Rozdział 1

112 6 8
                                    

  Zazwyczaj rankiem w Dolinie Świtu było cicho. Słychać było tylko wesołe  przywitania mieszkańców, śpiew ptaków i szelest liści. Tym razem było inaczej. Było spokojnie - za spokojnie.
   Każdy z elfów miał swoją małą zdolność. To była moja - wyczuwanie kiedy stanie się coś złego.
    Zerwałam się z łóżka niemal tak szybko, że prawie się przewróciłam. Podeszłam do szafy i wybrałam pierwsze lepsze ubranie, byle tylko wyglądać jak pozostali. Zeszłam w dół, ścieżką prowadzącą do głównej części królestwa gdzie znajdował się zamek.
    Moja przyjaciółka, Eliza, siedziała na kamieniu z grobową miną. Wiedziałam - coś złego się stało. Podeszłam do niej i powiedziałam:
   - Zawsze kiedy czuję, że coś złego się wydarzy tak właśnie się dzieje, co tym razem? - spytałam nie ukrywając zdziwienia jej reakcją. Zawsze była wesoła i uśmiechnięta. Pewnie znowu zerwała z chłopakiem. Mówiłam jej że to dupek, ale wolała postawić na swoim - pomyślałam.
    - Tata... - wyszeptała - tata... nie żyje.
   Przytuliłam ją mocno. Eli bardzo kochała swoich rodziców. Byli wspaniali. Przynajmniej ma jeszcze mamę.
    - Był już stary - załkała.
   Nie minęło 10 minut a ona pozbierała się i powiedziała:
   - Może pójdziemy na śniadanie? - powiedziała podnosząc się, tak jakby nagle zapomniała o śmierci króla. To właśnie w niej kochałam. Nigdy nie potrafiła się nad czymś długo użalać.
   - Chodźmy - odparłam z dobrą miną do złej gry. Zastanawiało mnie, który z synów przejmie tron. Oby nie Alfie. Oby nie, oby nie. Wtedy to nasze królestwo rozpadnie się już na dobre.
   Weszłyśmy do głównej sali, w której zawsze odbywały się posiłki. Ściany pokryte były bluszczem i leśnym mechem. Na środku sali rościągał się duży stół przykryty zielono-seledynowym obrusem. Eliza była księżniczką, więc zawsze jak wchodziłyśmy do sali wszyscy się kłaniali po czym wracali do jedzenia. Dziś było tak samo, ale niektórzy zamiast się ukłonić przytulali ją na pocieszenie. Eli to tego przywykła. Czasami jak zwieżała mi się z problemów mówiła, że ma dosyć bycia tą, na którą zawsze zwraca się uwagę.
   Na stole były najróżniejsze potrawy: sałatki owocowe, najróżniejsze warzywa, które tylko elfy potrafiły chodować oraz wszystkie elfie zupy. Podeszłam do garnka z zupą wodorostową i nalałam sobie miskę. Wzięłam jeszcze trochę owoców i zajęłam miejsce. Eli wzięła to samo i usiadła obok mnie.
   -Boże jak ja kocham tą zupę - odparła - ciekawe gdzie zbierają te magiczne glony.
   -Może w magicznym jeziorku przy wzgórzu? - całe życie podejrzewałam właśnie to miejsce.
   - Sprawdzimy to? - zapytała z uśmieszkiem. Kłopoty. Będą kłopoty.
   - Jasne - ucieszyłam się.

Nieznany dotąd świat elfów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz