rozdział dziewiąty.

93 9 1
                                    

Pierdolona łazienka, pierdolony syf i pierdolony Caden Grant, który generował jeszcze więcej problemów, niż początkowo mi się wydawało.

Gdy tylko chłopak poinformował mnie, jaką uczelnię sobie jego spaczony łeb upatrzył, momentalnie pobladłam. Rzuciłam półsłówkiem o złym samopoczuciu spowodowanym duchotą panującą w jego pokoju, by wyjść do łazienki na kolejnych piętnaście minut i kompletnie ignorować wszystkie jego pytania.

Musiałam solidnie ochłonąć, nic więcej.

Plan działania zamierzałam ustalić sobie po powrocie do domu, najpewniej po wypaleniu całej paczki fajek i opróżnieniu butelki wina, która od tygodnia czekała w lodówce na swój wielki moment... Najchętniej to bym jeszcze Cadena w międzyczasie pobiła i zamknęła w klasztorze.

Miałam sporą świadomość tego, że nie zostanie on w naszym mieście już do końca swojego życia i najpewniej wybędzie gdzieś, jak już zda tą nieszczęsną matematykę. Liczyłam się z tym, że pójdzie na studia, a moja nader intensywna rozrywka się skończy.

Oczami wyobraźni widziałam wiele, jednak nie spodziewałam się, że najpewniej będę musiała go w tym mieście jakoś utrzymać.

W domu obmyślisz nowy plan, Lolly pocieszyłam samą siebie w myślach, jednocześnie pocierając dłonią odsłonięte ramię Teraz ochłoń i nie daj po sobie poznać, że coś jest nie tak. Nie może zacząć węszyć, bo wszystko się skomplikuje. Skomplikuje jeszcze bardziej, niż teraz.

Nie mogłam ochlapać buzi zimną wodą, ponieważ miałam na sobie pełny makijaż, którego nie chciałam zniszczyć; toczyłam zatem rozwiązły i monotematyczny wywód w myślach, jednocześnie kreśląc na paluszkach kółka na środku jego zagraconej łazienki.

– Kurwa, jebana, mać! – pisnęłam, gdy mały, łazienkowy dywanik ślizgnął się dość nagle pod moimi stopami. W ostatniej możliwej chwili złapałam się dłońmi jednej z wystających półek, uprzednio przejeżdżając dość boleśnie po wystającym kancie stojącej obok mnie szafki. Czułam, jak przeszlifowana okleina ryje okropną, płytką choć palącą bruzdę na powierzchni mojego uda.

Pieprzone, stare meble.

Stęknęłam głośno i stanęłam na równe nogi, by przekręcić klucz w zamku.

Caden już wcześniej się do nich dobijał, więc teraz– po usłyszeniu moich pisków– mógłby je wyjąć z zawiasów albo wywarzyć.

Nim zdążyłam nabrać do płuc choćby jeden pełny wdech, on już stał tuż obok i spoglądał na mnie wyczekująco.

– Mogłabyś się tak, kurwa, nie wydzierać? – warknął, zamykając za sobą drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, ponownie przekręcił klucz w zamku, po czym schował go do kieszeni spodenek, w które przebrał się pod moją nieobecność. – Matka ma się uspokoić, a nie zastanawiać, czemu moja „nowa dziewczyna" siedzi w łazience pół godziny i jeszcze się przy tym wydziera.

– Już tak nie warcz, bo sobie gardło zedrzesz – zironizowałam, finalnie ciągnąc wzrokiem na szramę zdobiącą moje udo. – Masz dwie opcje, Grant: albo idź po apteczkę i odpierdol się wreszcie, albo po prostu się odpierdol. Muszę to jakoś opatrzyć.

– Dwie opcje? – szepnął, niespodziewanie uginając nogi w kolanach. Przykucnął przede mną, by dokładniej przyjrzeć się ranie.

Tak przynajmniej początkowo mi się wydawało.

Caden zasiadł na ziemi i bez problemu objął moją nogę swoją wielką, nieprzyjemnie zimną dłonią; pociągnął tak, bym stała jeszcze bliżej. Podczas gdy jego lewa ręka ciasno zawinęła się wokół mojej kostki, opuszki palców prawej subtelnie jeździły po rozcięciu, rozmazując jeszcze bardziej gromadzące się tam kropelki krwi.

Ciemniejsza strona bieliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz