
Lucy: To drugie ja dopowiedziałam.
Connor: Oboje wiemy, że to nie wyglądało w ten sposób. Androidy próbowały go ratować, ale ty nie przyczyniłaś się w żaden sposób do jego śmierci.
Lucy: Connor, ja... ja już nie wiem co o tym myśleć. Ja... ja już się gubię.
Connor: Może chcesz pojechać do Hanka. Na pewno on poprawi ci humor albo umówię Ci wizytę do twojej Pani psycholog.
Lucy: Chce odwiedzić tatę.
Connor: Dobrze.
Złapałam androida za rękę. Connor uśmiechnął się do mnie i lekko ścisnął moją rękę.
Lucy: Mam nadzieję, że już nigdy nie spotkam tego dupka.
Connor: Dopilnuję tego.
Dotarliśmy do samochodu. Otworzyłam drzwi i już miałam wsiadać, gdy Connor powiedział:
Connor: Może ja poprowadzę?
Lucy: Dobra.
Gdy już obeszłam samochód i dotarłam do Connora, dałam mu kluczyki. Ten otworzył mi drzwi i przytrzymał je aż wsiadłam. Po czym zamknął je i obszedł samochód na około. Gdy wsiadł za kierownicę spytał:
Connor: To co do Hanka?
Lucy: Tak. Definitywnie.
Nagle dioda Connora zaczęła świecić.
Lucy: Nie, nie. Nie! Nie mów mi, że mamy wezwanie...
Connor: Bardzo mi przykro. Obiecuję, że pojedziemy do Hanka, jak tylko dowiemy się o co chodzi, dobrze?
W odpowiedzi tylko włączyłam koguty i kiwnęłam Connorowi. Android wcisnął gaz i odjechaliśmy.
CZYTASZ
Androids and Humans 2
Fiksi PenggemarCZY JESTEŚCIE GOTOWI NA WIELKI POWRÓT LUCY I CONNORA?! Wiem, że ja jestem, dlatego od kilku miesięcy dość intensywnie myślałam nad fabułą do kontynuacji książki "Androids and Humans 1". Swoją drogą 25 stycznia była rocznica wydania pierwszych rozdzi...