Rankiem, po przetarciu oczu, do jej głowy napłynęło wspomnienie snu minionej nocy. Ten dzień miał być dobrym dniem, aż do tej chwili.
Można było pomyśleć, zwykły obraz w głowie wynikający z zaistnienia poprzedniego pocałunku.. Ale to wcale nie był zwyczajny sen. W tym świecie żaden z nich nie był.
Wampiry nie śniły co noc, co tydzień czy nawet raz w na rok. Była to rzadkość, a większość osób mogła tylko o tym pomarzyć. Hunter w swoim życiu miała tylko jeden sen i to za dziecka.
Proroczy sen.
Jaki by nie był, ona nie wierzyła w ich moc. Będąc młodszą, przyśniło się jej, że jedno imperium zwane Hostycją, rozpadło się na dwie oddzielne części. To było absurdalne, bo przecież imperia rozleciały się zanim jeszcze w ogóle była w planach, a to był wystarczający powód, by nie przejęła się dzisiejszym prorokiem.
Z resztą, on także był tym z niemożliwych i nie zadawała sobie zbędnych pytań. W zamian tego pozbyła się myśli krążących w podświadomości, po czym rzuciła okiem w stronę okna by z zawiedzeniem zdać sobie sprawę, że Rosalie nie odpisała na wysłaną wczorajszego wieczoru notkę. Bez zawahania postanowiła wysłać kolejną z nadzieją, że ta przyniesie zamierzony skutek.
Czekając na odpowiedź zwrotną, poważnie zaczęła rozmyślać nad swoim zachowaniem, co krążyło w jej pytaniach od wczorajszej "rozmowy" z Jacobem, jeśli można było to tak w ogóle nazwać.
Jeśli podobieństwo do niego naprawdę wynosiło tak wiele, to pożałowała, że się urodziła.
Niby nie był lubiany w Hostencji, zaś do niej.. niby nastawienie było dość neutralne.
Zapewne z powodu łatki córki króla. I zapewne nigdy by się tym nie przejęła, ale teraz zaczęło jej to wadzić. Nikt nigdy nie powiedział wprost, że toksyczność lała się z niej ciurkiem. Po pierwsze, nikt nigdy się nie odważył, a po drugie każdy wiedział, że to nic by nie dało i tylko po ciuchu liczyli na wydoroślenie Hunter.
Ten moment powoli nadchodził, a ona nie była pewna czy jest gotowa na wdrożenie w zmianę całej siebie. Może jej chciała. Próbowała jak najbardziej wpuścić ją w umysł, jednak.. czy końcowo byłoby warto? Przecież brakowało jej tylko kilku kroków do szczytu własnego sukcesu. Tak niewiele a zarazem, cóż, każdy wiedział jak wyglądała droga na samą górę. Podobnie do wędrówki na Mount Everest.
Sprzeczny namysł i dodatek strachu względem ignoranckiej postawy Festycjanki powoli zaczynały ją dobijać. Na szczęście.. już po chwili tylko bijące myśli. Dostała odpowiedź. Zgodną odpowiedź.
W taki oto sposób, wczesnym wieczorem Hunter cierpliwie czekała na przybycie Rosalie tam, gdzie zawsze. No, może niedokładnie. Musiała wejść na skały, czyli w miejsce gdzie znajdował się spadek. Forest także była zmuszona wejść na górę pomimo natychmiastowej chęci powrotu do domu.
Zrozumiała wszystko, gdy tylko zobaczyła.
— Jesteś z siebie dumna, Valentino? — energicznie do niej podeszła. Na ustach miała przygłupi uśmiech, a oczy zalane były zażenowaniem. — Co miałaś na celu blokując wejście do skał? A może raczej wyjście? Chciałaś mnie zabić do cholery? — niemal krzyczała w zdziwioną twarz starszej.
— Co ty mówisz? — niezrozumiale zmarszczyła czoło. Nie pojmowała oskarżenia w jej stronę. Nic nie zrobiła.
— Doskonale wiesz, co mówię — przygryzła środek wargi patrząc w bordowe tęczówki z zawiedzeniem, złością i podejrzeniem.
— Nie, nie wiem — odparła równie pewnie. Wraz z jej słowami młodsza uniosła brwi, po czym wyciągnęła list z kieszeni czarnej bluzy. Wzięła go na wszelki wypadek. Na taki wypadek.
CZYTASZ
Blackout: Pokolenie Wampirów
RomanceOd dziecka nie zaznała spokoju ze strony ojca. Jedyna osoba sprawiająca, że się uśmiechała, została jej odebrana. Więzienie w pokoju, zakaz spotkań z własną siostrą i matką. Wróg, dolegający oliwy do ognia. Rosalie i Valentina nigdy się nie spotkał...