Niepoprawna naiwność.

125 13 7
                                    

❗ Rozdział zawiera drastyczną scenę ❗

Minęło kilka dni, odkąd Rosalie "ukrywała" się w imperium Hunterów.

Przez ten czas zdążyła na miarę swoich możliwości oswoić się z nowo poznanymi osobami, otoczeniem i ostatnimi czasami, bardzo krzyczącymi myślami.

Sporo rozmawiała z Sofią, a to z kim była w dużej mierzę zależało od wolnego czasu pozostałych. Dzisiejszego ranka okazało się, że na jakiś czas będzie musiała zostać sama. Kolej Ashley zaburzył jej ojciec, Valentina i Charlie ciągle latały na posyłki do Michaela, a Eres zniknęła już wczoraj, informując, że musi załatwić jedną sprawę, po której będzie dostępna nawet i w nocy.

Tak więc Forest siedziała przy biurku, przyglądając się rysunkom na ścianie. Wcześniej nie zwróciła uwagi na ten szczegół, wyróżniający całość klimatu pomieszczenia. Nie mogła rzec, że kreślenia ołówkiem pałały beztalenciem. Miały urok. Każde dzieło przedstawiało zupełnie inną rzecz, choć z dat zapisanych w rogach wnioskowała, że powstały w jednym dniu i to całkiem niedawno. Ciekawiło ją, czy Valentina miała ich więcej, jednak jako kulturalna wampirzyca, postanowiła nie grzebać po nieswoich szafkach. Kusiło ją i to niezmiernie bardzo, ale z własnego przykładu miała kilka procent pewności, że taki wyczyn wyprowadziłby z równowagi szczególnie Valentinę. Wolała grzecznie siedzieć i podziwiać to, co miała.

A tak właściwie, prócz pięknych widoków, miała przed oczami lawinę bólu Hunter. Będąc samą, bez energii innych wampirów, cierpienie aż wisiało w powietrzu. To ono zwracało na siebie największą uwagę. Przyciągało ciekawością, zmartwieniem i faktem, że Rosalie nie mogła przestać widzieć w niej siebie.

Wręcz ogromną cząstkę, która tkwiła w niej odkąd pamiętała. Wylała emocję na papier, tak, jak ona. Bo ona nie pisała, by kiedyś stać się sławną. Nie pisała dla własnej satysfakcji. Pisała, bo był to jedyny sposób na wybycie wspomnień, które blokowały ruszenie się do przodu. Koniec końców, i tak pozostawała przywiązana do łańcuchów przeszłości. Co do powodów Valentiny nie była pewna, ponieważ wszystko co związane z tamtym dniem było rozmazane, choć sądziła, że zamysł był podobny. Jednak nie dało się tego odczytać nawet z ogromnymi staraniami, jakich próbowała.

I to kolejna cząstka.

Kolejna część, tym razem świadomości, doprowadziła ją do rzeczywistości. Do tej, gdzie zdała sobie sprawę, że dłużej nie siedziała w tym pokoju sama.

Znała tą energię. Skądś ją kojarzyła, i normalnie odwróciłaby się z uśmiechem, ale nie teraz.

To nie była pieprzona, kobieca energia.

— O proszę, ciebie to się nie spodziewałem - krew płynąca w żyłach zamarła, gdy podszedł bliżej, a jego dłoń zatrzymała się na jej ramieniu. Nie musiała go znać, by wiedzieć, że jest skończona. — Hunter jest dobra w łóżku? — dłoń powędrowała wyżej, na jej szyję. — Nie pytałbym, ale mi nie chcę dać.. — jednym ruchem odwrócił ją do siebie.

Pochylił ciało, dokładnie obserwując jak zastyga.

— Ale ty mi się nie oprzesz. — szyderczo uniósł kąciki ust, podczas gdzie dłonią zaczął zmierzać ścieżkę od kolana, aż po samą górę.

Gwoli chęci nie mogła wydusić słowa i choć udało jej się go odepchnąć, to nie było to wystarczające. Paraliż przejął kontrolę nad każdym mięśniem chwilę po tym, gdy bezwstydnie ścisnął jej gardło, pozbawiając drogi do tlenu.

Wszystko potoczyło się dalej w ciągu sekundy. Z premedytacją krzywdy szarpnął ją za bark, by zerwanie ścięgna odbijało ją od pomysłu samoobrony, i zrównał jej szarpiące ciało ze ścianą. Bitwa tylko pozbawiała sił, których i tak nie miała wiele. Była za słaba, żeby zdołać się obronić, i w tej chwili pożałowała, że tak często kłamała.

Blackout: Pokolenie Wampirów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz