27.06.2018
Tego dnia odbywał się pogrzeb Ezry Greydona.
To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu, a nie było ich wiele.
Wiem może to dziwne ale w końcu ten typ zabił mi przyjaciółkę.
Nie wiedzieć czemu zostałam zaproszona na jego pogrzeb. Zaczęłam się zastanawiać czyjego rodzic w ogóle wiedza, że zerwaliśmy. Ale mniejsza właśnie stałam przed drzwiami kościoła ubrana w białą sukienkę. Biała sukienka na pogrzeb może wydawać się nie najlepszym wyborem, jednak jeśli jest to pogrzeb waszego ex, który zabił waszą przyjaciółkę i przez rok związku znęcał się nad wami psychicznie i fizycznie, a nawet dopuścił się gwałtu to biała sukienka może wydawać się najlepszym wyborem. Kolor biały może być kojarzony z czystością jednak biały nie zawsze ma pozytywne konotacje. W niektórych kontekstach, biały może być kojarzony z bezdusznością, tak też było w moim przypadku.
Stojąc tam. Patrząc na cierpienie tych ludzi nie czułam nic. Czułam pustkę.
Miałam jeden cel. Zajebać Ezre Greydona własnymi rękoma, a teraz, gdy już leży w trumnie nie czuje nic. Powinnam być zadowolona, w końcu udało mi się jednak było odwrotnie...
Patrzyłam pusto przed siebie, nie poczułam nawet jak ktoś stanął obok mnie. Spojrzałam a drobną kobietę i cała się spięłam. Esmeralda Greydon. Matka pierdolonego Ezry.
-Dlaczego on... - powiedziała cichym i smutnym tonem. - Był niewinny. Nigdy nic nikomu nie zrobił... - nie dokończyła bo przerwał jej mój głos.
-Nie - powiedziałam krótko -Nie będziemy o tym tutaj rozmawiać - powiedziałam ściszonym głosem po czym nachyliłam się w stronę kobiety i szepnęłam - Zbyt dużo świadków. Proszę za mną. - po tych słowach wyprostowałam się i ruszyłam w stronę ścieżki prowadzącej na cmentarz. Słyszałam za sobą kroki kobiety. Esmeralda była ciekawska. Zawsze musiała wszystko wiedzieć, dlatego nie zdziwiło mnie to, że poszła za mną. Zatrzymałam się dopiero, gdy byłam pewna, że nikt nas nie usłyszy. Odwróciłam się w stronę kobiety.
-Dobrze, a więc co takiego chcesz mi powiedzieć? - zapytała widocznie zaciekawiona.
-A więc... - i tak opowiedziałam Esmeraldzie co jej syn zrobił. Zaczynając od znęcania się nade mną po zabójstwo mojej przyjaciółki.
***
-I tak po prostu jej o wszystkim powiedziałaś!? - wykrzyczała blondynka, zwracając tym samym uwagę wszystkich na lodowisku. Właśnie ubierałam łyżwy, czekając aż szklona drużyna w hokeja skończy swój trening.
-Tak? A co w tym dziwnego Zasługuje na prawdę, w końcu to jego matka.- dziewczyna już miała coś odpowiedzieć, gdy drzwi lodowiska otworzyły się z hukiem. Obydwie spojrzałyśmy w tamtą stronę a naszym oczom ukazał się brat Luny tylko, że nie był sam. Koło niego stał Brayden.
Co oni robią tutaj o tej godzinie? Miał być dopiero za 2 godziny w dodatku SAM. Jako, że mój samochód po ostatnim wyścigu jest u Luny to właśnie Nicolas wozi nam dupę.
Bryden spojrzał na mnie. Kurwa właśnie się w niego wpatrywałam. Odwróciłam wzrok, gdyż czułam jak moje policzki zmieniają kolor na różowy.
Poczułam czyjś wzrok na sobie. Myślałam, że to, któraś z gwiazd NHL się we mnie wpatruje, jednak się myliłam. Spojrzałam w prawo. Bingo. Beck Walker, jeden z naszych szkolnych hokeistów stał przy bandzie i się na mnie patrzył. Chyba poczuł, że został przyłapany, bo jego policzki się zaczerwieniły. Na jego ustach zagościł uśmiech, który odwzajemniłam. Musiałam przerwać kontakt wzrokowy, gdyż usłyszałam donośny głos trenerki.
-STAR SHARP!! - kurwa mam przejebane... Wzrok wszystkich spoczął na mnie. Nie pewnie ruszyłam w stronę trenerki.
-Tak? - zapytałam cicho i nie pewnie. Odważyłam się spojrzeć na jej twarz. Nie była wkurwiona jej twarz była wręcz radosna. Nawet wysiliła się na uśmiech co było rzadkie.
-Od dziś będziesz jeździć z partnerem! - wykrzyknęła entuzjastycznie. Mina mi zrzedła. Jak to kurwa z partnerem.
Odkąd pamiętam jeździłam sama.
Już widzę ten oceniający wzrok matki. Zapewne już została poinformowana. Już słyszę te komentarze w moją stronę, że jestem nie wystarczająca. Że sama mogę pomarzyć o igrzyskach, co jest jebanym kłamstwem.
Skinęłam głową i ruszyłam w stronę Luny, gdy nagle przede mną znalazł się Beck.
-Cześć Star.. - powiedział niepewnie. Czułam, że czymś się stresował. Nawet na chwile na mnie nie spojrzał.
-Siemka, co tam? - zapytałam podejrzliwie. Chłopak dalej na mnie nie patrzył.
-Chciałabyś może... - spojrzałam na niego ciekawym wzrokiem. - Chciałabyś się ze mną umówić?? - spytał po czym nareszcie na mnie spojrzał.
-Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem na co chłopak odetchną z ulgą. Dopiero teraz przyjrzałam się jego twarzy. Był bardzo przystojny. Lekki dziewiczy zarost zdobił jego twarz, a zielone oczy idealnie pasowały do przydługich włosów w kolorze ciemnego blondu. Jako iż był hokeistą to musiał być dobrze zbudowany...
Stop.
Posłałam chłopakowi miły uśmiech i ruszyłam w stronę trenerki przy której stał jakiś chłopak. Niestety stał tyłem więc nie mogłam zobaczyć jak wygląda. Podeszłam do wspomnianej dwójki.
-O Star jesteś już. - powiedziała jak zaczarowana Maria czym zwróciła uwagę chłopaka na moją osobę.
-Oliver - powiedział miło chłopak, a ja spojrzałam w jego oczy. Może i wyglądał i zachowywał się nienagannie, ale kurwa coś mi w nim nie pasowało.
***
Siemka
Dawno niebyło rozdziału za co przepraszam ale miałam sporo nauki. Postara się wrzucać je systematycznie.
Buziaki :*
Hierarch.
CZYTASZ
Shine
RomanceStar Flower Sharp to osiemnastoletnia dziewczyna. Córka radczyni miasta i wysoko postawionego biznesmena. Za dnia jej życie było idealne. Szkoła, treningi łyżwiarstwa... Jednak gdy zapadał zmrok wychodziła z niej prawdziwa strona. Pewnego wieczoru w...