Yoongi rozpiął płaszcz i opadł na siedzenie dorożki z lekkim grymasem. Zmęczony wyjrzał przez szybę, niedyskretnie rozglądając się po okolicy. Zapadał zmierzch. W oknach domostw rozbłysły światła, a niebo zasnuły ciemne chmury. Podpici mężczyźni zaczęli wychodzić z knajp, chwiejnym krokiem przemierzając ulice. Min rozsiadł się wygodnie, przesuwając wzrokiem po nieznajomych twarzach. Zza drzwi dobiegały do niego śmiechy przechodniów i wrzaski ulicznych stróżów. Był wyczerpany. W uszach szumiało mu od alkoholu, a nieustanny stukot kół dodatkowo potęgował ból głowy. Resztkami sił przetarł oczy i jeszcze raz zerknął przez okno, obserwując, jak dorożka sunie niespiesznie po brukowanych uliczkach. Westchnął, jakby chciał uwolnić się od wszelkich trosk, a potem przymknął powieki, próbując zebrać myśli. Znów wrócił do chwili, gdy ujrzał Jimina po raz pierwszy. Pamiętał, że miał na sobie białą, bufiastą koszulę, za duże trzewiki i słodkie rumieńce od szybkiego marszu. Rude włosy falowały wokół jego drobnej buźki, a zielone oczy spoglądały na niego lękliwie, jakby z przestrachem. Yoon uśmiechnął się do siebie na wspomnienie tego uroczego obrazka. Zaraz jednak sięgnął po leżącą obok butelkę, przytknął ją do ust i wytrząsnął z niej ostatnie krople alkoholu. Nawet nie zauważył, że znalazł się już pod domem Kimów.
— Jesteśmy na miejscu, panie — poinformował woźnica, wstrzymując lejce.
Min mruknął coś w odpowiedzi, po czym z niemałym trudem wyszedł z pojazdu i skierował się w stronę posiadłości. Otworzył furtkę, ale nie uszedł nawet kilku metrów, nim przystanął, próbując dojrzeć cokolwiek w panujących ciemnościach. Zawahał się i dopiero po chwili ruszył przed siebie, drżąc lekko od nocnego chłodu. Zastukał do drzwi, a kiedy nikt nie odpowiedział, jeszcze mocniej uderzył w drewno, czując, jak wzbiera w nim gniew.
— Kogo tam niesie?! — krzyknął z przestrachem Jin, w przelocie ubierając szlafrok i otwierając skobel na bezpieczną odległość.
Yoon nic na to nie odparł. Stał oparty o framugę, dysząc ciężko od nadmiernego wysiłku.
— Yoongi, to ty?
— Muszę pomówić z Jiminem — wychrypiał brunet, ignorując wcześniejsze pytanie.
— Teraz? — zdziwił się Kim, marszcząc przy tym swoje ciemne brwi. — Nie chcę zabrzmieć jak podstarzały ojciec, ale to chyba nie jest najlepsza pora na odwiedziny — dodał i sięgnął po lichtarz ze świecą, by lepiej mu się przyjrzeć.
— To pilne.
— Co jest takiego pilnego, że nie może poczekać do rana?
Min zagryzł wargę, przez kilka sekund uważnie studiując twarz mężczyzny. Miał ochotę wtargnąć do środka siłą, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, nie chcąc pogarszać już i tak napiętej sytuacji. Był zniecierpliwiony i poddenerwowany. Próbował brzmieć obojętnie, lecz choć bardzo się starał, jego głos drżał nieznacznie od tłumionych emocji.
— Nie popełnię żadnej niestosowności — obiecał, podchodząc bliżej i zaglądając mu przez ramię.
Seokjin cofnął się instynktownie, wyczuwając od niego silną woń alkoholu. Przez moment milczał, obserwując go ze zmartwioną miną, lecz zaraz odchrząknął i odparł poważnym tonem:
— Yoon, zawsze ufam ci bezgranicznie, ale twój obecny stan budzi zbyt wiele zastrzeżeń.
— Nie skrzywdzę go.
— Wiem, na boga...
— Co to za odgłosy? — przerwał mu Jimin, stojąc u szczytu schodów w długiej, bawełnianej koszuli na cieniutkich ramiączkach. Wyglądał, jakby dopiero co wstał z łóżka. Włosy miał zmierzwione, a oczy zaspane i lekko podkrążone.
CZYTASZ
Orange Crush | Yoonmin
Fanfiction'Ania z Zielonego Wzgórza' rainbow version. Jimin od zawsze bujał w obłokach. Lubił komplikować rzeczy z pozoru proste, traktował życie jak teatr i nie uznawał z nikim rywalizacji. Mówił dużo, a przy tym wielokrotnie szokował swoją bezpośredniością...