Rozdział 54

44 1 0
                                    

Jake
- sam do siebie?- pytam z niedowierzaniem w głosie.
- Tak - odpowiada szybko i widzę jak zaczyna się denerwować.
- Dobra - mówię zaskakując jego ale przede wszystkim samego siebie. - chcesz dzisiaj gdzieś iść
- Nie. Chcę zostać sam - oznajmia a ja kiwam głową na znak, że zrozumiałem i wychodzę z jego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Staje przed pokojem dziewczyny z jedną margaretką która ma symbolizować moje cierpienie. Każdy dzień jaki mija bez niej to jeden kwiat. Wchodzę do jej pokoju i rozstawiam kwiat w wazonie gdzie znajdują się dwa inne. W zależności od tego co czuję taki kwiat kupuję. Wczoraj na przykład była to hortensja która jak wyczytałem ma symbolizować złamane serce. Wychodzę z jej pokoju ostatni raz zerkając na wszystkie pozostawione przez nią rzeczy.
Przechodzę przez skrzydło ojca aby dostać się do mojego i mam nadzieję, że go nie spotkam. Ostatnie na co mam ochotę to jego wykład o moim zachowaniu. Kiedy już myślę, że mi się uda mężczyzna zastępuje mi drogę. Jego surowa mina nie sugeruje niczego przyjemnego dlatego wzdycham zirytowany i czekam aż się odezwie.
- Do mojego gabinetu. Teraz - odwraca się i mija mnie. Idę za nim modląc się w duszy aby nie trwało to długo.
Proponuje mi fotel ale ja stoję kilka kroków od zamkniętych drzwi aby jak najszybciej móc się stąd wydostać i zostać sam.
- Musisz się ogarnąć. Natychmiast - zaczyna wściekły - rozumiem, że nie jesteś zadowolony z tego, że Amy wyjechała ale weź się w garść. Nie mam zamiaru świecić za ciebie oczami. Powiedz mi ile osób wczoraj zabiłeś?
- Nie liczyłem.- kłamię
- A ja tak! Mam ci przypomnieć jak to się skończyło ostatnim razem?
- Nie- odpowiadam spokojnie
- Ty nawet jej nie kochasz więc dlaczego tak bardzo załamał cię jej wyjazd? Jak zawsze znajdziesz sobie jakąś dziwkę. - na ten przytyk złość praktycznie mnie rozsadza. Jak on może sugerować, że istnieje ktokolwiek kto może ją zastąpić. Jak śmie pierdolić o dziwkach kiedy ona jest jedyną której pragnę fizycznie i psychicznie.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz.- syczę z ponowną chęcią mordu.
- Naprawdę?! To skoro tak ją kochasz to dlaczego do cholery o nią nie walczysz?!
- Bo już dawno przegrałem!- odpowiadam i patrzę na ojca który nie wie co powiedzieć. - przegrałem tą bitwę już gdy nakrzyczała na mnie w parku. Dlatego nie pojadę do niej i nie będę błagał żeby pokochała mnie tak samo jak ja ją bo wiem, że to niemożliwe. Więc nie mów mi co do niej czuję bo chuja rozumiesz!
- Spróbuj to naprawić.
- Nie. Dała mi jasno do zrozumienia, że nie chce mnie widzieć. - patrzy na mnie chwilę w milczeniu po czym odzywa się melancholijnym głosem
- Wiesz kiedy poznałem twoją matkę- wzdycha i patrzy w bliżej nieokreślony punkt na ścianie za mną- myślałem, że damy sobie rade z opinią naszych rodziców. Wiedzieliśmy, że mogą nas zabić czy wydziedziczyć ale zaryzykowaliśmy bo wiedzieliśmy, że chcemy spędzić ze sobą całe życie. Kiedy jednak nasze rodziny się dowiedziały co nas połączyło spanikowałem. - jego twarz wykrzywia  się w grymasie bólu.- powiedziałem jej, że nic dla mnie nie znaczyła i że chciałem ją wykorzystać aby zdobyć informacje o jej ojcu. Znienawidziła mnie. Naprawdę myślałem, że nie da się tego naprawić. Kilka miesięcy później dowiedziałem się, że nasi ojcowie się pogodzili a za przypieczętowanie sojuszu miał posłużyć nasz ślub.- słuchałem go uważnie bo to pierwszy raz kiedy opowiada mi o tym jak się poznał z mamą- spotkaliśmy się na próbnej kolacji ale ona nie chciała ze mną rozmawiać. Gardziła mną i nie bała się tego pokazać. Kiedy kolacja się skończyła nie mogłem wytrzymać już dłużej. Zaciągnąłem ją do łazienki i wyznałem jej prawdę. Nie uwierzyła mi. W tamtym momencie chciałem sobie odpuścić. Stwierdziłem, że ona i tak nigdy mi nie wybaczy. - wzdycha- kiedy przyszedł dzień ślubu cała rodzina i wszyscy najważniejsi sprzymierzeńcy zebrali się w kościele. Ceremonia miała się zacząć kiedy podszedłem do niej i zaproponowałem, że uciekniemy. Powiedziałem jej, że nie musimy się pobierać. Obiecałem, że zostanę z nią i założymy własną rodzinę bez tych wszystkich kłamstw. Pamiętam to jakby stało się to dzisiaj rzuciła się na mnie ze łzami w oczach. Powiedziała, że na takie słowa czekała. Pobraliśmy się a ja z każdym dniem kochałem ją coraz bardziej.
- Co ta historia ma do mojej?- pytam totalnie zbity z tropu
- To, że może Amy też czekała na te  słowa. Powiedziałeś jej co czujesz?
- Tak- unosi brew- no nie ale mówiłem inne rzeczy.
- Wiesz co, naprawdę miałem wrażenie, że dobrze cię wychowaliśmy ale od jakiegoś czasu coraz bardziej w to wątpię. - przewracam oczami podirytowany- musisz zrozumieć, że to co jej mówiłeś nie ma znaczenia. Zobacz jak ona wygląda myślisz, że patrzy na siebie i wie, że ją kochasz? Każda kobieta wariuje gdy widzi najmniejszą bliznę a ona cała w nich jest. Wyobraź to sobie z jej perspektywy. Masz 23 lata i przeżywasz najgorsze z tortur jakie tylko są możliwe. Jakimś cudem udaje ci się przeżyć ale cały jesteś pokryty bliznami i śladami po oparzeniach. A to tylko kropla w morzu tego wszystkiego. Codziennie wstajesz i nie jesteś w stanie na siebie spojrzeć. Kwestionujesz każdą swoją decyzję i zachowanie innych wobec ciebie. Nie jesteś w stanie nikomu zaufać.
- Skąd ty to możesz wiedzieć co?
- Nie musisz mi wierzyć. Pamiętaj jednak, że w jej umyśle dzieją się teraz złe rzeczy. Jedyne czego teraz potrzebuje to stabilności. Jeżeli na prawdę ją kochasz powiedz jej to do cholery zanim będzie za późno. Dzisiaj dałbym wszystko za tamte stracone miesiące z Eleonorą.
- Czy to wszystko?- pytam nieprzekonany jego opowieścią.
No bo błagam... To, że oni mieli jebany Happy end nie znaczy, że w moim przypadku będzie tak samo. Amy nie jest jak mama. Ona nie będzie mi w stanie zaufać. Jeżeli chciała wyjechać to proszę bardzo. Wyjechała a ja nie mam zamiaru za nią jechać. Nie spełnię co prawda obietnicy którą jej dałem ale na tym koniec. Nie pojadę po nią ani do niej. Jeżeli kiedykolwiek stwierdzi, że chce spróbować to będę przy niej jeżeli nie, to kurwa nie. Muszę się pogodzić z faktem, że ona uciekła przede mną.
- to wszystko- mówi niezadowolony ojciec a ja wychodzę szybko z pomieszczenia i kieruję się do mojego gabinetu.
Nie włączam nagrań z kamer ani nic z tych rzeczy. Chyba nie jestem w stanie patrzeć na to jak dziewczyna wychodzi z walizką i roznosi listy. Siedzę tak z godzinę kompletnie nic nie robiąc. Nie mogę dłużej wytrzymać więc wstaje i idę do swojej sypialni. Zamykam za sobą drzwi na klucz tak jak zawsze bo sypialnia to moja najświętsza twierdza. Nikt nie ma do niej pieprzonego wstępu. Opadam na łóżko i obracam się na bok. Mój wzrok wędruje na drugą stronę materaca na której leży ulubiony T-shirt dziewczyny. Dotykam go delikatnie po czym wyglądam przez przeszkloną ścianę. Wyobrażając sobie, że ona stoi przy niej i rozgląda się. Wołam ją a ona odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie z zapierającym dech w piersi uśmiechem. Przypominam sobie jednak, że jej tu nie ma i nie będzie.
Mój telefon zaczyna wibrować więc go podnoszę. Spoglądam na wyświetlacz i odbieram połączenie.
- mów
- Ktoś chce z Panem rozmawiać- oznajmia menadżer jednego z naszych klubów.
- Jestem zajęty- odpowiadam kompletnie nie mając ochoty na słuchanie jakiś bzdur
- Miałem przekazać, że Jacob ma informacje na temat fioletowych pasemek. - nieruchomieję
- Podaj mi jego numer- żądam i zapisuje cyfry.
Rozłączam się praktycznie od razu i wykonuje następny telefon.
- kopę lat mój przyjacielu- odzywa się mój przyjaciel z dzieciństwa.
- Co jej zrobiłeś?- warczę przerażony tym, że coś mogło jej się stać.
Jacob i ja dorastaliśmy razem. On jako syn jednego z najbardziej zaufanych ludzi mojego ojca ja jako spadkobierca całego imperium. Był dla mnie jak brat ale los chciał, że poznał dziewczynę. Zmienił się całkowicie. Stał się ckliwy i uczuciowy. Cały czas o niej gadał i myślał. Mój świat nie jest dla ludzi o takim charakterze. Wyjechał razem z nią i słuch po nim zaginął aż do dziś. Kiedyś mógłbym powiedzieć, że był idiotą teraz całkowicie rozumiem jego zachowanie. Wystarczy poznać odpowiednią osobę a twój światopogląd całkowicie się zmienia.
- spokojnie. Jest cała i zdrowa.- mówi ledwo powstrzymując śmiech.
- Skąd o niej wiesz?
- Jake, wszyscy wiedzą co zrobiłeś rodzinie Twoich sojuszników. Do moich uszu dotarło również, że chodziło o nianię. Połączyłem kropki. Tyle. - oznajmia przyjaźnie a ja wzdycham bo choć nie chcę tego przyznać brakowało mi go.
- No to czego chcesz?
- Kochanie jak myślisz czy Amy spodobają się kubki w kształcie zwierząt? Są przeurocze. - słyszę przytłumiony głos kobiety. Zapewne tej z którą uciekł. Chwila... Amy?
- Znacie ją?- pytam zestresowany i pełny nowej nadzieji.
- Właśnie się zapoznaliśmy.
- Jest cudowna- dodaje kobieta
- Jake, to jest Reily moja żona.
- Cześć, Jake. Jacob cały czas o tobie opowiada. - świergocze wesoła ale nie zwracam na to uwagi bo czuję, że zaraz zwariuję. Nie wiem tylko która emocja jest silniejsza radość i ekscytacja czy przerażenie.
- Tak, tak. Hej, jak to ją poznaliście?- mężczyzna śmieje się
- Zamieszkała obok nas. - chyba mam największe szczęście na całym pierdolonym świecie.
- Obok was? Jesteś pewny? - pytam niczym debil który nie zrozumiał prostego zdania.
- Piękna blondynka z fioletowymi pasemkami. Piegi na nosie niebieskie oczy i duża blizna na policzku. - wymienia Reily a ja zaczynam chodzić po pokoju próbując wyładować napięcie.
- Podaj mi adres- mówię zanim jestem w stanie się powstrzymać. Może i do niej nie pojadę ale na wszelki wypadek powinienem wiedzieć przecież gdzie mieszka. Prawda? Mężczyzna podaje mi nazwę ulicy a ja zapisuje ją.
- Jak ci mija życie?- pyta
- Leci. Wiesz jak to jest w tym zawodzie. A tobie?
- No tak. Twoja reputacja cię wyprzedza. - śmieje się a ja przewracam oczami - Staramy się o dziecko. Bardzo usilnie
- Jacob!!- syczy kobieta z bardzo wyczuwalnym akcentem.
- No co? Chyba nie zaprzeczysz. - słyszę w tle jakieś włoskie wyzwiska.
- Nic się nie zmieniłeś- zauważam siadając na krawędzi łóżka.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. Ty. Przerażający Pan Miller który zabija bez mrugnięcia okiem a każda jego ofiara wygląda jakby została zmielona zwariował na punkcie niani. Gdy to usłyszałem myślałem, że to zwykłe kłamstwa ale jak widzę to była sama prawda. - w jego głosie słychać nutkę dumy i wyrażenia w stylu a nie mówiłem
- Ta.
- Jak zawsze rozmowny.- śmieje się - Muszę już lecieć. Zadzwoń kiedyś może się umówimy na whiskey.
- Pewnie.- odpowiadam spokojnie.
- A i gdybyś chciał żebym coś załatwił z tą twoją dziewczyną daj znać.
- Jedna sprawa. Nie mów jej, że mnie znasz. Nie wspominaj o mnie.
- Ciężka sprawa co?- pyta i czuję jak unosi drwiąco brwi
- Powiedzmy. - klikam czerwoną słuchawkę na ekranie.
Rzucam telefon na materac i uśmiecham się delikatnie. Świadomość, że w każdej chwili mogę się dowiedzieć co się u niej dzieje niesamowicie podniosła mnie na duchu.

Tajemnice zza grobu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz