Rozdział 30

1.3K 52 2
                                    


Olivia

Pik, pik, pik. Dźwięk, który bardzo dobrze znałam i jednocześnie nienawidziłam. Kojarzył się z pobytem w szpitalu, który zawsze oznaczał coś okropnego. Ból, strach, łzy. Ostatnia doba była dla mnie horrorem. Czystym, okropnym horrorem. Nie jestem pewna czy pamiętam całość czy tylko urywki. Dominik został postrzelony. Jego klatkę piersiową przebiła kula. Pocisk, który był wycelowany we mnie. Dominik poświęcił siebie ratując moje życie. Nie mogłam w to uwierzyć. Wiedziałam, że zrobi dla nas wszystko, ale nie to. Nie coś takiego. Nie znam drugiego człowieka, który byłby w stanie poświęcić swoje życie dla drugiej osoby.

Gdy zobaczyłam jak czerwona plama rozlewa się na środku jego koszuli plamiąc ją całą, czułam jak moje serce się kurczy. Ten przeraźliwy strach, który od tej chwili mnie nie opuszcza. Cały czas tkwię w tym letargu. Gdy Dominik osunął się na chodnik mój świat stanął w miejscu. Jak przez mgłę pamiętam co się działo. Gdyby nie Eduardo nie wiem jakbym sobie poradziła. To on wybiegł przed restauracje zaraz po postrzale. Wezwał pomoc z ich szpitala i powiadomił Connora. Pomógł mi tamować krew do czasu przyjazdu karetki. Był ze mną do chwili przyjazdu Connora. Później to Connor pełnił wartę. Zabrał mnie do szpitala i tak już zostałam. Musiałam z nim walczyć, aby mnie tu zawiózł. Mówił, że to nieodpowiednie miejsce dla kobiety w ciąży, ale nie chciałam go słuchać. Musiałam tu być, przy nim. Dominik jest w śpiączce farmakologicznej. Zaraz po przyjeździe do szpitala zabrali go na operacje. Wyjęli kulę. Wprowadzili go w stan uśpienia i kazali czekać. Nikt z lekarzy nie mówi, że z tego wyjdzie. Nie mówią też, że nie. Każą tylko czekać. A to czekanie jest najgorsze. Ta niewiadoma. Okrutna niepewność, która zaciska mój żołądek w supeł.

-Olivia. – Connor przekroczył próg sali, w której leżał Dominik. – Doktor przekazał, że musisz już wyjść. - Podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Niechętnie podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę wyjścia. Usiedliśmy na krzesłach na korytarzu. - Olivio musisz jechać do domu, odpocząć. Nie mogę pozwolić abyś tu tkwiła.

-Nigdzie się nie wybieram. Nawet nie próbuj mnie przekonywać. – Odparłam. Nie miałam zamiaru zostawiać go nawet na chwilę.

-To nie jest odpowiedzialne. Dominik śpi. Nie wiemy, kiedy się obudzi. A twoja obecność tu mu w niczym nie pomoże. Za to może zaszkodzić dziecku. - Nie odpuszczał.

-Nic jej nie będzie. A ja nie mam zamiaru się stąd ruszyć. Pozwól mi zostać jeszcze trochę. – Prosiłam go. Nie miałam siły, aby wrócić do domu. Nie mogłabym znaleźć tam dla siebie miejsca. Czułam, że powinnam być tutaj. Przy nim. Nie ważne, ile to ma trwać i czy kiedyś się skończy. Connor położył swoją dłoń na moich plecach i w pocieszającym geście zaczął mnie głaskać.

-Dobrze, zostań jeszcze trochę. - Sam oparł tył głowy o ścianę za krzesłem i głośno wypuścił powietrze. - Przeżyłem z nim wiele, ale nigdy nie przypuszczałem, że to ja będę siedział pod jego szpitalną salą. Zawsze to on był krok przed wszystkimi. Przewidywał i nie dopuszczał do tego, aby coś mu się stało.

-Gdyby nie ja tym razem też byłby cały. – Odparłam zgodnie z prawdą. Ta myśl wbijała mi nóż w serce. Gdyby nie chciał mnie ochronić teraz byłby cały i zdrowy.

-Olivia nie możesz tak mówić. Nie ty jesteś celem. A nawet jeśli chcieli go skrzywdzić przez osobę, na której mu najbardziej zależy to przez rodzinę i to co robi. - Connor próbował przemówić mi do rozsądku.

-Wiem, ale to wcale nie pomaga. Czy wiecie kto to zrobił? - Zapytałam.

-Ehh tak. To znaczy nie wiem, jeszcze kto dokładnie strzelał, ale nie mamy wątpliwości, że to te rosyjskie skurwiele. - Powiedział podłamanym głosem.

-Dlaczego musieli się skupić akurat na nim? - Z moich oczu pociekły kolejne łzy. Przyłożyłam dłonie do twarzy próbując się uspokoić.

-Chcą wybić nas wszystkich. Zresztą tak jak i my ich. Hugo rozpoczął wojnę a nam przyjdzie za to zapłacić wysoką cenę.

***

Godzinę później Connor zawiózł mnie do rezydencji. Nie miałam siły, aby dalej z nim walczyć. Weszłam do domu i jak najszybciej udałam się do sypialni. Rose już nie było. Na szczęście nie musiałam jej tłumaczyć co się stało. Czułam, że nie dałabym rady. Było blisko północy. Rozebrałam się i pożyłam do łóżka choć wiedziałam, że tej nocy nie zmrużę oka.

Ledwo wybiła szósta i zwlekłam się z łóżka. Noc była okropna. Spałam może godzinę. Resztę czasu zajmował mi płacz. Wiedziałam, że jak najszybciej chce się znaleźć w szpitalu. O zostaniu w nim na noc nie było mowy. Poszłam pod prysznic. Po kilku minutach pod strumieniem wytarłam ciało i narzuciłam na siebie pierwszą lepszą sukienkę. Ostatnie o czym chciałam myśleć to to jak wyglądam. Ruszyłam do kuchni. Wiedziałam, że Rose jeszcze nie będzie przez co będę mogła szybko zjeść jogurt i jechać do szpitala. W drodze do kuchni zadzwoniłam do Connora, aby był gotowy. Po kilku sygnałach odebrał.

- Cześć, zaraz będę gotowa i możemy jechać. - Rzuciłam.

-Olivia nie jest za wcześnie? Nie ma nawet siódmej. Miałaś odpoczywać. - Negocjował.

-To nie ma znaczenia. Muszę przy nim być. Proszę nie walcz ze mną. I tak nie odpuszczę. - Miałam nadzieję, że odpuści i zawiezie mnie na miejsce.

-Dobrze, za dziesięć minut będę przed wejściem.

-Dziękuje. - Rzuciłam i się rozłączyłam.

W kuchni zjadłam śniadanie. Zażyłam kilka witamin jakie zaleciła mi przyjmować pani doktor. Miałam ich resztkę. Nowa recepta została w kieszeni Dominika. Znowu przed oczami przeleciał mi obraz wczorajszych wydarzeń.

-Nie, nie mogę. Musze być silna. Dla Dominika i naszej córeczki. - Powiedziałam przykładając dłoń do swojego brzucha. Starałam się przetrwać. Musiałam się trzymać, aby móc wrócić do szpitala. Connor nie zawiózłby mnie do Dominika jeśli czułby, że nie dam rady. Nie mogłam mu tego pokazać. Musiałam udawać przed nim silną najlepiej jak potrafiłam. Chwilę później byłam już przed domem. Connor stał przed samochodem i palił papierosa. Gdy mnie usłyszał odwrócił się w moją stronę. Wyrzucił niedopałek i podszedł bliżej.

- Hej. – Przywitał się i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Kojącym było poczuć wsparcie od kogoś kto jest ci bliski. Ale nie mogłam się przy nim rozkleić.

-Hej. – Odpowiedziałam – Jedźmy już. - Powiedziałam krótko. Connor zaprowadził mnie do samochodu i ruszyliśmy w drogę.

Dominik # 1 Mały cudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz