𝗖𝗵𝗮𝗽𝘁𝗲𝗿 𝗩𝗜𝗜

242 22 51
                                    


Dwa dni później o godzinie siódmej Sunoo obudził się z dziwnym uczuciem na sercu, którego nie potrafił zdefiniować. Czuł się bowiem tak, jakby coś nieodpowiedniego się działo, jakby nie do końca był sobą. Nie trudno było się domyślić, że te uczucie się potęgowało, kiedy tylko spoglądał na Japończyka. Wiedział, co się dzieje i był gotów podzielić się tą informacją z Sunghoonem, ale dość szybko doszedł do wniosku, że to tylko złudzenia i niedługo minie. W końcu wycieczka nie miała trwać wiecznie, a wraz z jej końcem oczywiste było, że jego kontakt z Nishimurą się pogorszy i z czasem kompletnie zaniknie. 

Śniadanie było dostępne między godziną ósmą, a ósmą trzydzieści, dlatego o równej godzinie zebrał się w sobie i udał się do stołówki, modląc się w duchu, aby nie natknął się na młodszego. Jego nadzieje były zwyczajnie głupie, zważywszy na to, że w przeciągu tych trzydziestu minut istniała mała szansa, żeby na siebie nie natrafili. 

Nałożył na talerz dwie kanapki i nieumiejętnie dołożył dwa plastry szynki i sera, nieudolnie nabijając je na widelec. Gdyby od niego to zależało i ludzie obok nie patrzyli, wziąłby wszystko ręką i miał gdzieś to, czy roznosi zarazki. Sunghoon jednakże był jego przeciwieństwem i on nie przejmował się tym, czy ktoś krzywo spojrzy. Wcześniej bezczelnie nalał sobie mleka niemalże do końca miski, nie interesując się zbytnio tym, że osoba zanim została z resztką, która pewnie nie starczyłaby na pięć łyków. 

Sunoo przysiadł na tym samym miejscu co zawsze i mimowolnie zerknął na krzesło należące do Rikiego. Jego serce zatłukło gwałtownie, kiedy w tym samym momencie Japończyk zjawił się i usiadł, w tym samym momencie uśmiechając się i witając się z osobą, która siedziała naprzeciwko niego. Nie spodobała mu się myśl, która wówczas zawitała w jego umyśle. 

— Ogarnij się — mruknął Jongseong, spoglądając na przyjaciela, którego właśnie przyłapał na ,,gorącym uczynku''. — Zrobiłeś się czerwony na twarzy. 

Sunoo odwrócił wzrok od młodszego i speszył się cały. Fakt, że przyjaciel dostrzegł jego niecodzienne zachowanie sprawiło, że niemalże upuścił swoją kanapkę. 

— No gorąco jest dzisiaj — powiedział takim tonem, jakby to było coś oczywistego, a jego przyjaciel był debilem, że cokolwiek komentował. 

— Całowaliście się już? — zapytał chłopak bezceremonialnie, z satysfakcją patrząc, jak Kim cały się spina i dziwnie reaguje na jakiekolwiek wzmianki o Japończyku. — Sam rozumiesz, od kiedy wróciłeś od niego, dziwnie się zachowujesz. Bujasz w obłokach. Trudno było nie pomyśleć, że...

— Skończ — przerwał mu Sunoo zirytowany bezpośredniością i bezczelnością Parka. — Do niczego nie doszło. To po prostu spoko koleś i tyle, nic do niego nie czuję. 

Kłamstwo. Czy aby na pewno nic nie czuł, skoro gdy tylko Japończyk się zjawił, w głębi duszy liczył na to, że to na niego spojrzy i obdarzy swoim uśmiechem? Czy aby na pewno nic nie czuł, jeżeli jego serce zaczynało łomotać mu w klatce na samą myśl o chłopaku, a co dopiero gdy na niego patrzył? Kiedy rozmawiał z Sunghoonem i na niego nie patrzył, nie miał tych samych myśli, jakie mu towarzyszyły w obecności wysokiego, odrobinę wysportowanego chłopaka o hipnotyzujących oczach i równie przyciągających wargach, które sprawiały, że miał ochotę... 

Był w dupie. Tyle wiedział. 

Mógł się założyć, że sen, który miał tej nocy, nie pomagał mu w pozbyciu się natrętnych myśli. O ironio losu, zrobiło się ich więcej. 

Jongseong przytaknął, nie do końca przekonany. Za to Sunghoon? On miał wywalone. Jadł w spokoju, zbyt zajęty zerkaniem na przewodniczącego, aby interesować się jakąś zwyczajną wymianą zdań, jaka zachodziła tuż obok niego. 

School camp || sunki ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz