— Możesz dać nam chociaż cholerną podpowiedź..? — jęknęła bezsilnie, powolnie człapiąc się za szybciej idącą siostrą. Spóźniali się.
— Słownictwo. Jeszcze jesteś za młoda na wulgaryzmy, nie uważasz? — przyspieszyła kroku bardziej. Każda sekunda się teraz liczyła.
— Mam siedemnaście lat, Valentina. A ty sama lepsza nie jesteś, zamiast przecinków stawiasz kurw..
— Charlie. — szepnęła, patrząc w oczy ojca. Nie otworzyłaby drzwi, gdyby spodziewała się akurat takiej odmiany słów. Przekroczyła poirytowanie próg.
— Jesteście spóźnieni. — zauważył trafnie Michael. Najstarsza zasiadła do stołu obok niego, co wykonało także rodzeństwo. Młodsza dwójka spuściła swoje głowy w strachu, zaś Valentina ciągle biła się z jego suchym spojrzeniem.
— To moja wina. Zagadałam się z Ashley i nie zauważyłam godziny, a miałam po nich przyjść — wzięła to na siebie, ale nie tylko z powodu swojej faktycznej winy. Mimo wiecznego braku empatii nawet do przyjaciół, Charlie i Erica wybraniała zawsze.
Brała na siebie winę gdy coś zrobili, bo była jedyną, która się go nie bała i potrafiła odprowadzić ojca od pomysłu krzywdzenia rodzeństwa.
— Porozmawiamy później, i tak musimy jeszcze czekać. — skinął brwiami na mężczyznę po drugiej stronie stołu. — Gdzie masz swoich mieszańców? — zwrócił się do posiwiałego. Podobnie do ojca, przybrała swój lodowaty wzrok i także przeniosła spojrzenie na niego, sprawnie ignorując dziewczynę siedzącą obok.
Była pewna, że to siostra pół wampirzycy. Gdyby Rosaline siedziała naprzeciw – Hunter zapewne zwijała by się z bólu. Człowiecza energia bolała jak cholera i zdążyła się o tym przekonać.
— Cheryl się nie zjawi. Przychodzę w tej sprawie, Michaelu — odchrząknął pozbywając się chrypki z głosu. Gdyby nie ona, jego głos byłby delikatniejszy. Zdaniem Valentiny był zdecydowanie cieplejszy od tego Michaela. Całkiem przyjemnie cieplejszy.
— Przejdź do sedna, Forest. Nie ukrywam, że niemiło cię tu widzieć i nie chciałbym przedłużać tego spotkania. Myślę, że moje dzieci i Rachel mają podobne zdanie — rozejrzał się po wymienionych, szukając potwierdzenia w swoich słowach. Wszyscy prócz Vale skinęli głowami.
Michael spojrzał w czerwone oczy, a jej ciało natychmiastowo zaszło nieprzyjemnym ciepłem, kłującym w każdym możliwym miejscu. Wstrzymała się przed syknięciem. Nienawidziła, gdy to robił.
— Chcę prosić cię o przysługę, Cheryl jest poważnie chora. Nie mam tak dobrego uzdrowiciela jak ty. — Michael przysłuchiwał się dokładnie, z uśmiechem. — Dzieci potrzebują matki — dodał poważniej, kiedy pokręcił głową.
— Nie pozwolę Veronice dotknąć człowieka — prychnął — Eres nalej mi proszę rumowej krwi. Kto to widział! Forest prosi mnie o przysługę. — jego śmiech echem rozniósł się po całym pomieszczeniu. Blondynka postawiła przed nim kielich pełny czerwieni. Nie minęła chwila, a był pusty.
— Nie uważasz, że to ona powinna zadecydować? Po drugie, Cheryl nie jest człowiekiem, wiesz o tym — przechylił w zażenowaniu głowę.
— Była, jest i będzie. To, że ją ugryzłeś nie robi z niej wampira. Mieszaniec też wam przy tym nie pomaga — na wspomnienie Rosaline, Valentina mimowolnie uniosła głowę. Była nieco ciekawa, ale jak już to do celów czysto prześmiewczych. Co innego mogła zrobić? Nikt nikomu nie bronił zabawy.
— Porozmawiajmy w cztery kły, proszę. — ponaglił, wstając gwałtownie od stołu.
Michael przewrócił oczami.
CZYTASZ
Blackout: Pokolenie Wampirów
RomanceOd dziecka nie zaznała spokoju ze strony ojca. Jedyna osoba sprawiająca, że się uśmiechała, została jej odebrana. Więzienie w pokoju, zakaz spotkań z własną siostrą i matką. Wróg, dolegający oliwy do ognia. Rosalie i Valentina nigdy się nie spotkał...