Kilkanaście dni później...
Olivia
To była końcówka siódmego miesiąca. Mój brzuch był już ogromny. W czasie całej ciąży nie przytyłam aż tak wiele, jednak moja figura znacznie różniła się od tej, do której byłam przyzwyczajona. Wcale mi to nie przeszkadzało. Czym było kilka dodatkowych kilogramów przy możliwości przytulenia malutkiej istotki. Nie mogłam się doczekać, aż wezmę moją córeczkę w ramiona. Poczuję jej delikatną skórę i niemowlęcy zapach. Będę mogła się z nią przechadzać po ogrodach i parkach pchając jej wózek. Oczami wyobraźni widziałam ciotkę wariatkę, która będzie rozpieszczać moją córeczkę i towarzyszyć nam na spacerach. Miałam nadzieję, że nie nauczy jej żadnych z tych rzeczy jakie same robiłyśmy szalejąc na imprezach.
Nie ma mowy. Nie pozwolę jej na to. Moja córka będzie dorastać otoczona miłością.Tego dnia miałam zaplanowaną wizytę u lekarza. Była to rutynowa kontrola. Pani doktor miała sprawdzić, czy dzidziuś rozwija się prawidłowo. Miałam nadzieje, że tak jest. Nadziei towarzyszyło przekonanie, że z małą jest dobrze. Gdzieś głęboko w sercu czułam to, że mojemu dziecku już nic nie zagraża. Było to trochę irracjonalne, ponieważ sam poród może mieć jakieś komplikacje, nie mówiąc już o tym, w jakim świecie przyjdzie urodzić się mojemu dziecku. Ale nie niszczyło to nadziei jaką miałam.
Przed południem zeszłam na dół. Od razu skierowałam się do kuchni, aby przed wyjściem napić się kilka łyków wody. Pogoda była przyjemna. Od rana świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Uwielbiałam Nowy York w takiej odsłonie. Miasto biło wtedy jeszcze większą energią niż normalnie. Wprawiało mnie to w pozytywny nastrój. Pogoda była na tyle przyjemna, że zrezygnowałam z ciężkich ubrań i postawiłam na kolorowe kimono. Przy dużym brzuszku luźna forma sukienki była idealna. Materiał sięgał mi lekko powyżej kolan, więc nie było szans, aby było mi w niej za gorąco. Włosy upięłam w kucyk a do sukienki dobrałam beżowe baleriny. Na tym etapie ciąży niemal całkiem zrezygnowałam z obcasów. Po tym jak spadłam ze schodów chciałam wyeliminować całe niepotrzebne ryzyko.
Po chwili dotarłam do kuchni. Rose jak zwykle krzątała się po niej przygotowując obiad.
-hej, Rose. – Przywitałam się. – Nalejesz mi szklankę wody. Zaraz jedziemy na wizytę kontrolną.
-Oczywiście. Już nalewam. – Rose sięgnęła do szafki i wyjęła szklankę. Po chwili popijałam już zimny napój przy kuchennym blacie. - Czy wrócicie na obiad? - Zapytała gosposia.
-Myślę, że tak. Planowo jedziemy tylko do lekarza. Dominik pewnie będzie musiał wracać do pracy.
-W takim razie przygotuje obiad na trzecią. Powinniście już być. A jak nie to zostawię w podgrzewaczach. - Powiedziała Rose promiennie się do mnie uśmiechając. Biło od niej ciepło i matczyna troska. Nas oboje traktowała jak swoje dzieci. Pomimo, że do Dominika odnosiła się z ogromnym szacunkiem i chyba lekkim strachem to kochała go jak własne dziecko. Wiem też, że nie mogła doczekać się aż Pheobe przyjdzie na świat.
- Na pewno już będziemy. Dziękuje Rose. - Odwzajemniłam uśmiech po czym wstałam i udałam się do wyjścia. - Do zobaczenia. – Rzuciłam na odchodne.
-Do zobaczenia Olivia. - Odpowiedziała radośnie Rose.
Minęłam korytarz i salon udając się do drzwi wyjściowych. Otworzyłam je i ruszyłam na podjazd. Dominik stał przy samochodzie. Rozmawiał z kimś przez telefon. Miał na sobie białą koszulę i czarne eleganckie spodnie. Rękawy były podwinięte do łokcia przez co jego solidne przedramiona były dostępne do podziwiania przez cały świat. Całości podkreślał skórzany pasek z klamrą i okulary awiatorki. Wyglądał tak samo fantastycznie jak wtedy, gdy widziałam go pierwszy raz. Jego urok onieśmielał mnie tak samo jak tamtego wieczoru w klubie. Gdybym wtedy wiedziała, że te wieczór zmieni całe moje życie.
CZYTASZ
Dominik # 1 Mały cud
عاطفيةOliwia Moore to młoda i ambitna kobieta. Mieszka w Nowym Yorku a na co dzień pracuje w korporacji zajmującej się marketingiem. Jest piękną kobietą, która nie potrafi tworzyć związków dlatego odpycha wszystkich kręcących się wokół niej mężczyzn. A pr...