rozdział 10

226 6 1
                                    

   Obudziłam się czując suchość w ustach i ból głowy. Zaczęłam sobie przypominać co się stało. Z przerażeniem odkryłam, że nie kojarzę miejsca, w którym się znajduję. Do mojej głowy zaczęły przychodzić przebłyski z nocy. Zdecydowanie przesadziłam z alkoholem. Nie wiem nawet, gdzie jestem ani czy dziewczyny też tu są. Właśnie dziewczyny. Zerwałam się na równe nogi. Zachwiałam się. Łeb mi dalej pulsuje. Ubrania dalej mam na sobie, więc chyba nie jest źle? Prawda? Kurwa, jest tragedia. Miałam tyle nie pić i ich pilnować. Zerknęłam na telefon i przeklęłam widząc nieodebrane połączenia od Maksa. Wystukałam mu szybką wiadomość, że nic nam nie jest. Chyba nam, ale tego już nie dodałam. Wyszłam z pomieszczenia i zaczęłam się rozglądać. Ciekawe miejsce. Ten dom wydaje się ogromny. Jak mam znaleźć dziewczyny. Stwierdziłam, że moim priorytetem jest napicie się wody. Zaczęłam szukać kuchni albo chociaż łazienki. Udało się. Niestety przy stole siedział brunet. Kurwa. Chciałam się po cichu wycofać, ale mnie zobaczył. Nie widząc innego wyboru weszłam do środka.
- Jak się czujesz?
Okropnie, źle, jakbym chciała popełnić samobójstwo.
- Przesadziłam trochę z alkoholem. Gdzie dziewczyny?
- Pewnie jeszcze śpią. Chcesz herbatę albo coś?
- Wodę. Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- U mnie w domu.
    Niemal oplułam się na te słowa. Chyba zaczęło ogarniać mnie przerażenie. Byłyśmy w jego domu. Z innymi podejrzanymi typami. Gdzie ja popełniłam tak duży błąd, że to się stało? Miałam w głowie myśl, myśl, której musiałam się pozbyć. Kurwa, ale jak się okaże. Nie, nie, nie.
- O czym myślisz?
Kurwa.
- Czy my? Kurwa.
- Nie.
Odetchnęłam z ulgą.
- Poczekam, kiedyś sama będziesz mnie o to prosić.
- Twoje niedoczekanie.
Zaśmiał się i pokręcił głową. Niech się śmieje, proszę bardzo.
- Naprawdę za dużo wypiłaś. Nie byłaś mi w stanie podać adresu, więc przyjechałem tutaj, bo od reszty to już w ogóle się nie mogłem niczego dowiedzieć.
    Dziękuję Ci Boże, że gdzieś tam nade mną jeszcze czuwasz. Trochę zeszło ze mnie napięcie.
- Chcesz coś do jedzenia?
- Zdecydowanie nie.
   Kurwa. Coraz trudniej mi przy nim maskować emocje.
- Powinnam chyba podziękować.
- Twoja decyzja.
- Tak, więc dziękuję.
- Nie masz za co.
- Poniekąd masz rację.
- Na pewno nie chcesz nic jeść?
- Na pewno. Mimo, że kocham jeść to teraz nic nie przełknę.
Pokiwał głową.
- Nie bałeś się, że ktoś Cię złapie?
- Mówisz o tym włamaniu?
Pokiwałam głową.
- Szczerze? Jak cholera.
Zaśmiałam się. Kurwa. Najszybciej jak się dało przebrałam znudzony wyraz twarzy. Uśmiech chłopaka potwierdził, że nie umknęło to jego uwadze. Cholera.
- Chcesz obejrzeć jakiś film albo coś? Prędko raczej nie wstaną.
    Czy miałam na to ochotę? Raczej nie.
- Nie.
Westchnął.
- Odwieźć Cię do domu?
    Najbardziej właśnie tego pragnęłam, ale nie ma sensu, żeby jeździł kilka razy i przede wszystkim, nie chcę zostawiać tu dziewczyn.
- Nie, obejrzymy już jakiś film.
Weszłam do salonu i o kurwa.
- O Matko, ten telewizor jest większy niż ściana w moim pokoju.
- Co chcesz obejrzeć?
- Nie wiem, cokolwiek. Byle nie komedie romantyczną ani nic związanego z miłością.
- Czytasz romanse ale oglądać już ich nie chcesz?
- No, to co innego. Na miłość w serialu chce mi się rzygać i zazwyczaj pomijam takie momenty, nawet w bajkach.
- Mogę Ci w sumie pokazać bibliotekę i jak wolisz to możesz się tam zaszyć.
- Masz w domu bibliotekę?
- No. Bibliotekę, siłownię, basen, jaccuzi, garaż z kilkoma autami i jeszcze sporo innych.
- Okej, zmieniam zdanie. Nie chcę nic oglądać. Oprowadź mnie po swoim domu.
- Serio?
- No.
- Okej.
- W sumie to mógłbyś mi najpierw pokazać, gdzie są dziewczyny?
- A mogłabyś choć raz zrobić coś, co ty chcesz, nie martwiąc się o nie?
- Chciałabym się tylko upewnić, czy nic im nie jest.
- Dobra, nie pamiętam kto jest, w której sypialni, ale okej.
   Rzeczywiście przeszliśmy po kilku sypialniach i odetchnęłam, gdy zobaczyłam dziewczyny.
- Od czego chcesz zacząć?
- Od garażu.
    Weszliśmy do podziemi. Prawdopodobnie byliśmy tu już wczoraj, ale tego nie pamiętam. Naprawdę byłam pijana. Przyglądałam się tym wszystkim pięknym autom, najwięcej uwagi poświęciłam Bugatti.
- Mogę Cię o coś spytać?
- Hm, ale nie ma nic za darmo.
- Idiota.
- Pytaj. Może ja też znajdę coś o co będę chciał zapytać.
- Jak się później tu znaleźliście? Bo podobno auto znaleziono gdzieś porzucone.
    Uśmiechnął się w ten bezczelny sposób. No i skłamała bym przed samą sobą mówiąc, że ten uśmiech mi się nie podoba. Ja pierdole. Jestem żałosna. Otrząśnij się.
- Mam Ci zdradzić sekrety naszej akcji?
- Weszej?
- Tak, naszej. Wiesz, że mogę mieć problemy przez to, że ci o tym wszystkim mówię.
Kurwa.
- Możesz, ale i tak mi powiesz. Za bardzo lubisz ryzyko, żeby tego nie zrobić.
     Uśmiechnął się. Kurwa, dlaczego ja też mam ochotę się uśmiechać. Powstrzymałam się w ostatniej chwili.
- Może i Ci powiem. Będę miał coś w zamian?
- Na pewno nie to, o czym myślisz.
- A skąd wiesz, o czym myślę?
- Zgaduję.
   Znowu się zaśmiał. Dlaczego ja w ogóle podniosłam się z tego łóżka? Mogłam teraz leżeć.
- Okej, więc akcja była zaplanowana jak już pewnie zdążyłaś się dowiedzieć. Nic niezwykłego, po prostu Liam czekał na nas w innym samochodzie, właśnie w tym miejscu, w którym znaleziono auto. Tyle.
- Nie szkoda Ci tamtego samochodu?
- Nie, on był specjalnie nabyty do takich celów. Kurwa chyba Ci za dużo powiedziałem.
I chuj znowu się uśmiechnęłam. Już nie miałam nawet siły tego hamować.
- Idziemy dalej?
- Tak.
Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia i aż mi oczy wyszły z orbit.
- Zapomniałem wspomnieć o strzelnicy.
- Masz tu kurwa strzelnicę!
- No.
- O chuj, mogę sobie postrzelać?
- Eee, nie powiesz mi, że jestem nienormalny, odbiło mi ani nic z tych rzeczy, ale chcesz sobie postrzelać?
- No.
- Okej, byłaś kiedyś na strzelnicy?
- Raz, nawet wolę nie wnikać jak to wszystko zamontowałeś.
Znowu się zaśmiał.
- Nie obudzimy ich?
- Nie.
- Okej, to dawaj. W sumie może odstrzelę Ci łeb i weź już się przestań śmiać.
- Dlaczego?
- Nie wiem, tak po prostu, przestań.
- Okej, zaczynamy.
     Pokazał mi jak się z tym obchodzić. Słuchałam uważnie i przyszedł czas na strzelanie. No cóż nie poszło mi dobrze. Większość strzałów wylądowała poza tarczą. Właściwie to wszystkie. Część wylądowała na tej tekturzez czy tam papierze, ale nie w tarczy. On z kolei oddał wszystkie strzały w tarczę. Kurwa.
- Coś mi się tu nie zgadza.
- Co?
- Za dużo jest tu kropek. Musiałaś strzelić w moją tarczę.
- Zajebiście.
- Jak?! Byliśmy 2 stanowiska od siebie.
- Żebym to ja wiedziała.
- Dawaj jeszcze raz.
- Chyba już starczy.
- Pomogę Ci.
     I tak nie wiem jak to się stało, że stał za mną. Kurwa zdecydowanie był za blisko. Nawet z rana pachnie tymi swoimi perfumami. Trzymałam broń, a on nakierowywał, gdzie mam strzelać. Czułam jego oddech na szyi. W końcu skończyłam i kurde może nie wszystkie trafiły, ale było znaczniej lepiej.
- Zachowam to sobie na pamiątkę.
- Jeśli chcesz. Idziemy dalej.
- Może już wstali. Która tak właściwie godzina?
- 10 coś. Wątpię, czy wstali, a nawet jeśli to trochę im zajmie nim się podniosą. Chodź.
   Przeszliśmy do miejsca, które wyglądało na rekreacyjne. Był tu basen, jaccuzi. No żyć nie umierać. Przeszliśmy jeszcze na siłownię, a na koniec zdecydowanie mnie wbiło w... ziemię. Tak wielkiej biblioteki jeszcze nie widziałam, a byłam w wielu.
- Jak?
Wzruszył ramionami.
- wow.
     Zaczęłam przeglądać te książki. Naprawdę było tu wiele ciekawych tytułów. Niektóre się nawet powtarzały. Kurwa nawet nie chcę wiedzieć, ile tu pieniędzy leży.
- Możesz tu posiedzieć. Ja pójdę sprawdzić, czy już wstali.
- Okej.
    Wzięłam jakiś dark romace i usiadłam z nim na pufie. Tak to ja mogę żyć. Cisza i spokój.
Zaczytałam się w książce, że nie zauważyłam wejścia Cadena.
- Przyniosłem Ci lemoniadę.
    Podskoczyłam na tej pufie i się podniosłam. Dopiero odkryłam jak bolą mnie kości od ciągłego siedzenia w tej samej pozycji.
- Hm, dzięki.
- Czytałaś 3 godziny bez przerwy.
- Zdarza się.
Chciałam odłożyć tą książkę.
- Jak chcesz to możesz sobie pożyczyć i dokończyć.
- No dobra.
Napiłam się trochę tej lemoniady. Nawet dobra.
- Nie wiedziałem, że czytasz takie książki.
Lemoniada z moich ust wylądowała z powrotem w szklance.
- Hm? Jakie? Książka jak książka.
- Jasne.
- Reszta już wstała?
Czemu on się znowu śmieje?
- Część tak. Leczą kaca w salonie.
- Okej.
- No, ale naprawdę nie spodziewałbym się, że czytasz takie książki.
- A przepraszam to twoja sprawa, czy jak? I skąd wiesz o czym jest?
- Nietrudno się domyślić patrząc na to, kto jest jej autorem.
Z Penelope Douglas wszystko jest w porządku. Nie wiem o co mu chodzi. Zaplotłam ręce na piersi i walnęłam go książką.
- Ała.
Wszystkich przed nim ostrzegałam, nie zauważając, że sama wpadam coraz bardziej.
Wzięłam telefon i wrzuciłam go w miejsce, gdzie skończyłam czytać. Udałam się za chłopakiem do salonu. Zobaczyłam, że są już wszyscy poza Noahem i Arią.
- Hej.
- Cześć. Co tam masz?
- Corrupt.
Emmie oczy wyszły na wierz.
- Skąd to masz?
- Z biblioteki.
-Nie gadaj, że w tym budynku jest biblioteka.
- Jest.
- Natychmiast mnie tam zabierz.
    Więc poszłyśmy. Chłopaki coś tam do nas wołali. Emma zaczęła przeglądać tytuły, które ja wcześniej już przejrzałam i świeciły jej się oczy.
- To raj.
- Skończyłyście?
- Nie. Mogę coś pożyczyć - spytała się moja przyjaciółka, a Caden się skrzywił.
- Jeśli musisz.
Wzięła Birthday cake i wyszłyśmy. Gdy z powrotem weszliśmy do salonu, Aria i Noah też już tam byli.
- Świetnie skoro już wszystkie jesteśmy to teraz do domu - zarządziłam.
- Nie możemy jeszcze chwilę poczekać. Nie mam ochoty na konfrontację z moim bratem.
Słuszna uwaga.
- Masz rację.
Wszyscy już okupowali narożnik i większość foteli. Sama też usiadłam w jednym z takich foteli.
- Jak my się tu w ogóle znaleźliśmy?- spytała Betty.
- Wszyscy byliście kompletnie pijani i nie wiedziałem, gdzie mam was zawieźć, więc przyjechałem tutaj, do mojego domu. Dobra skoro już wszyscy wstali to odgrzeję coś na śniadanie. Co powiecie na pizzę?
- Eee, sory stary, ale raczej nikt nie będzie jeść- powiedział Aiden.
- Ja bym w sumie już coś zjadła - powiedziałam- zgłodniałam.
- Ktoś jeszcze?
- Eee nie.
Zniknął, a ja mogłam wreszcie odetchnąć.
- Co robiliście jak spaliśmy?- spytała Aria.
- Siedziałam przez większość czasu w bibliotece.
- Jasne.
Przewróciłam oczami. Po 3 postanowiłyśmy, że w sumie to czas najwyższy wracać. Caden odwiózł nas do domu Olivi.
