Rozdział XII - Towarzystwo

491 23 8
                                    

Adeline leżała rozbudzona w łóżku i odtwarzała wspomnienia odrzucenia, którego doświadczyła kilka dni temu. Następnego dnia próbowała go szukać w jego zwykłych kryjówkach, sprawdzając stołówkę podczas śniadania, obiadu i kolacji. Posunęła się nawet do pukania do jego kwatery, ale nie dostała odpowiedzi. Następnego dnia powtórzyła proces, ale nadal nic. Unikał jej, czy po prostu gdzieś poszedł?

Było to dla niej z pewnością niezwykłe. Trzy dni bez kontaktu, to mógł być ich nowy rekord, odkąd zaczęli spędzać razem więcej czasu.

Pomimo wysiłków, by otrząsnąć się ze strachu, nie mogła powstrzymać się od ponownego odtwarzania pocałunku w myślach, próbując rozeznać każdą milisekundę. Myśląc wstecz, przypomniała sobie, że nie odepchnął jej od razu, przez krótki czas wydawał się być częścią ich wymiany. Mówiąc realistycznie, prawdopodobnie był to po prostu szok. Adeline otrzymała odpowiedź, nie był zainteresowany. Tak jak podejrzewała, nigdy nie zrobiłby nic, co zagroziłoby jego pozycji historyka w szkole.

Kiedy w milczeniu zanurzała się w wannie, przyszła jej do głowy przerażająca myśl. Być może w żaden sposób jej nie lubił. Adeline nabrała zwyczaju ciągłego zawstydzenia siebie, czy to podczas omdlenia, upadku, czy po prostu powiedzenia niewłaściwej rzeczy. Poza tym nie była najpiękniejszą kobietą w swojej klasie, nie mówiąc już o szkole - zwyczajna laska - pomyślała. Spojrzała na swoje mokre ciało, gdy wypełniły ją te myśli, szczypiąc w grubszych obszarach brzucha. Uniosła dłonie do twarzy, skanując na niej cienką skórę.

Adeline westchnęła ciężko, wyciągnęła korek z wanny, wstała i otuliła ciało grubym bawełnianym ręcznikiem. Bez nauczyciela zdała sobie sprawę, jak bardzo czuła się samotna. Żadnych przyjaciół, żadnej rodziny... pogrążała się w ciemnym miejscu.

Świadoma kierunku, w jakim zmierzają jej myśli, zdecydowała się odwiedzić jedne miejsce w szkole, które ją uspokajało. Dach.

. . . . . . .

Ubrana w grube warstwy Adeline udała się na dach. Postanowiła szybko pójść do stołówki, aby zjeść kanapkę i zabrać ją ze sobą. Wchodząc do pomieszczenia, usiadła na chwilę, aby przygotować sobie przekąskę.

— Borchett, nie wiedziałem, że zostajesz na ferie, dlaczego nie mówiłaś!

Conrad.

Naprawdę nie miała cierpliwości, żeby go dzisiaj zabawiać.

— Oh, cześć — powiedziała cicho, stając z nim twarzą w twarz.

— Chodź, Borchett, pójdziemy na spacer — powiedział, kładąc ręce na jej dłoniach, powstrzymując ją od zrobienia kanapki. Spojrzała na niego, wcale nie rozbawiona. Chociaż kim ona była, żeby być wybredną. Adeline rozumiała jego intencje, ale czy naprawdę tak złe było iść z kimś na spacer? Przez trzy dni z nikim nawet nie rozmawiała.

— Masz pół godziny — westchnęła, odgryzając kęs kanapki, którą zamierzała zabrać ze sobą na dach. Była szczęśliwa mogąc z nim spacerować, ale nie było mowy, żeby pokazała mu, dokąd chodzi, kiedy chciała mieć ciszę i spokój.

— Wspaniale Borchett, wiedziałem, że w końcu się zgodzisz — uśmiechnął się, chwytając udko kurczaka i jedząc je po chamsku.

Kiedy już skończył, ruszyli w stronę holu wyjściowego, wydawało się, że zmierzają w stronę boiska... Adeline zwolniła, odwróciła się do niego z uniesionymi brwiami, cicho pytając, dokąd idą.

Teaching More Than History [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz