Jimin przyglądał się ustawionym wzdłuż ściany kopkom siana. W tle słychać było przyjemny szelest słomy i chrobotliwe trzaski desek. Krowy powoli przeżuwały jedzenie, podczas gdy konie oczekiwały na swojego opiekuna, niecierpliwie stąpając kopytami. Nastolatek westchnął i spuścił głowę, by ukryć zawstydzenie. Po chwili stanowczym ruchem poprawił ubranie, strząsając z kolan resztki okruchów. Wiedział, że Tae wciąż na niego spogląda, ale zamiast odpowiedzieć, spojrzał mu w oczy, leniwie układając się na sianie. Znowu poczuł to głośne, nierówne bicie serca i przejmujące gorąco. Niewiele myśląc, powiódł dłonią po swojej szyi, a potem zapytał cicho:
— Zamierzasz ze mnie szydzić?
Taehyung wpatrywał się w niego uważnie, czując przyjemne mrowienie pod skórą. Starał się wziąć w garść, ale miał wrażenie, jakby otoczyła go jakaś gęsta mgła, która sprawiała, że widział przed sobą tylko te błyszczące, zielone oczy. Nagle drgnął i odwrócił pobladłą twarz w stronę ściany. Przez sekundę milczał, próbując uciec przed samym sobą, ale później jeszcze raz zerknął na chłopaka, z powagą wodząc wzrokiem po jego ciele.
— Nie — odparł po dłuższym czasie.
— Co o mnie myślisz? — ciągnął Park, lekko odchylając głowę i eksponując przy tym swoje krągłe ramiona.
— W jakim kontekście?
— W każdym.
Tae zagryzł cienkie wargi, odruchowo zatrzymując wzrok na jego ustach. Wydawały się tak czerwone i soczyste, że prawie mógł poczuć ich smak na języku.
— Wyładniałeś i zupełnie nie zdajesz sobie z tego sprawy — powiedział, kiedy oprzytomniał na tyle, by móc w ogóle sklecić zdanie.
— Nie mów tak.
Taehyung nie wytrzymał. Przysunął się bliżej, a potem gwałtownie ujął rudzielca za brodę i spoglądając na tę słodką twarzyczkę przed sobą, wyszeptał niskim głosem:
— Zapytałeś.
— Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
— Przyznaj, że tylko udajesz niewinnego. Myślałeś, że zacznę od twojego anielskiego głosiku, a skończę na wrednym charakterku?
— Uważasz, że jestem wredny? — ciągnął Jimin, starając się zapanować nad emocjami.
— Uważam, że bardzo chcesz za takiego uchodzić.
Park odwrócił głowę i skupiając wzrok na zwierzętach, obserwował, jak owce leniwie pokładają się na miękkim sianie, a jeden z koni macha grzywą, wydając z siebie radosne rżenia. Było w tym obrazku coś uspokajającego. Chłopak bezwiednie przymknął powieki i wsłuchując się w kojące dźwięki otoczenia, wsparł brodę na ramieniu blondyna. Wyczuwając bliskość drugiego ciała, zrozumiał, że ten jeden niewinny gest coś zmienił, że stał się w pewien sposób przełomowy.
— Nie odpuścisz, prawda? — zagadnął, wdychając piżmowy zapach, który wydzielały jego włosy.
— Nie — potwierdził Tae, trochę oszołomiony tym nagłym aktem czułości. Bez zastanowienia uniósł swoją dłoń i przesunął nią po plecach nastolatka. Wydawał się tak wątły, cudownie filigranowy, że trzymanie go w ramionach było bardziej niż satysfakcjonujące.
— Dlaczego?
— Bo jesteś niepojęty z natury, a ja lubię zagadki.
— To dobrze, bo chyba potrzebuję przyjaciela — odparł Jimin, zaskakując przy tym samego siebie. — Na już... — dodał, po czym odsunął się lekko i spojrzał mu w oczy.
CZYTASZ
Orange Crush | Yoonmin
Fanfic'Ania z Zielonego Wzgórza' rainbow version. Jimin od zawsze bujał w obłokach. Lubił komplikować rzeczy z pozoru proste, traktował życie jak teatr i nie uznawał z nikim rywalizacji. Mówił dużo, a przy tym wielokrotnie szokował swoją bezpośredniością...