REMIS

65 5 2
                                    

Zaraz po tym jak blondynka opuściła mój pokój, podjęłam próbę wstania na równe nogi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zaraz po tym jak blondynka opuściła mój pokój, podjęłam próbę wstania na równe nogi. Nie ukrywam, że zajęło to sporo czasu, jednak finalnie mi się udało. Jak się okazuje, jestem twardsza niż myślałam. Z pewnością nie jeden, dwa razy większy facet nie podołałby temu zadaniu będąc na moim miejscu. Raczej tradycyjnie zwijałby się z bólu i nie wychodził z domu przez tydzień.

Czym prędzej chwyciłam w dłoń butelkę wody, a z szuflady przy łóżku wyjęłam opakowanie tabletek przeciwbólowych. Wycisnęłam na dłoń dwie pigułki i zapiłam je wodą. Może i nie czułam się na siłach, ale ciekawość nade mną przezwyciężyła. Kucnęłam więc przy szafce, na której stał nieduży telewizor. Otworzyłam ją, a wtedy moim oczom ukazał się sejf. Pomału wpisałam kod, aby się nie pomylić, a ten zaraz się otworzył. Poza jednym, ukradzionym przeze mnie plikiem brudnych pieniędzy, znajdowała się tam także moja broń i magazynki. Chwyciłam spluwę w dłoń i schowałam ją w kieszeń od spodni.

— Jakiś jebany kompas Big John'a, tak Sarah? — wyszeptałam do samej siebie pod nosem, zamykając sejf i podnosząc się z ziemii — Więc przekonajmy się, ile w tym prawdy.

Powolnym krokiem udałam się do wyjścia i ruszyłam w kierunku swojego samochodu. Wsiadłam do środka i odpaliłam silnik. Postanowiłam nie skupiać się na syfie, który wcześniej po sobie pozostawiłam. W końcu nie wiedziałam, czy przeżyje, a gdyby jednak coś poszło nie tak to i tak nie zdążyłabym już nigdy ponarzekać na plamy krwi na tapicerce, ani piasek na pedałach.

Bez chwili namysłu ponownie ruszyłam w kierunku chatki John'a B. Cóż za wspaniały, pełen obrotu spraw dzień. Jadę właśnie drugi raz w miejsce, którego tak nieznoszę. Ironia losu.

Nie minęło wiele czasu, a ja dotarłam na miejsce. Zaparkowałam auto kilkanaście metrów od domu chłopaka, aby pozostać niezauważona. Związałam szybko włosy w ciasnego, niskiego koka, kolejno nakładając na twarz swoją czarną chustę, a na głowę czapkę z daszkiem. W końcu wysiadłam i podeszłam bliżej starej chatki, chowając się za jej ścianą.

Kiedy zdecydowałam się lekko wychylić, dostrzegłam stojący pod domem chłopaka wóz, którego nigdy wcześniej nie było mi dane widzieć. Wyciągnęłam więc pistolet z kieszeni, odbezpieczając go i celując nim przed siebie. Zaczęłam powoli kroczyć w stronę wejścia. Ból na moim brzuchu zaczął ponownie promieniować, jednak dzięki lekom byłam w stanie utrzymać się na nogach. Co więcej, podeszłam wreszcie do drzwi i jednym, dość mocnym kopnięciem otworzyłam je, a wtedy dane mi było usłyszeć czyjeś powolne kroki. Schowałam się prędko na ganku, czekając na rozwój całej sytuacji.

— Wypuść nas, ty chory pojebie! — usłyszałam stłumiony krzyk Kiary.

— Co do kurwy? — odparłam z zapytaniem do samej siebie pod nosem.

I dopiero, gdy dostrzegłam tego samego faceta, który postrzelił mnie jakiś czas wcześniej, spacerującego nieopodal mnie ze spluwą w dłoni, dotarło do mnie, że Płotki są w niezłych tarapatach.

✯ 𝐋𝐄𝐒𝐒𝐎𝐍 𝐎𝐍𝐄: 𝐃𝐎𝐍'𝐓 𝐅𝐀𝐋𝐋 𝐈𝐍 𝐋𝐎𝐕𝐄 𝐖𝐈𝐓𝐇 𝐀 𝐏𝐎𝐆𝐔𝐄 || 𝐉𝐉 𝐌𝐀𝐘𝐁𝐀𝐍𝐊 ✯ WSTRZYMANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz