Rozdział 5

255 35 60
                                    

Pokój na zapleczu piekarni był nieco zagracony, ale było w nim ciepło i panował spokój. Zza ściany co prawda dochodziły odgłosy pracujących na nocną zmianę dwóch piekarzy oraz cukiernika, ale na pewno nie był to świst pociągu jak na stacji i JK czuł się bezpiecznie. Tego potrzebował.

Z pełnym żołądkiem, wykąpany i w czystych ubraniach, które przyniósł mu Tae-hyung, leżał na wygodnej kozetce z głową na miękkiej poduszce, a oczy same mu się zamykały. Przykryty ciepłym kocem po raz pierwszy od chwili, gdy znów znalazł się na ziemi, mógł naprawdę odpocząć i serce w piersi zwolniło, bijąc miarowo. Umysł powoli płynął w stronę nicości.

Przypomni sobie — ostatnie słowa zamajaczyły mu w myślach, nim sen całkowicie go zmorzył i uśmiechnął się bezwiednie do obrazu Tae-hyunga, który pokazał mu się pod powiekami.

Nie miał żadnego planu na to, aby w jakikolwiek sposób spróbować nakierować jego wspomnienia w stronę wspólnej przeszłości, ale cieszył się, że może być blisko. Tyle musiało na razie wystarczyć.

Następnego dnia, Tae-hyung, stojąc za ladą i obsługując klientów, dostrzegł, że chłopak wygląda lepiej. Nosił kosze z chlebem żwawiej, co chwila zagadywał do Tae-ri, która śmiała się z jego żartów, a sińce pod oczami zniknęły. Był z siebie zadowolony, że mógł mu pomóc, choć dręczyła go myśl o rozmowie, jaką powinien z chłopakiem przeprowadzić. Obiecał mu, że nie będzie wypytywał, ale nie chodziło o ciekawość, a o przezorność. Nie za bardzo wiedział, jak się do tego zabrać, ale wiedział też, że nie ma innego wyjścia i musi to zrobić. Nie mógł zwlekać.

Wieczorem postanowił zejść do niego na zaplecze. Gdy wszedł do pomieszczenia, spowijał je półmrok, rozpraszany jedynie żółtym światłem małej lampki stojącej na podłodze obok łóżka. Leżący na nim JK drgnął i podniósł się natychmiast do siadu.

— Dobry wieczór panu — przywitał się uprzejmie, ale z rezerwą.

Nie spuszczał oczu z Tae-hyunga. Ten znieruchomiał na chwilę, stojąc w wejściu z papierową torebką w jednej dłoni oraz kubkiem w drugiej, a pod pachą trzymał ubrania poskładane w kostkę. JK nie mógł się nadziwić, że nawet w takiej sytuacji wyglądał intrygująco i pociągająco. Końcówki włosów miał mokre i zaczesane na bok, zapewne po prysznicu, a koszulę świeżą i nieco luźniejsze spodnie niż za dnia w piekarni.

— Dobry wieczór, mogę? — zapytał, bo nagle zdał sobie sprawę, że nie zapukał. — Przepraszam, nie zapukałem. To z przyzwyczajenia. Nikt tu nigdy nie mieszkał.

JK zaśmiał się speszony.

— Nic się nie stało, przecież to pana zaplecze — odpowiedział, składając dłonie pod brodą. — Nie robię tu nic złego. Może pan być pewien.

Czuł stres. Czegokolwiek dotyczyła wizyta, musiał improwizować.

Tae-hyung wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi lekkim kopniakiem.

— Niczego takiego nie twierdzę — zaprzeczył, nieco urażony.

„Coś złego" nawet nie przeszło mu przez myśl, choć miał swoje podejrzenia, jeśli chodziło o to, skąd chłopak się tu właściwie wziął. Postawił po drodze Kubek na pustym, starym regale chlebowym, a torebkę wręczył mu, gdy do niego podszedł.

— Mieszkam nad piekarnią i pomyślałem, że na chwilę do ciebie zejdę — wyjaśnił, skąd się tu wziął i że nie jest to jakieś wyjątkowe najście. Ot, zwykła sąsiedzka wizyta, jakby mieszkali w bloku. Taki ton chciał jej nadać. — Zjedz. Pewnie jesteś głodny — dodał i skinieniem głowy wskazał na torebkę, aby ją od niego odebrał. — Zawsze możesz zabrać z piekarni, co tylko chcesz, gdy skończysz zmianę. Chciałbym, abyś o to zadbał i nie siedział tu wieczorami głodny.

HalO 2 || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz