III

1.9K 72 33
                                    



Włóczyłam się po okolicy w dresach Luny, nie chcąc wrócić do domu. Gdy wstałyśmy Usiadłam na ławce w parku i zaczęłam rozmyślać jak mogę od nich uciec. Od wczoraj rodzice, o ile mogę ich tak nazwać nie mieli zemną kontaktu. Rano, gdy się obudziłam miałam tylko powiadomienie z jakiejś gry. W takich momentach zdawałam sobie sprawę, że w chuju mieli co się ze mną stanie. Dla nich byłam gówno warta. Byłam nic niewartą kukiełką, którą mogli pochwalić się przed znajomymi. Długie rozmyślanie nie było mi dane, gdyż usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

*Aaron Black*

Osiemnasta na torze.

Prychnęłam pod nosem. Dla niego też nic nie znaczyłam. Miałam tylko wygrywać.

Czy ja dla kogokolwiek się liczyłam?

Jeszcze nie wiedziałam, że odpowiedzi na to pytanie wolałabym nie poznać.
Nie odpisałam mu. Zamiast tego weszłam na grupę Jodidos e idiotas. Tak ja i Luna miałyśmy nie zdrową obsesje na punkcie hiszpańskiego i wszystkiego, co z Hiszpanią związane.

*Estrella* pisze...

*Estrella*

Osiemnasta na torze...

Mam wyścig do wygrania.

*Nick* pisze...

*Nick*

Jeśli po mnie przyjedziesz to będę..

*Estrella* pisze...

*Estrella*

Będę o siedemnastej pięćdziesiąt. 

Nie spóźnij się.

*Blond zdzira*

Ja nie mogę...

Mam randkę...

Odpisałam dziewczynie żeby potem koniecznie do mnie zadzwoniła i mi wszystko opowiedziała. Wiedziałam, że Nick nie będzie pocieszony tym że jego "malutka" siostrzyczka idzie na randkę. Nie rozmyślałam o tym dłużej i spojrzałam na zegarek w telefonie, a moje oczy powiększyły się do wielkości piłeczek ping-pongowych. Siedemnasta dwanaście. Byłam piętnaście minut od domu. Na tor miałam trzy minuty moją jazdą. Szykowałam się około trzydzieści minut. Może zdążę. Ruszyłam biegiem w stronę domu.  Gdy tylko tam weszłam poczułam nieprzyjemny dreszcz.

Nie lubiłam być w tym domu. Wzbudzał niepotrzebne emocje. Smutek, gniew, obojętność, rozczarowanie. Ale wzbudzał również wspomnienia. Krzyk, łzy, przeprosiny. Ocknęłam się i weszłam po schodach do swojego pokoju.

Nie ma w nim nic szczególnego. Białe ściany, brązowe meble. Nigdy nie czułam potrzeby, aby go udekorować. Nie spędzałam w nim dużo czasu, więc jego wygląd mało mnie obchodził. 

Poczułam potrzebę wzięcia prysznica, dlatego od razu ruszyłam w stronę brązowych drzwi, które znajdowały się koło dużej szafy. Rozebrałam się i spojrzałam na swoje odbicie. Wielkie uda, średniej wielkości pośladki, szeroki biodra, w miarę wąska talia, małe piersi, szerokie ramiona. Moja matka od zawsze wypominała mi najmniejszą niedoskonałość. Najczęściej komentowała moje uda i mój brzuch. Nigdy nie zwracałam na to szczególnej uwagi, ale może moja matka miała racje... Nie tracąc czasu na przemyślenia puściłam piosenkę, akurat trafiło na Mount Everest od Labrinth. W rytmach piosenki weszłam pod prysznic. To był jeden z najszybszych pryszniców w moim życiu, bo trwał niecałe pięć minut. Gdy tylko opuściłam łazienkę od razu ruszyłam w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej krótką białą sukienkę. Tak mój styl na wyścigi diametralnie różnił się od tego na co dzień. Podeszłam do toaletki na brązowe oczy założyłam niebieskie soczewki i zaczęłam się malować.

ShineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz