rozdział dziewiąty.

109 11 1
                                    

twitter: @dekliinacja + #bielwatt

miłego czytania!

Pierdolona łazienka, pierdolony syf i pierdolony Caden Grant, który generował jeszcze więcej problemów, niż początkowo mi się wydawało.

Odkąd tylko zaczęłam go nachodzić, liczyłam się z taką ewentualnością, jak zapach alkoholu. Wino widywałam tu częściej, co grało na moją korzyść, jako iż miało ono słabszy i mniej intensywny zapach. Butelek po wódce dopatrywałam się rzadko, niemal wcale, niemniej na wszelki wypadek i tak wiecznie przychodziłam tu dosłownie zalana perfumami, co by się na nieprzyjemny czynnik nie wystawiać. Swego czasu rozważałam również wąchanie najmocniejszych perfum przed wyjściem, aby się nieco zahartować, jednak finalnie z tego pomysłu zrezygnowałam.

Mogłam nie rezygnować. Kto wie, może teraz nie miałabym problemu?

Co więcej, był to problem o który Grant na pewno mnie zapyta. Za nic w świecie nie planowałam mu odpowiadać, ale byłam również świadoma obrazu, jaki wytworzyłam. Nie chciałam ujawniać przed chłopakiem żadnych słabości, bo gdyby takowych się dopatrzył, wiedziałby w co uderzać.

Z drugiej jednak strony, akurat alkohol był płaszczyzną, na której nie mogłam grać cwaniaka. Wiedziałam, że reakcji organizmu nie dało się oszukać, a ja nie chciałam sprawdzać możliwości mojej głowy. Mogłam być przemądrzała w każdej sferze życia, niemniej na tej moja słabość była bardziej, niż pewna. Nie mogłam zjebać tylu miesięcy starań.

Cóż, jeśli zapyta, powiem, że byłam skacowana i niedobrze zrobiło mi się już od samego zapachu alkoholu, przez który mało co nie umarłam w zeszły weekend. Zbyt przebiegły to on nie był, więc powinien uwierzyć. Aktualnie natomiast musiałam po prostu ochłonąć.

Nie mogłam ochlapać buzi zimną wodą, ponieważ miałam na sobie pełny makijaż, którego nie chciałam zniszczyć. Poza tym uważałam, że schładzanie twarzy wodą z kranu celem otrzeźwienia działało tylko i wyłącznie w filmach, nigdzie indziej. Jak miałabym bowiem udawać, że wszystko było w porządku, skoro twarz miałabym zalaną wodą? Na pewno wyglądałabym dobrze, gdyby kapało ze mnie i ciekło.

Zamiast tego, toczyłam rozwiązły i monotematyczny wywód w myślach, jednocześnie kreśląc na paluszkach kółka na środku zagraconej łazienki.

– Kurwa, jebana, mać! – pisnęłam, gdy mały, łazienkowy dywanik ślizgnął się dość nagle pod moimi stopami. W ostatniej możliwej chwili złapałam się jednej z wystających półek, uprzednio niefortunnie przejeżdżając nogą po wystającym kancie stojącej obok mnie szafki. Czułam, jak przeszlifowana okleina ryje okropną, płytką choć palącą bruzdę na powierzchni mojego uda.

Pieprzone, stare meble.

Stęknęłam głośno i stanęłam na równe nogi, by przekręcić klucz w zamku.

Caden już wcześniej się do nich dobijał, więc teraz – po usłyszeniu moich pisków – mógłby je wyjąć z zawiasów albo wywarzyć.

Nim zdążyłam nabrać do płuc choćby jeden pełny wdech, on już stał tuż obok i spoglądał na mnie wyczekująco.

– Mogłabyś się tak, kurwa, nie wydzierać? – warknął, zamykając za sobą drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, ponownie przekręcił w zamku klucz, po czym schował go do kieszeni spodni. – Matka ma się uspokoić, a nie zastanawiać, czemu moja nowa dziewczyna siedzi w łazience od pół godziny i jeszcze się przy tym wydziera.

– Już tak nie warcz, bo sobie gardło zedrzesz – zironizowałam, finalnie ciągnąc wzrokiem po szramie zdobiącej moje udo. – Masz dwie opcje, Grant: albo idź po apteczkę i odpierdol się wreszcie, albo po prostu się odpierdol. Muszę to jakoś opatrzyć.

ciemniejsza strona bieli [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz