rozdział 15

194 6 0
                                    

      Weszłyśmy do magazynu i naszym oczom ukazało się jeszcze więcej ludzi. Betty szarpnęła mnie za ramię i wskazała ręką w jakimś kierunku. W kierunku ringu bokserskiego. Miałam złe odczucia. Chyba Mogłyśmy zostać w domu. W pewnym miejscu ustawiła się kolejka. Wydaje mi się, że to kolejka do przyjmowania zakładów, jak w czasie wyścigów. Znalazłyśmy się w samym centrum nielegalnych walk i wcale mi się to nie podobało. Nie miałam pojęcia, że coś takiego odbywa się w tym mieście. To już przesada. Zaczęło mi się robić trochę słabo. Niestety to dopiero był początek. Na ring wszedł nie kto inny jak Caden. W sumie spodziewałam się tego i jakoś szczególnie mnie to nie dziwiło. Bardziej zaskoczyłam i przejęłam się faktem, że jego przeciwnik to jeden z tych kolesi, którzy wjechali w Mercedesa Olivi. Coś czuję, że przyjechanie tu tym samochodem to był błąd. Cała świta Cadena stała blisko ringu. My miałyśmy na nich dobry widok. Zresztą pewnie, gdyby nie to, że mamy na sobie kaptury i chusty, poznaliby nas. Czasami umiem wymyślić coś mądrego. Po drugiej stronie stał gość, który też kogoś mi przypominał, a no tak to chyba przywódca tych śmieci, co w nas wjechali. Był w towarzystwie dwóch innych goryli. Żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć, więc tylko stałyśmy i patrzyłyśmy się na to, co się rozgrywa. Walka się zaczęła. Nie znam się nie zasadach boksu, ale wyglądało to normalnie. Oddawali ciosy. W pewnym momencie osiłkowi udało się wyprowadzić celny cios w twarz Cadena. Jego głowa odchyliła się do tyłu. Na chwilę go to zamroczyło, ale potem zaczął oddawać celne ciosy: w szczękę, tors. Sędziowie ogłosili koniec pierwszej rundy.
- Zmywajmy się stąd póki możemy- szepnęła Aria.
- Zaczekaj. Chcę zobaczyć, kto wygra- odpowiedziałam jej tak samo cichym głosem. Dziewczyny nie wyglądały na zachwycone, ale zostały. Runda druga się zaczęła. Caden tym razem zaczął mocno i właściwie zaczął od tego, na czym skończył pierwszą rundę. Jest dobrze zbudowany, ale zastanawiam się jak daje sobie radę z tą kupą mięśni, która jest od niego o głowę wyższa. Z nosa przeciwnika zaczęła sączyć się krew. Nie powstrzymało to jednak Cadena. Dalej wyprowadzał celne ciosy, dopóki sędziowie go nie odciągnęli. Dziewczyny już dawno spuściły głowy w dół, żeby na to nie patrzeć. Znowu ogłoszono przerwę, a do tego faceta podszedł jeszcze jeden goryl i szepnął mu coś na ucho. Rozpoznałam w nim gościa, który mnie śledził dziś rano.
- Dziewczyny - szepnęłam- to ten koleś mnie śledził- wskazałam w tamtym kierunku.
- Jesteś pewna?- spytała Emma.
- Tak.
- Teraz przynajmniej wiemy, że to wszystko się ze sobą łączy - szepnęła Olivia. Wszystkie mówiłyśmy przyciszonym głosem.
- Mało tego- zaczęłam- jestem pewna, że oni też stoją za wezwaniem policji na wyścigi i to któryś z nich próbował zabić Cadena.
- To by miało sens- mówiła dalej szeptem Olivia- ale wydaje mi się, że jego przeciwnik nie był tak umięśniony, więc może to ten ich przywódca się ścigał.
- Może - powiedziałam, bo ja nie zwróciłam na to uwagi. Krzyki publiczności się nasiliły, bo zawodnicy wrócili na ring. 
       Przeciwnik Cadena próbował go na oślep okładać rękawicami, ale Caden utrzymywał dobrą postawę i świetnie się bronił. Trzymał rękawice przy twarzy. W pewnym momencie oddał celny cios prosto w oko swojego przeciwnika. Nie rozumiałam siebie. Normalnie odwróciła bym wzrok. Zawsze jak było coś takiego w telewizji to odwracałam wzrok, a teraz na to patrzyłam. Caden miał rozciętą wargę, ale poza tym chyba nic mu nie dolegało. Wydaje mi się, że znokautował swojego przeciwnika, bo sędziowie ogłosili go zwycięzcą. Zaraz po tym zszedł z ringu do swoich kolegów, od których przyjął gratulacje. My uznałyśmy, że to najwyższy czas, by się zwijać. Wyszłyśmy z budynku i podeszłyśmy w miejsce, gdzie był zaparkowany samochód Olivi.
- A, więc naprawdę tu pezyjechałyście. To trochę samobójstwo- usłyszałam głos, który zmroził krew w żyłach. Nie odwróciłam się jednak. Zamierzałam wsiąść do samochodu, ale niestety już ktoś przy nim stał. Konkretnie dwóch osiłków, którzy zagradzali nam drogę. Mój plan chyba jednak nie był taki genialny. Popatrzyłam na dziewczyny. Nawet, kiedy miały twarze skryte w chustach dostrzegłam w nich przerażenie. Odwróciłam się znudzona w kierunku głosu i nie pomyliłam się, że to był ten sam koleś odpowiedzialny za nasz wypadek. Koło niego stał osiłek, który gonił mnie dziś rano i na jego widok włoski mi się zjeżyły na ciele.
- Muszę przyznać, że nie wiem kim musisz być, że tak mu na Tobie zależy. To dość fascynujące- stałam tylko jak zamroczona słuchając tego. Pierwszy raz w życiu naprawdę nie wiedziałam, co robić - słyszałem, że lubisz biegać - powiedział wyciągając pistolet- co ty, więc na pewną zabawę. Policzę do dziesięciu. Jak myślisz, na ile uda Ci się uciec w takim czasie? Później możesz się już domyślić, co się stanie.
- Mówiłem Ci, żebyś zostawił je w spokoju.
Oboje spojrzeliśmy w kierunku wkurwionego bruneta.
- O proszę czyżbyś chciał dołączyć do zabawy?
- Miałeś zostawić je w spokoju.
      Za nim stała reszta chłopaków. Każdy z nich trzymał przeładowany pistolet. Jakby tych dwóch goryli nie stało przy aucie to wsiadłbym do niego zmuszając dziewczyny, by też wsiadły i spierdalała, gdzie pieprz rośnie. Niestety znalazłam się pomiędzy młotem i kowadłem, i nie mogłam ich nawet chronić. Czułam się z tym źle. Zwłaszcza, że to ja je w to wpakowałam.
- Nie przypominam sobie, bym Ci to obiecywał.
- Zostaw je.
- Ale po co te nerwy kuzynie?
      Czekaj co?
- Jestem spokojny. Wycofaj się póki możesz.
- Nie możesz mi zabronić niczego. Tylko z nimi rozmawiam.
- Właśnie, że mogę. Wygrałem walkę z twoim przedstawicielem, więc wiesz jak to działa. Odczep się od nich.
- Ech, ta dziewczyna ściągnie na Ciebie kłopoty.
- Powtarzasz się.
- Wygląda na to, że dzisiaj masz szczęście, ale jeszcze się zobaczymy - skierował te słowa do mnie, po czym machnął na swoich goryli i odeszli.
    Wypuściłam ze świstem powietrze i odwróciłam się w kierunku dziewczyn. Chciałam po prostu wsiąść do auta i odjechać byle gdzie.
- Możecie mi wytłumaczyć, co wy tu robiłyście?
      Już zapomniałam jaki ten głos jest irytujący. Chcąc nie chcąc odwróciłam się w jego kierunku. Taksowaliśmy się wzrokiem. Zastanawiałam się jaką taktykę przyjąć.
- Ciebie mogłabym zapytać o to samo.
- Poważnie? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Wpakowałyście się w niebezpieczeństwo.
- Lubię przyciągać kłopoty.
- Zauważyłem.
      Przetarł twarz dłonią, jakby mówił do dziecka i kończyła mu się cierpliwość. Cóż może właśnie tak było.
- Nieważne, odwieziemy was do domów.
- Żarty sobie stroisz? Jedziemy autem Olivi- pod most chyba. Zaplotłam ręce na piersi.
- Ja pierdole - znowu przetarł dłonią twarz. Już miałam wsiadać do auta.
- Jak wyście się w ogóle o tym dowiedziały?
- Jesteście kiepskimi przestępcami skoro nie zorientowaliście się, że ktoś za wami jedzie- spojrzałam w kierunku Liama i Noaha. Oni spojrzeli na siebie zdziwieni.
- Skąd w ogóle wzięłaś taki pomysł. Ja wiedziałem, że jesteś rąbnięta, ale to już przesada.
- Dobra, dobra gadaj sobie to komuś innemu. My spadamy. Jedziemy dziewczyny.
- Dokąd?- spytała Aria.
- Jeszcze nie wiem. Może do Olivi?
- I jak to niby wytłumaczymy mojemu bratu?
- Racja, cóż chyba naprawdę pozostaje nam spać pod mostem.
- Możecie się przenocować u mnie.
- Nie, dzięki - wolałam już spać pod mostem niż spędzić kolejną noc w jego willi.
- I tak Noah będzie u mnie nocował.
- Nie.
- Dlaczego ty jesteś taka uparta?
- Spytaj mojego ojca. To po nim to odziedziczyłam. Tylko najpierw musisz go znaleźć.
- Ja pierdole.
- To, który most wybieramy? Może ten koło naszej szkoły. Byłby idealny. Chociaż może nie. Jutro raczej nie będzie mi się chciało iść do szkoły.
- Wagary?- spytała Olivia.
- Wagary.
- Nie możesz choć raz odpuścić.
- Zastanówmy się. Nie?
- Dobra nie chcesz po dobroci to nie.
   Mówiąc to przysunął się w moją stronę, chwycił za łokieć i zaczął ciągnąć w tylko sobie znanym kierunku.
- Puszczaj- zaczęłam się szarpać. Jak można się domyślić skończyło się to niepowodzeniem- to boli.
      Te słowa jakoś magicznie na niego podziałały, bo mnie puścił. Chciałam wrócić do dziewczyn, ale zobaczyłam tylko odjeżdżającego mercedesa. Że co? Za chwilę podjechało pod nas BMW, za którego kierownicą siedział Liam. Na miejscu pasażera był Lukas, a z tyłu Aiden. Nigdzie nie widziałam Noaha.
- Wsiadasz, czy mam Cię tam włożyć siłą?- Zaplotłam ręce na piersi- Jak chcesz- Otworzył drzwi. 
     Wykorzystałam element zaskoczenia i zaczęłam biec. Chłopak dopiero po chwili zorientował się co się dzieje i ruszył za mną. Uciekałam najszybciej jak tylko mogłam. Wbiegłam do lasu, żeby go zgubić. Niestety przeceniłam swoje możliwości. Chłopak mnie dogonił. Właściwie to na mnie wpadł po czym runęliśmy na ziemię. Leżałam w jakimś błocie i liściach. Nie to było jednak najgorsze. On leżał centralnie na mnie. Byliśmy tak blisko siebie. Poczułam się dziwnie. Dziwnie, bo nie przeszkadzało mi to aż tak jak powinno. Nadal miałam na sobie chustę, którą on teraz bezczelnie zdjął. Nie zareagowałam, a powinnam. Zamiast tego zrobiłam chyba najgłupszą rzecz, jaką mogłam zrobić. Spojrzałam na jego usta. Gdy sobie to uświadomiłam szybko powróciłam spojrzeniem do jego niebieskich oczu. Bezczelny uśmiech na jego twarzy mówił, że nie umknęło to jego uwadze. Nachylił się jeszcze bardziej w moją stronę, co było już prawie niemożliwe.
- E, gołąbeczki mamy was tu zostawić? - usłyszałam głos, któregoś z jego kumpli. Caden podniósł się na równe nogi, odchrząknął i wyciągnął rękę w moją stronę. Pewnie myślał, że bez jego pomocy się nie podniosę. Jego niedoczekanie. Chwyciłam moją chustę, którą położył obok mojej głowy i się podniosłam. Nie widząc za bardzo innego wyjścia podeszłam do samochodu i wsiadłam. Caden zrobił to chwilę po mnie i teraz siedziałam pomiędzy nim, a Aidenem. Dobrze, że miałam na głowie kaptur. Przynajmniej nie miałam włosów w błocie. Niestety moja bluza i spodnie już nie miały takiego szczęścia. Jechaliśmy w ciszy, która bardzo mi odpowiadała. Wjechaliśmy do jego podziemnego garażu, a Mercedes stojący na chodniku za nami. Kierował nim Noah. To by tłumaczyło, dlaczego pojechały beze mnie. Zaparkowali i wysiedliśmy. Nienawidzę ich.
- Świetnie, czy możemy już sobie iść?- spytałam.
-Proszę bardzo. Próbuj. Nie wiem jak chcesz moje zabezpieczenia ominąć i dokąd pójdziesz, ale proszę bardzo.
     Fuknęłam. Musiałam znowu spędzić z nimi noc w jego domu. Przynajmniej byłam trzeźwa. Tak naprawdę to mi to odpowiadało. Nie musiałysmy spać pod mostem ani wracać na rozmowę z bratem Olivi, ale na głos nigdy bym tego nie przyznała. Weszliśmy do salonu i Caden otworzył jakieś wino, które pewnie kosztowało więcej niż moje życie. Rozlał wszystkim. Ja nie zamierzałam pić. Pierwszy raz go widzę w sumie z alkoholem. Ciekawe.
- To teraz może mi powiecie, skąd wzięłyście taki pomysł.
- A no tak stwierdziłam, że skoro nikt nie chce nam powiedzieć, kto nam zagraża, to sama się tego dowiem.
- W ten sposób?
- Tak, genialny plan, nie?
- To był głupi plan.
- Nie obrażaj moich pomysłów 9/10 jest genialne.
- To ten był tym 1/10.
      Pokazałam mu środkowego palca.
- Myślisz, że jestem głupia. Już wcześniej się domyślilam, że to wszystko się łączy, a skoro zostałyśmy w to wciągnięte PRZEZ WAS to powinnyśmy wiedzieć.
- Dobrze, więc co byś chciała wiedzieć? Tylko uprzedzam: może kiedyś dojść do takiej sytuacji, że nie zdążymy wam pomóc.
      Zignorowałam drugą część jego wypowiedzi.
- Dlaczego on nazwał Cię kuzynem?
- Bo nim jest- okej, spodziewałam się prędzej, że powie coś w stylu: to takie określenie, czy coś - tak, to mój kuzyn Charles i mogę was zapewnić, że nie należy do przyjemnych ludzi. Raczej takich ludzi omija się szerokim łukiem.
- Jak Ciebie.
- Bardziej niż mnie. On nie ma skrupułów i mogłaś się sama o tym przekonać. W dodatku nienawidzi mnie i zrobi wszystko, by się mnie pozbyć. To, dlatego zadzwonił na policję. Dlatego wystawił swojego przedstawiciela, żeby ze mną walczył, dlatego.
- Się ścigał i próbował Cię zabić?
- On się ze mną nie ścigał. Od brudnej roboty ma swoich ludzi. On tylko wydaje polecenia.
- Jak to?
- Normalnie. Sophia co się stało?
- Eem, Olivia powiedziała, że koleś, który się z Tobą ścigał był niskiej postury i raczej słabo zbudowany.
- Jak to? Poważnie?- Zwrócił się do mojej przyjaciółki.
- No, był trochę wyższy od Ciebie i umięśniony podobnie, a co nie zwróciłeś uwagi?
- Nie zwracam uwagi na wygląd ludzi,co ze mną przegrają. Czyli to by oznaczało, że.
- Musi być ktoś jeszcze - dokończył za niego Noah.
- Ktoś jeszcze?- spytałam.
- Właśnie tak- Caden pokiwał głową - inny przeciwnik. Z moim kuzynem rywalizuję na różnych płaszczyznach od wielu lat. Jak widać pojawił się nowy gracz.
      Nie wiem, czemu ta świadomość dobiła mnie jeszcze bardziej. Chyba zacznę się niedługo bać swojego cienia.
- Mózg mnie boli od natłoku tych myśli - powiedziała Aria.
- Jak bardzo mamy przesrane?
- Em, w skali od jeden do pięć- dziesięć.
      Okej. To mi wystarczy za odpowiedź. Przynajmniej jesteśmy świadome niebezpieczeństwa. Zastanawia mnie jeszcze pare rzeczy.
- Rozumiem, że mamy przekichane, bo zaczęłyśmy się z wami zadawać.
- Tak, tak z grubsza jest.
- Jakoś nie od razu działy się te dziwne rzeczy, dopiero po czasie. No i.
- Zostawicie nas samych?
      Kurwa nie chcę z nim rozmawiać, a wszyscy sobie wyszli.
- Posłuchaj.
- Nie, to ty posłuchaj. Wpakowałeś mnie i moje przyjaciółki w kłopoty przez to, że się do mnie przyczepiłeś. Nic by się nie stało, gdybyś nie wziął sobie za cel uprzykrzanie mi życia. Tylko po co? Po co? I co miał znaczyć jego tekst, że niby Ci na mnie zależy? Przecież tak nie jest.
- Jest, naprawdę to dziwne, ale tak jest. Stałaś się dla mnie kimś ważnym przez ten miesiąc.
- Jasne, takie bajki to sobie możesz dzieciom wciskać.
      Jakaś część mnie chciałaby, żeby to była prawda, ale ta rozsądna część wie, że to niemożliwe.
- Mówię poważnie. Podobasz mi się.
- To masz problem. Ja nie jestem osobą, która się zakochuje.
- Ja też, a dla Ciebie zrobiłem wyjątek.
- Jeśli oczekujesz, że też się w Tobie zakocham to muszę Cię rozczarować: Nie zrobię tego.
- Dlaczego?
- Nie chcę później cierpieć.
- Nie będziesz.
- Będę. Możemy zakończyć tą bezsensowną rozmowę, która donikąd nie prowadzi.
- Skoro tego chcesz. Nie wiem, co mogę Ci powiedzieć, bo skoro uznał, że jeżeli zrobi Ci krzywdę do mnie tym zrani, to żadne moje słowa nie zmienią jego podejścia do tego. Nawet jeśli zerwiemy teraz kontakt.
- Super- przewróciłam oczami- Czyli co mam robić?
- Nic, próbuj żyć tak jak żyłaś. Tylko uważaj na siebie. Rozglądaj się i dam Ci mój numer. Gdy zauważysz coś niepokojącego: dzwoń. O każdej porze. Tyle mogę Ci zaproponować i to musisz mi obiecać.
      Westchnęłam.
- Dobrze, niech Ci będzie. I tak byłam czujna, w tym mieście trzeba uważać. Jeszcze jedna kwestia.
- Jaka?
- Nielegalne walki, naprawdę? W ogóle nie wiedziałam, że w naszym mieście się odbywa coś takiego.
- To nie do końca są nielegalne walki.
- To co?
- Nie mówię, że to jest legalne, ale walkami bym tego nie nazwał. To jest boks. Wszystkie zasady są takie jak w nim. Gdy ktoś przegnie jest dyskwalifikacja.
- Nadal nic z tego nie rozumiem.
- Nie musisz. Podaj mi swój numer, a ja zadzwonię, żebyś mogła go wpisać.
   Powiedziałam mu ciąg cyferek, które stanowiły mój numer.
- Jeśli chcesz to możesz się położyć w tej sypialni co ostatnio. Chyba, że wolisz jakąś inną.
- Nie tamta będzie okej.
      I tak nie wiem, czy zasnę.
- Dobranoc Sophia.
      Zatrzymałam się.
- Dobranoc- powiedziałam i jak najszybciej odszukałam właściwy pokój. Co ja robię? Położyłam się i zaczęłam myśleć o wszystkim, co się wydarzyło. Nie wiem po jakim czasie udało mi się zasnąć.

Miłego dnia ❤️😘








nobody breaks my heart [16+] ( Break #1) [ Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz