7. Własna gra i własne zasady.

413 6 2
                                    

Stalem w totalnym szoku. Nie wiedzialem, co mam powiedziec, ani nawet jak zareagowac gdy zza drzewa wyszla osoba, ktorej nigdy w zyciu bym sie nie spodziewal. Szla w nasza strone, a za nia dwoch mezczyzn z ktorymi tutaj przyszla. Jackson spojrzal na mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy, a ja przygotowalem sie do wyjecia broni.

-- Leon, pewnie nie spodziewalbys sie mnie tutaj, prawda? - Zadano mi pytanie. Patrzylem w te oczy, ktorym kiedys zaufalem bez jakichkolwiek emocji.

Bo tylko w jej oczach, widziałem zupełnie inną osobę.

Mia, czemu to robisz?

-- Alez skad. Spodziewalbym sie kazdego, tylko nie ciebie. - Sprecyzowalem. -- Przyznaj, to ty stoisz za morderstwem moich przyjaciol, prawda?

Nie odpowiedziala, a to oznaczalo, ze trafilem dobrze. Zabila mi najblizsze osoby, wiedziala, ze ich brak mocno mnie oslabi. Znalazla moj slaby punkt, i uderzyla, wiec jezeli przezyje, nie zamierzam jej tego odpuscic.

Gra rozpocznie sie od nowa, lecz tym razem wedlug moich zasad.

A jak kazdy wie, wygrany jest tylko jeden.

Bede nim ja. Nie zamierzam poniesc jakiejkolwiek porazki, bo jestem stworzony do wygranych.

-- Po czesci, to tak. Zabilam dwoch twoich przyjaciol, a widok jak umierali dawal mi tylko coraz wiecej sily, aby mscic sie dalej. - Wyjasnila. -- Myslisz, ze ci odpuszcze? Dolaczysz do nich, jestes sam, no ewentualnie mozesz doliczyc Jacksona, mimo ze sie nie znacie.

Zasmiala sie, a ja czulem jak coraz bardziej irytuje mnie jej zachowanie. Wiedzialem, ze musze zachowac zimna krew, aby uratowac siebie jak i Jacksona, ktory wydawal mi sie obeznany w tym temacie.

-- Dam wam piec minut na rozmowe, albo na pozegnanie, odbierzcie to sobie w jakikolwiek sposob chcecie. - Przekrecila oczami. -- Za jakakolwiek probe ucieczki, odstrzelimy wam szybciej te tepe mozgi.

Wiedzialem, ze jakiekolwiek kombinowanie nie wchodzi w gre, wiec podszedlem do chlopaka, aby wyjasnic sytuacje, lecz gdy chcialem juz cos powiedziec, on gwaltownie mi przerwal.

-- Zanim cos powiesz, jestem z zawodu policjantem. Kryminalnym. Jestem obeznany w takich tematach i wiem co nalezy zrobic, aby przezyc. Znam twoj los, twoje zycie, ale odetchnij. Nie wydam cie, ani nie wpakuje do wiezienia, po prostu skup sie na instrukcji, jaka ci podam.

Szeptal, aby osoby ktore potencjalnie nam zagrazaja, nie uslyszaly naszej rozmowy. Kiwnalem jedynie glowa ciekawy co Jackson ma do powiedzenia.

Zanim Jackson cos powiedzial, widzialem mnostwo wiadomosci od moich przyjaciol.

Olivier:
Leon? Gdzie ty do cholery jesteś? Victor jest w domu i nie wie o żadnym spotkaniu, nigdzie nie byliście umówieni.

Vincent:
Leon przysięgam, że jak znów uciekasz to znajdę cię szybciej, niż poprzednio. Gdzie ty pojechałeś?

Vincent:
Victor namierza twój telefon, jak tylko przyjedziemy to ukręcę ci kark.

Victor:
Stary co ty im nagadałeś? Nie przypominam sobie, abyśmy ustalali jakiekolwiek spotkanie.

Nicholas:
Ziemia do Leona! Gdzie ty się chowasz? Mordo to nie czas na zabawę w chowanego. Gdzie ty kurwa pojechałeś?

Xavier:
W co ty grasz? Ty wiesz jak odchodzimy od zmysłów? Jak tylko cię zobaczę to po tobie, dostaniesz taki wpierdol, że przez tydzień nie będziesz chodził.

Milo, ze sie martwili, aczkolwiek widzac zdenerwowana twarz Jacksona, postanowilem zaczac go sluchac.

-- Dziekuje. Zapamietaj to, co mam ci do przekazania. - Zaczal. -- Pod zadnym pozorem nie strzelaj pierwszy, tylko ich sprowokujesz do obrony i cie zastrzela. Sprobuj grac na czas i przeciagac rozmowe, nie dajac po sobie poznac zadnych emocji.

Ghost Night [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz