- Nie zmuszaj mnie do sprawdzenia tego plecaka – krzyknęłam do syna.
- Mamo!
Miałam szesnaście lat na to, by poruszać się po szerokim spektrum różnych odmian „Mamo!" mojego syna i zrozumieć każdą wersję.
Ta mówiła: Nie potrzebuję, żeby mama sprawdzała mi plecak. Nie potrzebowałem, odkąd skończyłem dwanaście lat. Jestem już dorosły. Przestań.
A jednak mój chłopiec ciągle o czymś zapominał.
Byłam w kuchni i zajmowałam się wieprzowiną w wolnowarze.
Robiłam to wbrew swojej woli.
Nie wbrew mojej woli, jeśli chodziło o gotowanie. Byłam cholernie dobrą kucharką i sama to stwierdzałam. Ponadto lubiłam to robić.
Nie, to było dlatego, że było lato. Lato nie sprzyjało robieniu dań z wolnowaru. Od tego była zima. Zimą były gulasze, chili i enchilady. Lato sprzyjało robieniu mięsa na grillu i jakiejś sałatki (najlepiej z ziemniakami lub makaronem, niech dobry Bóg błogosławi kobiecie – a to musiała być kobieta – która uznawała te „sałatki").
Prawie bolało, gdy tego ranka wkładałam łopatkę wieprzową do garnka.
Ale byłam samotną mamą. Pracowałam. Mój dzieciak był zajęty sprawami związanymi z końcem roku szkolnego (chociaż Liam uwielbiał gotować, ale teraz, z egzaminami końcowymi, przyjaciółmi, imprezami i planowaniem wakacji, miał mniej czasu ode mnie).
I powiedziałam sobie, że zrobię szarpaną wieprzowinę z grilla (w octowym stylu Karoliny Północnej, i nie żartuj sobie z tej dobroci, byłam miłośniczką grilla i mogłam docenić wszelakie style, ale jeśli wyciągnęłaś wieprzowinę, zdobywałaś NC).
Kanapki z szarpaną wieprzowiną były czymś na lato.
Chociaż żałowałam, że nie miałam grillo-wędzarni. To według mnie pasowało do lata.
Również do zimy. Grillo-wędzarnia nie rozróżniała.
Takie myśli chodziły mi po głowie, więc nie myślałam o innych rzeczach.
Chodziło o te dziwne rzeczy dziejące się w pracy, które dawały mi bardzo złe przeczucia.
Albo, co ważniejsze, o wczorajszą rozmowa z Lee i Eddiem. O decyzji, którą podjęłam. O rozmowie, którą odbyłam tego ranka z synem. O decyzji, którą on podjął.
I o tym, jak jego ojciec sobie z tym poradzi.
(Moje zdanie: nie poradzi sobie z tym zbyt dobrze.)
(Moje następne: to pierwsze było niedopowiedzeniem.)
Liam wszedł do kuchni, wysoki, chudy nastolatek.
Obserwując go, poczułam uderzenie, jakie zawsze dostawałam, gdy zaczęła z niego zanikać chłopięcość i zaczął wyglądać jak mężczyzna, którym się stał.
Innymi słowy, zaczął wyglądać zupełnie jak jego ojciec.
- Czasami wtrącasz się w moje sprawy – burknął.
Liam był mistrzem narzekania. Zdarzały nam się pewne dyskusje i on tworzył sztukę z bycia kapryśnym nastolatkiem, ale to wszystko. Nigdy nie miałam żadnych poważnych problemów z synem. Ani jednego.
Czekaj, nie. Jego okropny czas dwulatka nazywałam moim ulewnym czasem dwulatka. Nigdy w życiu nie widziałam bardziej nieustraszonego, ciekawskiego i inteligentnego dziecka. Znalazł sposób, żeby dostać się do wszystkiego. To było genialne i wyczerpujące.
CZYTASZ
Druga szansa - pojednanie
RomansaW szkole średniej Malia Clark znalazła mężczyznę swoich marzeń. Ale życie uderza w nich, zanim powinno to nastąpić. Darius podejmuje drastyczną decyzję, aby chronić swoją rodzinę, a Malia opuszcza miasto z sekretem. Kiedy Malia wraca, szuka Dariusa...