- Gdzie wyście były?
- Przecież Ci pisałam, że nic nam nie jest.
- Może, ale jestem za was odpowiedzialny i.
- To nie trzeba było nas zostawiać na imprezie - ucięła Olivia- chodźcie dziewczyny. Weźcie swoje bagaże.
- Odwieźć was?
- Nie trzeba. Ja to zrobię.
Wsiadłyśmy wszystkie do mercedesa, gdy już miałyśmy wszystkie rzeczy.
Odwiozłyśmy Betty i Emmę, i przyszedł czas na mnie i Arię.
- Olivia.
- Co tam?
- Ten czarny chevrolet jedzie za nami od dłuższego czasu.
- Cholera, masz rację Sophia. Co teraz?
- Przyspiesz.
Olivia wcisnęła gaz do dechy, a samochód za nami zrobił to samo.
- O co może chodzić?
- Nie wiem, ale chyba nie chcę się przekonywać.
- Dziewczyny, co się dzieje?
- Nie wiem Aria.
- Dzwonię do Noaha.
- Po co?- spytałam.
- Żeby nam pomogli.
- Dobra jedziemy na razie w miarę zatłoczoną ulicą. Póki tu jesteśmy, jesteśmy w miarę bezpiecznie.
- Tak, ale jakoś musimy się dostać do waszych domów. Przecież mu nie pokażę, gdzie mieszkacie.
Ma rację. Zacisnęłam szczękę. W przeszłości zdarzało się, że ktoś śledził nas dwie, ale dawałyśmy sobie radę. No i było to związane z wyścigami. Nie sądzę, że teraz o to chodzi. Nim się zorientowałyśmy byłyśmy na jakiś obrzeżach. Teraz to dopiero mamy kłopoty.
- Cholera, on przyspiesza. Gaz do dechy.
Olivia chyba osiągnęła prędkość jaką się tylko dało. Myślałyśmy, że już uciekniemy, gdy auto znalazło się za nami i uderzyło nas w tył. Zakręciło nami i znalazłyśmy się na drzewie.
- Nic wam nie jest?- spytałam.
- Żyjemy, jeszcze.
Patrzyłam jak z auta wychodzi czterech napakowanych facetów i jeden znacznie chudszy. Co nie znaczy, że mamy z nimi jakiekolwiek szanse.
- Jesteśmy w dupie.
- Rodzice mnie zabiją za to auto.
Szli w naszym kierunku. Nie zauważyłam, by mieli broń, ale może była gdzieś schowana. Byli już bardzo blisko, ale wtedy drogę zajechało im znajome auto. Cała piątka wysiadła z BMW Cadena. Wiedziona odwagą wysiadłam. Dziewczyny poszły w ślad za mną.
- Kogo moje oczy widzą Caden Taylor we własnej osobie.
- Nie czas na uprzejmości. Mogę wiedzieć, dlaczego je śledzisz.
- O czyżby były dla ciebie ważne?
- Może tak, może nie. Powtórzę ostatni raz: Dlaczego je śledzisz?
Na twarzy Cadena nie było teraz uśmiechu, natomiast u tego faceta owszem.
- Nie śledzę.
- Jasne - prychnął- odczep się od nich. Dobrze Ci radzę. Inaczej skończy się to dla ciebie nieprzyjemnie.
- Ty grozisz mi? Lepiej uważaj, komu ufasz. Na razie Caden, do zobaczenia.
- Oby nie - powiedział już bardziej do siebie - nic wam nie jest?
Ocknęłam się.
- Chyba nie. Skąd wy się tu w ogóle wzięliście?
- Aria nas powiadomiła.
- Kurwa, mam przejebane.
- Jak źle jest?- spytałam.
- Wszystkie światła do wymiany. No i jeszcze zderzak, też chyba trzeba nowy.
- Cholera.
- Niekoniecznie - odezwał się nadal nie wiem, czy Lukas, czy Liam.
- Możesz to dziś naprawić Liam?- spytał się Caden.
- Spróbuję. Mam chyba takie części.
- Zajmij się tym. Odwiozę was do domu.
- O nie, dopóki nie będę miała mojego auta nie wracam- zaplotła ręce na piersi. Caden przewrócił oczami.
- Dobrze, więc Noah odwieź swoją dziewczynę i Sophię do domu, a ta pojedzie z nami do warsztatu.
- Jadę z wami- powiedziałam od razu.
- Za jakie grzechy? Dobrze, więc Noah odwieź swoją dziewczynę, a wy chodźcie.
Noah i Aria pojechali, a my wsiedliśmy do BMW Cadena. Chłopaki podpięli do niego hakiem Mercedesa rodziców Olivi.

Miłego dnia ❤️😘


nobody breaks my heart [16+] ( Break #1) [ Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz