rozdział 17.

376 10 18
                                    

Vera

Na tym etapie zaktualizujemy sobie moje życie. Gdyby rok temu ktoś mi powiedział że miałaby kogoś innego niż Michael, wyśmiała bym go. A teraz jestem z Theo.

Poznałam nowe osoby, weszłam do nowego świata i...pokonałam swój strach przed samochodami. Gdyby nie cała ekipa, nie wiem, czy kiedykolwiek bym to zrobiła. Zawsze bałam się powrotu do samochodu po wypadku, ale Theo i reszta pomogli mi przez to przejść.

Było trudno, ale wiedziałam, że mając takie osoby jak cała ekipa, mogę prosto przez to przejść. W końcu jesteśmy rodziną.


_____________________________________________________________________________

Siedziałam z dziewczynami w mojej sypialni. Tego dnia postanowiłyśmy sobie zrobić babski wieczór. Spojrzałam na każdą po kolei. Każda była jedyna w swoim rodzaju piękna.

— Dziewczyny —  zaczęła Vicky, wzdychając głośno. Spojrzałyśmy wszystkie na dziewczynę.

—  Co się dzieje Vic? —  zapytałam od razu.

—  Vera nie bądź zła...ale mi się chyba podoba twój brat. 

Zapadła cisza. Spojrzałam na Vicky, widząc jej zmieszanie i niepewność. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co powiedzieć. David był zawsze chroniony przez naszą małą grupę, a Vicky była moją przyjaciółką.

— O kurwa — Olivia aż prawie wypluła wino, które piła.

— Nie spodziewałam się takiej reakcji.

— A tam — Lily machnęła ręką. Ja nadal się nic nie odezwałam. Byłam zbyt w szoku

— Vera, powiedz coś — ponagliła mnie Vicky, patrząc na mnie z nadzieją w oczach.

— Nie wiem, co powiedzieć — westchnęłam w końcu. — To jest... no, zaskakujące. Ale jeśli naprawdę coś do niego czujesz, to... może warto spróbować?

Vicky odetchnęła z ulgą, a reszta dziewczyn zaczęła zadawać jej pytania o to, kiedy to się zaczęło i jak długo trzymała to w tajemnicy. Atmosfera szybko się rozluźniła, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak David zareaguje na to wszystko.

_______________________________________________________________________________

Po jakimś czasie, gdy rozmowy zeszły na inne tematy, a śmiech wypełniał pokój, poczułam, że muszę na chwilę wyjść na świeże powietrze. Wyszłam na balkon, patrząc na migoczące gwiazdy i myśląc o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie.

Moje przemyślenia przerywał czyiś dotyk na mojej nodze. Spojrzałam na dół, okazał być się to Zane. Chłopiec uśmiechnął się w moją stronę, co odwzajemniłam. Trzymał w dłoni jakieś małe pudełeczko. 

— Listonosz przyniósł, tata kazał otworzyć drzwi. I powiedział żebyś nie paliła bo nie urośniesz.

— Dzięki, młody — przewróciłam zabawnie oczami i otworzyłam pudełko. 

W środku znalazłam małą karteczkę. Rozwinęłam ją. Na środku było napisane  wielkimi, drukowanymi literami.

                                                      "TO NIE KONIEC, SKARBIE"

Domyślałam się, kto mógł wysłać tą kartkę. Pieprzony Michael Brooks, no bo kto by inny. Przynajmniej tak obstawiałam. W sumie to było jego pismo.

Wysłałam zdjęcie do Theo, który od razu napisał na grupie , że każdy ma się pojawić w moim domu. No to mój tata dostanie laga, jak się pojawi tyle osób.

Po jakiś piętnastu minutach wszyscy zjawili się w moim pokoju. No kurwa ledwo się pomieścili. Przyszła jeszcze reszta ekipy, złożona z Alex'a, Chris'a, Victor'a, jak się okazało, Victor był bratem Vicky. Ale matching imion.  Nie ważne.

W moim pokoju panowała napięta atmosfera. Wszyscy byli zaniepokojeni tą nową wiadomością od Michaela. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że musimy być bardzo ostrożni.

— Dobra, musimy wymyślić plan — powiedział Theo, rozglądając się po twarzach zebranych. — Michael nie może nas zastraszać. Musimy działać, ale z głową.

— Najwyraźniej uciekł z więzienia — odparłam, drapiąc się po plecach — Policja go zatrzymała dawno, ale w wiadomościach widziałam, że ktoś zwiał i obstawiam, że to on. 

— Jesteś pewna, że zwiał? — podpytał Lucas. 

— Oczywiście. Puszczę wam to — weszłam na stronę  jakiś wiadomości i puściłam filmik. Theo wstał wkurwiony i zapalił papierosa. Otworzyłam drzwi na balkon i podeszłam do niego. 

— Najwyraźniej jesteśmy teraz w niebezpieczeństwie. Wszyscy.

— Vera mam pyta....— powiedział mój ojciec. Oczywiście nie skończył, gdy spojrzał ile jest osób w pokoju.

— Dzień dobry — odezwała się Ashley, kolejna dziewczyna z naszej ekipy. Nie dokładnie do niej należała, ale tak ją traktowaliśmy. 

— Tato...— zaczęłam, spoglądając na Davida.

— O auta nie pytam na wjeździe — odparł Arthur, drapiąc się w szyję.

— Spokojnie tato, rozmawiamy na pewne tematy — próbował go uspokoić David.

— Ile was tu kurwa jest? — powiedział, na co wybuchnęliśmy śmiechem.

Aż sama musiałam policzyć. Ja, Theo, Ashley, Olivia, Harry, Lily, Lucas, Alex, Chris, David, Vicky, Victor. Dwanaście osób w jednym pokoju. No to mój tata musiał mieć ciekawe myśli...

#1 Twist of fate - At the turn of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz