Chapter IX

238 24 193
                                    


Zdarzały się momenty, podczas których Sunoo niesamowicie nie przepadał za swoją klasą. Choć od początku nie był ich wielkim fanem i nie darzył ich sympatią z wielu powodów, tak gdy zaczęli zachowywać się jak kompletna dzicz, trudno było mu się przyznać do tego, że był jej częścią. 

Sam lubił, kiedy na tyle autokaru rozpoczynała się wspólna, wielka impreza i wszyscy śpiewali, tańczyli na swoich siedzeniach oraz opowiadali śmieszne historie między sobą. Granica dobrego smaku kończyła się w momencie, w którym tych kilka śmiałków dochodziło do wniosku, że trzeba zdjąć buty wraz ze skarpetkami. 

On nie chciał sugerować, że stopy każdego człowieka śmierdzą. Część ciała jak każda inna. 

A jednak w pewnym momencie tak zaśmierdziało, aż poczuł nadchodzący odruch wymiotny. 

W autokarze zaczęły się wrzaski. Jedni uważali, że powinno zachować się pewne przyjęte normy, a ci drudzy wykłócali się, że są ludźmi wolnymi i mogą robić, co im się żywnie podoba. Sunoo oczywiście zaliczał się do tej pierwszej grupy. 

Nie to, co Jongseong. On nieustannie był... inny. 

— Gówno mi zrobicie — mówił, kiedy cała paczka znajomych zaczęła się rzucać w jego kierunku. Siedział w swoich przeciwsłonecznych okularach i wyglądał przez okno, kompletnie nieprzejęty. 

Całe szczęście pół godziny później autokar zajechał na miejsce, dzięki czemu każdy po chwili mógł złapać świeżego powietrza.  Po kolei wychodzili na zewnątrz, z ulgą patrząc na rozciągający się przed nimi budynek oraz kompleks drewnianych domków, w których mieli spać. Choć na pierwszy rzut oka, wszystko zapowiadało się cudownie, dopiero po czasie istotny fakt uderzył Sunoo. 

Kiedy był mniejszy, miał okazję jechać na obóz młodzieżowy, gdzie znajdowały się niemalże identyczne domki i także całość była otoczona lasem oraz jeziorem. Wówczas razem z dzieciakami znalazł się po tej osłonecznionej stronie. Przebieranie się ranem było trudnym zajęciem ze względu na niską temperaturę, ale wiedział, że ci, co znaleźli się centralnie w cieniu, mieli od niego znacznie gorzej. Obawiał się, że z jego szczęściem tym razem wyląduje pod drzewami. 

— Jak tylko każdy weźmie swój bagaż, to ma od razu obok autokaru poczekać. Nigdzie nie chodźcie — poinstruował wychowawca młodszej klasy, jak tylko dostrzegł rozpraszających się uczniów. 

Riki stał tuż obok Sunoo, który nieufnie rozglądał się po miejscu. 

— Myślisz, że byliby tacy chamscy, żeby znowu dać nam namioty i ulokować nas na samym środku pomiędzy tymi domkami? — zapytał, prychając pod nosem z rozbawieniem. 

— Żebyśmy obserwowali, jak inni do nich wchodzą? To byłoby czyste skurwysyństwo — skomentował młodszy. 

Kiedy obaj otrzymali swoje walizki, rozproszyli się. Riki udał się do Wonyoung, która pomachała do niego, aby podszedł, a Sunoo w tym samym czasie ruszył w kierunku Sunghoona, który stał z posępną miną, ze wzrokiem wbitym w ziemię. 

— Źle ci? — zagadał go Kim, otulając się mocniej bluzą. Czuł, że im dłużej stali i czekali, tym chłodniej mu się robiło. 

Park rozejrzał się dookoła, a kiedy nie dostrzegł przewodniczącego, powiedział:

— Jake chyba serio ma laskę. 

Sunoo westchnął i wydął wargi. W głębi duszy liczył na to, że jego przyjacielowi jedynie się wydawało. Widział, że Sunghoon robił się szczęśliwszy w obecności przewodniczącego i że zdążył się zakochać. Nie chciał mieć przyjaciela ze złamanym sercem. 

School camp || sunki ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz