Rozdział 62

54 2 6
                                    

Amy
Pół roku później

- Zaadoptujemy psa?- pytam przeżuwając obiad.
Jake spogląda na mnie lekko przerażony a Henry robi wielkie oczy.
- nie ma mowy- mówi Jake stanowczo a Henry jęczy głośno.
- No weź!!!!!- odkłada sztućce na talerz i składa ręce jak do modlitwy.
- Po co nam pies?- posyła mi karcące spojrzenie a ja uśmiecham się niewinnie
- Żeby pilnował domu - mówię - i do zabawy. Podobno psy pomagają w poprawie samopoczucia- wzdycha i kręci głową
- Nie. Żaden pies nie wejdzie do tego domu. - kontynuuje jedzenie a ja spoglądam na Henryego który piorunuje go wzrokiem
- Jake.
- Tak- unosi wzrok z talerza na moją twarz
- Kocham cię - wytaczam ciężkie działo. Patrzy na mnie i widzę jak uśmiecha się lekko.
- Nie przy mnie proszę - wtrąca się Henry zdegustowany i krzywi się.
- Nie przekonasz mnie czułymi słówkami, lilipucie
- Czasami trzeba się poddać, Amy. - Henry wstaje do stołu zabierając talerz i idzie do kuchni.
Zostajemy sami. Wpatruję się w mężczyznę który je pieczeń kompletnie mnie ignorując. Mrużę oczy podirytowana.
- pies może być na dworze. Ja będę się nim zajmować ty nawet nie musisz na niego patrzeć. Po za tym będzie ze mną biegał i obroni mnie gdyby ktoś chciał mi zrobić krzywdę. - widzę, że waha się dlatego kontynuuje - będziesz mógł wybrać imię. Nie będzie wchodził do naszego skrzydła. W zimę może mieszkać u Henry'ego . - siedzi cicho więc robię oczy kota w butach ze Shreka.
- Dobra. Zgoda.
- Naprawdę? - pytam szczęśliwą i wstaje od stołu. Ten wzdycha i kiwa głową. - no to choć. Jedziemy zanim się rozmyślisz - chwytam go za rękę i ciągnę.
Mężczyzna wstaje i zostawia talerz z niedojedzonym obiadem. Wychodzimy z domu i wsiadamy do auta. Jake prowadzi na ja nie umiem usiedzieć w miejscu. Podjeżdżamy do najbliższego schroniska. Szczekanie psów słychać z kilometra. Jake wzdycha po czym wychodzi z auta i podchodzi do moich drzwi. Otwiera je i wyciąga do mnie rękę. Cóż za dżentelmen. Wychodzę z auta i wchodzimy do budynku.
- dzień dobry- świergocze a Jake zakłada swoją zwyczajową maskę.
Skanuje otoczenie aby upewnić się, że nic nam nie grozi. Jedna jego ręka wędruje do mojej a drugą trzyma opuszczoną. Można by powiedzieć, że to zwykła pozycja ale ja wiem, że ma w niej łatwiejszy dostęp do broni za paskiem.
- dzień dobry, w czym mogę pomóc - pyta młoda wolontariuszka.
- Chcielibyśmy adoptować psa - mówię i spoglądam na mężczyznę
- Najlepiej szczeniaka- dodaje Jake a kobieta prowadzi nas do klatek w dalszej części budynku. W między czasie zadaje nam jeszcze kilka pytań na temat naszych preferencji.  Przyglądamy się małym pieską i robi mi się smutno.
Chciałabym wziąć je wszystkie. One są takie samotne. Nie kochane. Spoglądam na Jake'a ze łzami w oczach a on podchodzi do mnie i przytula mnie delikatnie.
- Co powiesz na tego? - pyta i wskazuje na wielkiego psa. Kiwam głową i podchodzę do niego ale odwracam głowę rozproszona i zaczynam płakać.
- Co się stało?- pyta zaniepokojony
Idę do klatki w której siedzi stara suczka. Widać, że jest zmęczona i zaniedbana. Wygląda jakby była już na granicy śmierci.
- jak się nazywa?- pytam dziewczynę
- Sisi. - odpowiada a ja klękam koło staruszki.
- Ile ma lat?- pyta Jake
- Około dziewięciu.
- Cześć Sisi. - witam się i wyciągam do niej rękę.
- Czeka na uśpienie. - dodaje dziewczyna smutna.
- Co?- pytam przerażona
- Niestety jest już za stara. Nikt jej nie weźmie. Musimy mieć miejsce na kolejne pieski.
- Jake. Bierzemy ją.
- Amy...- wzdycha
- Nie. Bierzemy Sisi. Jak chcesz możemy wziąć jeszcze jakiegoś młodego ale ją bierzemy. - patrzę na niego twardo a on zgadza się niechętnie.
- Jesteście pewni?- pyta
- Tak. Zaopiekujemy się nią.
&&&
Dziewczyna wychodzi z naszego domu po tym jak sprawdziła warunki w którym zamieszka suczka. Dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli jeszcze dwie niezapowiedziane kontrole aby upewnić się, że Sisi jest w dobrych rękach.
Biegnę do swojego dawnego pokoju i wyciągam koc który kładę koło okna na taras. Sisi obwąchuje go po czym kładzie się na nim. Podchodzę do niej i wyciągam rękę. Ona wącha ją i jest spokojna. Głaszcze ją pod brodą a ona kładzie się na moich kolanach. Patrzy na mnie a ja uśmiecham się jak głupia. Jake stoi niedaleko oparty o ścianę i kręci głową zrezygnowany.
- Choć tu- rozkazuje a on podchodzi i siada obok mnie
Nasza psinka podnosi pysk i przekręca go delikatnie. Mężczyzna głaszcze ją a ona macha ogonem.
- Lubi Cię - mówię a on wzdycha. Widzę, że on też ją lubi.
- Nie jest taka zła. - prycham
- Jesteś śliczna. Nie słuchaj się go. Już cię kocham skarbie. Będziesz moją przyjaciółką co ty na to? - Macha ogonkiem i widzę jak jej oczy zamykają się.
Wstajemy z podłogi a ona budzi się od razu. Wstaje na niepewnych łapach i idzie za nami. Jake bierze jej koc i zanosi do naszej sypialni. Sisi cały czas za nim chodzi. A moje serce się roztapia na ten widok.
&&&
Miesiąc później

Tajemnice zza grobu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz