RAZ PŁOTKA, ZAWSZE PŁOTKA

65 3 2
                                    

Na moje nieszczęście, był to JJ

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na moje nieszczęście, był to JJ. Zerknęłam na biegnącego w moją stronę chłopaka z niezadowoleniem. W końcu ten zatrzymał się przy moim aucie, na co ja od razu z niego wysiadłam. Stanęłam przed blondynem i zmierzyłam go wzrokiem, krzyżując ręce na piersiach.

Zakładałam, że nie miał mi do przekazania nic wybitnie mądrego. To w końcu JJ Maybank. Jedyne, co umiał robić to ubliżać ludziom w jego mniemaniu gorszym od niego i okazywać brak wdzięczności. O ile w jego słowniku takie słowo w ogóle istniało.

— Czego chcesz, Maybank? — wywróciłam oczami.

— Allie, nikt z nas o tym nie pamiętał — wyglądał na lekko zasmuconego — Naprawdę. Kompletnie zapomnieliśmy o tym, co spotkało twoich rodziców. Przykro mi.

— Czy to jest teraz istotne, JJ? — odparłam pretensjonalnie — Co to w tym momencie zmienia?

— Nic nie przywróci życia twojej rodzinie, ale może zechcesz współpracować? — odparł z zapytaniem po chwili namysłu.

— Współpracować? — parsknęłam śmiechem — Że niby ja z wami? Na jakiej podstawie?

— No tak — rzucił pewnie z uśmiechem — W końcu nie masz nic do stracenia, nie? W głębi duszy wiesz, że jesteś taka jak my.

— Na litość boską — ponownie krótko się zaśmiałam — Wyjebałeś mi prosto w ryj i gardziłeś mną przez ostatni rok — syknęłam, podchodząc bliżej chłopaka — Odjebało ci, JJ? A może trawka wypaliła ci dziury w mózgu? Mam udawać, że wszystko to, co zaszło między nami nigdy nie miało miejsca? Jak ty to sobie wyobrażasz?

— Zaczniemy od nowa — wzruszył ramionami —No wiesz z czystej karty — wyciągnął z kieszeni skręta i go podpalił, po chwili wypuszczając dym z ust — Moglibyśmy zacząć na przykład ooood — udawał, że nad czymś się zastanawia — Pozbycia się ciała z domu John'a B?

— Ah, więc o to chodzi — parsknęłam śmiechem — Nie wystarczy, że uratowałam ci tyłek, dupku?

— Allie...

— Nie pogrążaj się — prychnęłam, przerywając mu i nie dowierzając w jego słowa — Spadam stąd — kompletnie zdenerwowana rzuciłam olewczo i wsiadłam do auta, jak najszybciej odjeżdżając z pod chatki John'a B.

Doszczętnie zdenerwowana i zirytowana całym tym dniem postanowiłam udać się na pomost przy głównej plaży. Nie wiedziałam, co ze sobą począć, ani gdzie indziej się udać. Motel nigdy jakoś specjalnie do mnie nie przemawiał. Ba, wręcz omijałam go jak tylko się dało. Nawet teraz, gdy moje ciało było obolałe, a moja głowa zmęczona tym wszystkim, był on dla mnie tylko ostatecznością.

Po niedługim czasie dotarłam w wyznaczone przez siebie miejsce i wysiadłam z auta. Nie mając sił, powolnym krokiem udałam się na pomost. Usiadłam na jego końcu, ściągając buty i zamaczając stopy w wodzie. Zerkałam na piękny krajobraz przede mną i rozmyślałam o wszystkim, co ostatnimi czasy działo się w moim nędznym życiu. W pewnym momencie zaczęłam rozmyślać nawet nad jego sensem. Aż w końcu zdałam sobie sprawę, że w zasadzie to wcale go nie mam. Nie było to miłe uczucie.

✯ 𝐋𝐄𝐒𝐒𝐎𝐍 𝐎𝐍𝐄: 𝐃𝐎𝐍'𝐓 𝐅𝐀𝐋𝐋 𝐈𝐍 𝐋𝐎𝐕𝐄 𝐖𝐈𝐓𝐇 𝐀 𝐏𝐎𝐆𝐔𝐄 || 𝐉𝐉 𝐌𝐀𝐘𝐁𝐀𝐍𝐊 ✯ WSTRZYMANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz