𝗖𝗵𝗮𝗽𝘁𝗲𝗿 𝗜𝗩

344 30 45
                                    


༺♥༻❀༺♥༻

Nim ktokolwiek by się obejrzał, w pewnym momencie nastąpił zachód, a wraz z nim nadeszła wymarzona kolacja.

Obie klasy ruszyły w stronę ośrodka z burczącymi brzuchami, większość ubrana już w ciepłe bluzy bądź pijamy. Nauczyciele siedzieli przy osobnym stoliku, do którego co jakiś czas ktoś podchodził, a uczniowie wymieszali się, korzystając z tego, gdzie akurat trafiło się wolne miejsce. 

Jeden długi stół mieścił na oko dwadzieścia osób, a to oznaczało, że tak jak Sunoo usiadł ze swoimi przyjaciółmi po środku, tak znany im już Japończyk oraz jego najlepszy kolega z klasy znaleźli się na samym jego końcu. Choć dystans był dość spory i kiedy wszyscy rozmawiali między sobą, Kim nie był w stanie dosłyszeć młodszego nastolatka, to Sunghoon i tak musiał już naśmiewać się z niego i co kilka minut wspominać mu, jak to bardzo mu współczuje. 

Druga, dość nieprzyjemna kwestia była taka, że wymarzona kolacja dość szybko okazała się, można by pokusić się o stwierdzenie, tą znienawidzoną. Ośrodek nie był przygotowany jeszcze tego dnia na przyjęcie gości, toteż każdy dostał ryż z sosem na wierzchu oraz kawałek niezidentyfikowanego mięsa obok. 

To szybko wywołało chaos wśród wegetarian, którzy już wcześniej zgłosili, że nie będą spożywać posiłków z mięsem. Sunoo zaliczał się do nich, ale nie dlatego, że faktycznie był wegetarianinem, a uważał, że posiłki na wycieczkach są tak mdłe i obrzydliwe, że z chęcią spróbuje czegoś nowego. 

Dość szybko się na tym przejechał. 

Kiedy zgłosił, że on także otrzymał to, czego nie powinien był, starsza kobieta wzięła talerz mu sprzed oczu i po chwili powróciła z nim, tym razem z samym ryżem. Kim spojrzał na swoje danie z niedowierzaniem i sam nie wiedział, czy chciało mu się śmiać czy płakać. 

— Co jest kurwa — wymamrotał pod nosem, marszcząc nos z niezadowolenia. 

— Nie chciałeś mięsa, to go nie masz. — Śmiał się Jongseong, a wraz z nim reszta stolika, która spostrzegła, jak poszkodowani byli wegetarianie. 

Sunoo jeszcze raz spojrzał na talerz i prychnął. Chwycił pałeczki i z niesmakiem mieszał w ryżu, czując, jakby ktoś właśnie go opluł. 

—Ale jak to tak sam ryż? — wyjęczał, osuwając się na krześle. 

Kątem oka dostrzegł nauczycieli, których także rozbawiła zaistniała sytuacja. Dla Sunoo, który był głodny i miał ochotę na zjedzenie czegoś ciepłego oraz pożywnego, to był cios poniżej pasa. 

— Podziel się — rzucił w stronę Sunghoona, bezczelnie wpatrując mu się w talerz. 

Park odsunął swoje jedzenie na bok, z dala od intensywnego spojrzenia przyjaciela. Dzielnie pilnował, by nikt nie naruszył jego świętego posiłku. 

— Zachciało ci się udawać wege, to teraz żryj to, co ci dali — odpowiedział, po chwili biorąc do ust kawałek mięsa. 

— Chuj z ciebie, a nie przyjaciel. — Sunoo wydymał wargi z niezadowoleniem. 

Ten raz Riki mógłby siedzieć obok. Tak, on z pewnością by się z nim podzielił. 

— Jongseong, skarbie, nie bądź skąpy, nakarm głodnego — zwrócił się w stronę starszego, robiąc do niego maślane oczka. Kiedy dostrzegł, że to nie działało, dodatkowo złożył dłonie do modlitwy i rzucił chłopakowi rozpaczliwe, pełne desperacji spojrzenie. 

W odpowiedzi otrzymał środkowy palec. 

— Obyście sobie nogi połamali na tej wycieczce — sarknął Kim. — Jeszcze będziecie czegoś potrzebowali. 

School camp || sunki ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz