4. Gorzki smak krwi i czysta zemsta.

484 8 5
                                    

POV: NIEZNANE.

Usłyszałem tylko jedno slowo, ktore bylo mi tak potrzebne. Ktore utwierdzilo mnie w przekonaniu, że mam zaczac dzialac wlasnie teraz. Nie wiedzialem, czy w przyszlosci bede zalowac, czy moze jednak nie, nie myslalem trzezwo i wiedzialem, ze musze wykonac rozkaz. Jezeli bym tego nie zrobil, zawiodlbym najwazniejsza osobe w moim zyciu.

W ktorej bylem slepo zapatrzony, i uswiadomilem to sobie za pozno.

Nie rozmyslajac wiecej, po cichu wkradlem sie na posesje jak mniemam Leona, oraz jego kolegow i dom z przodu zaczalem zalewac benzyna. Z tylu glowy slyszalem szepty, ktore kazaly mi sie wycofac, ktore kazaly odpuscic i nie robic nikomu krzywdy. Ale czy myslalem trzezwo?

Nie. Nie zdawalem sobie sprawy, jak kilka lat pozniej bede miec na sumieniu ludzi. Ludzi, ktorych zabilem. Nie sadzilem, ze kiedykolwiek zobacze tak bardzo zalamany wzrok jego, i piatki jego przyjaciol.

Ktorzy przezyli jako jedyni, wlasnie z nim. Z osoba, ktora byla tutaj glownym celem.

Gdy po kilkunastu dlugich minutach skonczylem, przyszedl czas na ogień i glowny cel tego, po co tutaj jestem. Jeszcze przez chwile zamyslilem sie, czy aby na pewno chce niszczyc im zycie, czy chce aby on stracil jedyne i najwazniejsze osoby w swoim zyciu.

Leon, Olivier, Noah, Xavier, Vincent, Dominic, Nicholas, przepraszam. Tak bardzo nie chcialem was krzywdzic, lecz nie myslalem racjonalnie.

Mam nadzieje, ze ulozycie sobie zycie na nowo. Ktore bedzie lepsze i bez przeszkod na drodze.

*
*
*
3 TYGODNIE POZNIEJ.

POV: NICHOLAS

Chodzilem w kolko po moim apartamencie i probowalem sie uspokoic. Skoro ze mna jest tak chujowo, to jak sie czuje Olivier, Xavier, Vincent, a przede wszystkim Leon? Pamietam tylko ten nagly ogien, krzyk kazdego. Przerazajacy krzyk Dominica i Noaha, a pozniej? Pozniej tylko pustka. Ciemna pustka i szpital, gdzie dowiedzielismy sie, ze..

Ze Dominic i Noah nie zyja.

Straciliśmy ich na zawsze. Juz nigdy nie zobaczymy ich twarzy, ich usmiechu, juz nigdy nie uslyszymy glosu zadnego z nich. Juz nigdy w niczym nam nie pomoga, nie uslyszymy wkurwionego Noaha, ktory ratowal nam dupe w kazdym momencie naszego zycia. Noah i Dominic byli od poczatku, najlepsi przyjaciele Leona, ktorych stracil tak nagle.

Z transu wyrwal mnie dzwonek do drzwi. Lekko zdezorientowany otworzylem w nich, a do mojego domu wpakowal sie Xavier. Widzialem, ze jest tak samo dobity jak ja.

-- Jak sie trzymasz? - Spytal, siadajac na kanapie w salonie, na przeciwko wyjscia na balkon. Ja jedynie glosno wypuscilem powietrze z ust i dosiadlem sie obok chlopaka.

-- Chujowo, dalej nie dociera do mnie to, co sie wydarzylo. Jest to ciezki okres, ktory pozostanie z nami dlugo. - Sciszylem glos, wpatrujac sie w widok na miasto. -- A u ciebie? Czujesz sie juz lepiej, czy nadal jest zle? - Spojrzalem na niego smutnym wzrokiem.

-- O mnie sie nie martw, dam rade. - Powiedzial, ale gdy zobaczyl moj wzrok, spuscil glowe. -- Zle. Chce mi sie plakac, jak przegladam zdjecia z nimi, nigdy nie przepuszczalbym, ze ich stracimy. Czy az tak nas swiat nienawidzi, ze odebral ich od nas? Czym sobie do cholery na to zasluzylismy?! - Wydarl sie i rozplakal.

Niemal natychmiast przytulilem go w swoja klatke piersiowa, aby sie wyplakal. To byl ciezki moment, ktory trzeba przetrwac, aby bylo lepiej.

-- Xavier. - Zaczalem. -- Spojrz na mnie. Spojrz na mnie i obiecaj mi jedna, wazna rzecz. - Oznajmilem po raz drugi, a wtedy wzrok chlopaka skrzyzowal sie z moim.

-- Obiecaj mi, ze mimo wszystko dasz rade i sie nie poddasz. Poradzimy sobie z tym wszystkim razem, nie zostalismy sami. Jest jeszcze Leon, Olivier, Vincent, ja i Ty. Damy rade. - Probowalem podniesc go jakkolwiek na duchu, cierpial. Widzialem to.

Xavier przez moment nie odpowiadal, jakby nie wiedzial co ma odpowiedziec. Widzialem, ze nie mogl mi obiecac, bo sam nie wiedzial, czy sobie z tym poradzimy. I nie oszukujac, ja tez tego nie wiedzialem. Nikt z nas nie wiedzial, ale z problemami trzeba zyc. A naszym jedynym problemem na ten moment jest to, ze juz nigdy nie bedzie przy nas Dominica i Noaha.

Jednak w pewnym momencie uslyszalem slowo, ktore liczylem uslyszec od Xaviera, ktore dawalo nam szanse na lepsza przyszlosc.

-- Obiecuje.

---------------

2 MIESIACE WCZESNIEJ.

POV: LEON

-- Co jezeli kiedys los zdecyduje nas rozdzielic? - Tak z dupy spytal o to Olivier. Nie ukrywam, zasmieszylo mnie to pytanie, bo jak mozna tak wspaniala grupe przyjaciol rozdzielac? Nijak, po prostu sie nie da.

-- Nie rozsmieszaj mnie. - Zaczal Noah. -- Mam w planach dozyc do setnych urodzin waszych i moich, wiec nawet tak nie mysl. Przed nami dluga, wspolna przyszlosc.

-- O, wlasnie! - Klasnal Xavier. -- Noah madrze mowi, na setne urodziny robimy taka impreze, ze poczujemy sie jak za starych mlodych lat, moze bedziemy miec jeszcze sile wywijac na parkiecie. Stare dziadki pokaza mlodziezy, jak nalezy sie bawic.

Prychnalem na wypowiedz Xaviera. Jezeli dozyjemy do tej setki, to wtedy bedziemy rozmyslac nad tym, czy zrobimy z tego powodu impreze. Na razie jestesmy mlodzi i zadne nas nie wie, co zaplanowala dla nas przyszlosc. Nikt nie wie, bo to tylko jedna, wielka i tajemnicza zagadka, ktora samemu trzeba rozgryzc w spokojnym tempie, bez pospiechu.

-- A czy mozemy przestac rozmawiac o starosci? - Spytal Nicholas. -- Jestesmy mlodzi i aktualnie mam dosc sluchania o tym, co bedziemy robic jak bedziemy dziadkami. Na razie jest czas na zabawe, i tego sie trzymajmy.

-- O wlasnie, dobrze mowi. Polac mu! - Zadecydowal Dominic, a Nicholas przybil z nim piatke. Obydwoje mieli dobre kontakty ze soba, wspolne zainteresowania i wspolny jezyk to bylo to, co najbardziej ich polaczylo. Mimo roznych akcji Dominica, po ktorych kazdy byl na niego zly, ba, wrecz wkurwiony, dalej jest z nami w grupie i zapomnielismy o wczesniejszych konfliktach.

--------------

TERAZNIEJSZOSC

POV: OLIVIER

Od rana siedzialem w domu i nawet tabletki uspokajajace mi nie pomagaly. Nie potrafilem sie uspokoic, a moj mozg zajely mysli, dlaczego akurat oni? Czym oni sobie na to zasluzyli? Nie zrobili nic, byli najlepszymi przyjaciolmi, a teraz ich nie ma, i nie bedzie. Straciliśmy ich na zawsze.

-- Olivier, wszystko bedzie dobrze. - Od godziny Leon probowal mnie uspokoic, choc slyszalem jak jemu rowniez lamie sie glos. Siedzialem wtulony w niego i plakalem w jego koszulke, zostawiajac mokre slady. Tak bardzo chcialem wierzyc, ze wszystko bedzie dobrze, ale nie wierzylem w to. To byl koniec.

-- Nie bedzie dobrze. Stracilismy ich, co teraz bedzie? Jedynie kurwa pustka, jebana pustka, ktora pozostanie z nami na zawsze.

Nie ograniczalem sie ze slowami. Tesknilem za nimi, byli najlepszymi przyjaciolmi jakich mialem, a teraz?

Teraz pozostaly tylko wspomnienia.

------------

Yoo, przepraszam. Przepraszam, ze tak dlugo nic nie wstawialam, mimo, ze obiecywalam w listopadzie. Przepraszam, ze nie odzywalam sie do was. Po dlugiej przerwie wracam, wracam do was i do kontynuowania ksiazki. Bylabym strasznie wredna, gdybym zostawila to w pizdu i nie wrocila mimo obietnic.

Przyznam szczerze. Wena do pisania upadla juz na wakacjach, pisalam na sile i nie czulam sie z tym
okej. W listopadzie probowalam wrocic, nie udalo sie. Dopiero teraz, w nowym roku wzielam sie w garsc i wracam do was, z motywacja i wena do tej ksiazki. Obiecuje wam, ze dokoncze ta ksiazke, i dokoncze SA, ktore czeka na rozwoj.

Przepraszam, ze rozdzial jest strasznie krotki, ale nie pisalam ponad pol roku, z mala proba w listopadzie. Rozdzialu nie beda wiadomo - Codziennie, ale raz/dwa na tydzien postaram sie publikowac.

Powracam,

See ya niebawem!

Ghost Night [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz