Rozdział 1

205 4 0
                                    

Drogi czytelniku,
Książka nie jest przeznaczona dla wrażliwych odbiorców. Występują w niej sceny tortur, mordowania, seksu, wątek przetrzymywania bohaterki bez własnej woli oraz wymiana żywym towarem. Decyzję bohaterów mogą być nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Dlatego nie są wzorami do naśladowania a ja nie promuję ich zachowań. Wszelkie wątki są wymyślone a podobieństwo do jakichkolwiek wydarzeń i bohaterów jest przypadkowe.

Amy

-Paul! Victoria! Obiad gotowy!- krzyczę do dzieci.
Po chwili słyszę tupot stóp o parkiet i przede mną pojawiają się bliźniaki. Victoria i Paul mają po 5 lat i są bardzo żywi i nieokiełznani. Za każdym razem gdy Emily prosi abym się nimi zajęła wiem że będzie ciężko ale uwielbiam te dzieci. Praca niani nie jest łatwa zwłaszcza jeżeli studiuje się architekturę ale jakoś daje radę.
Nakładam na talerze jedzenie i kładę na stole. Dzieci siadają na drewnianych krzesłach i jedzą ze smakiem.
- Victoria, skarbie zjadasz sobie włosy. - śmieje się a dziewczynka z uśmiechem odgarnia włosy.
- Co wy na to żeby zrobić teatrzyk?
- Taaak!!!- wrzeszczy dwójka i zaczyna jeść szybciej.
Sprzątam po obiedzie a dzieci pomagają mi ustawić koc na kiju od miotły aby stworzyć kurtynę. Maluchy rozsiadają się na podłodze i obserwują jak skarpetkami odgrywam rolę wilka i czerwonego kapturka. Gdy kończę teatrzyk dzieci zasypiają. Podnoszę chłopczyka i dziewczynkę i zanoszę do ich łóżek. Wracam do salonu i sprzątam po zabawie. Idę do kuchni i zaczynam gotować obiad dla Emily która o 14 ma wrócić z pracy w klubie w którym razem pracujemy.
Po godzinie drzwi się otwierają i wchodzi przez nie kobieta. Emily jest o dwa lata starsza ode mnie. Widzę że dziewczyna jest bardzo zmęczona. Nie ma nikogo kto by jej pomagał w domu ani finansowo. Zawsze gdy pytałam o ojca dzieci ona odpowiadała że nie byłby dobrym rodzicem. Dziewczyna wiąże koniec z końcem ale stara się zapewnić dzieciom dobre życie. Podziwiam ją za to bo jestem pewna że ja nie byłabym wstanie poradzić sobie z tym wszystkim.
- Naprawdę bardzo ci dziękuję- mówi Emily gdy zjadła
- Nie ma za co. Odpocznij i widzimy się w pracy.
- Jesteś moim zbawieniem. -uśmiecha się do mnie a ja wychodzę z mieszkania na bronxie.
Wsiadam na motor i jadę do domu. Gdy mijam park zauważam błąkającego się małego chłopca. Zwalniam i przyglądam się mu. Nie może mieć więcej niż 11 lat a jest sam w parku. Krew zaczęła buzować mi w żyłach. Jak ktoś mógł pozwolić na to aby tak sobie tu chodził? Zatrzymuje motor i szybkim krokiem podchodzę do chłopca.
- cześć, jestem Amy. - oznajmiam z przyjaznym uśmiechem starając się go nie przestraszyć
- Hej- szepcze nieśmiało.
- Jak masz na imię?
- Henry- odpowiada nie patrząc mi w oczy
- Zgubiłeś się henry? - pytam starając się nie okazywać mojej złości.
- Nie.
- To dlaczego jesteś sam w parku? - pytam zaskoczona. Gdy chłopak nie odpowiada dodaję- czy coś się dzieje w twoim domu, skarbie?
- Nie.
- To o co chodzi?
- Uciekłem. - przyznaje cicho i spogląda w moje oczy najpewniej oczekując karcącego spojrzenia.
- Och. A dlaczego to zrobiłeś?
- Zdenerwowałem się.
- Rozumiem. A nie uważasz że lepiej najpierw porozmawiać a potem uciekać?
- Niby tak. - przyznaje a ja wystawiam rękę w jego stronę a ten ją chwyta.
- No więc henry, gdzie jest twoja rodzina?- chłopak wskazuje palcem kierunek więc zaczęliśmy iść.
- O popatrz jaki śliczny ptak. - wskazuje na wróbla o wyjątkowo kasztanowych skrzydłach.
- Mhm. - mruczy
- A co lubisz?
- Auta. Szybkie auta - mówi i uśmiecha się rozmarzony.
- Ale super. A masz jakiś ulubiony kolor samochodu?
- Męskie kolory. - śmieje się a chłopak zaczyna opowiadać o autach.
Po chwili do naszych uszu dociera jak ktoś woła jego imię. Odwracamy się i widzimy jak podchodzi do nas mężczyzna. Jest wysoki. Bardzo wysoki. Ma krótko ścięte czarne włosy i czarne jak smoła oczy. Ręce wystające spod garnituru ma pokryte tatuażami. Jeden z nich zwrócił moją uwagę. Jest to tatuaż smoka który znikał pod rękawem a ciągnął się aż do palców. Stworzenie wije się na jego ręce a wokół niego są obłoki mgły. Obrzucam go krytycznym wzrokiem. Chłopak jest bardzo dobrze zbudowany. Mięśnie na mięśniach. Jego rysy twarzy są ostre a spojrzenie niepokojące. Przechodzi mnie dreszcz.
- co pani sobie myśli!?- zaczyna krzyczeć a chłopak puszcza moją rękę i odsuwa się ode mnie- miała pani zamiar poprostu go wziąć? Pożałuję pani. - henry próbuje coś powiedzieć ale chłopak ucisza go złowrogim spojrzeniem. - wie pani kim jestem? Już pani nie żyje. - warczy a mój wzrok przysłania czerwień.
- Wiesz co? To nie moja wina że nie umiesz upilnować dziecka! Gdyby nie fakt że się zatrzymałam i do niego podeszłam już dawno byłby pod kołami jakiegoś samochodu. - gromię go wzrokiem a henry sztywnieje. Wiem że powinnam się uspokoić ale nie potrafię .- jesteś nie odpowiedzialny! Rozumiem że twój garnitur nie może mieć nawet zagięcia ale wysil się aby znaleść 11-latka. To nie takie trudne. Jeżeli naprawdę nie dajesz sobie rady to zatrudnij nianię co za problem. - spoglądam na niego spod byka i przysięgam że jeżeli mój wzrok umiałby zabijać on leżałby martwy.
- Z tego co pamiętam to nie jesteśmy na ty, panno...- zatrzymuje się abym dokończyła ale ja patrzę na niego z wzgardą. Podchodzi do nas starszy mężczyzna koło 50. Henry rusza w jego kierunku i łapie za jego rękę.
- Nie zwracam się do ciebie z szacunkiem bo na niego trzeba zasłużyć a jak widać ty nie zasługujesz. - uśmiecham się do mężczyzny który wygląda na zszokowanego i złego zarazem. - mam nadzieję że już więcej się nie spotkamy- obrzucam go lodowatym spojrzeniem a potem uśmiecham się do henryego. - Pa henry!- puszczam mu oczko i odchodzę głośno tupiąc nogami.
Odchodząc słyszę przekleństwa garniturowca. Uśmiecham się zdając sobie sprawę jak bardzo go zdenerwowałam i przyspieszam bo jest możliwość że mój motor został odcholowany za złe parkowanie.

Tajemnice zza grobu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz