27. Blame You

216 70 108
                                    

Nie czuł nic — ani smutku, ani radości. Zupełnie nic. Otoczyła go ciemność tak głęboka, jakby świat nagle stracił barwy. Miał wrażenie, że tkwi w próżni. Każde słowo, które słyszał, zdawało się cichym szeptem, ledwo uchwytnym i pozbawionym głębi. Potem przyszła cisza — absolutna, przejmująca. Nie docierały do niego już żadne odgłosy, żadne dźwięki, tylko ta nieprzenikniona pustka...

Przez krótką chwilę wydawało mu się, że fruwa, ale to uczucie prędko ustąpiło miejsca kompletnej bezwładności. Nie bał się. W tym momencie śmierć nie oznaczała końca, lecz początek nowej podróży, przejście do innego świata. Uśmiechnął się, wierząc, że gdzieś tam, za mgłą, czeka na niego lepsze życie.

Kiedy zaczął odzyskiwać świadomość, uzmysłowił sobie, że leży na czymś miękkim. Najpierw usłyszał ruch, a później ludzkie głosy dochodzące z daleka, które pomału stawały się coraz wyraźniejsze. Spróbował unieść powieki — jeden raz, drugi, ale bez powodzenia. Dopiero po nieznośnie długim czasie zdołał rozchylić je na tyle, by dostrzec coś więcej niż tylko ciemność. Mieniło mu się w oczach. Do tego stopnia, że w pierwszych sekundach widział przed sobą jedynie tańczące plamy. Powoli, bardzo powoli wszystko zaczęło nabierać konturów. Rozpoznał znajome sprzęty, twarze i tego, za którym wciąż podświadomie tęsknił....

— Czyżby już dochodził do siebie? — zapytała gosposia, stojąc obok łóżka z rękami złożonymi jak do modlitwy.

Yoongi nie odpowiedział. Gwałtownie nachylił się nad chłopakiem i ujął jego dłoń, cicho nawołując:

— Jimin...

Park zmrużył oczy przed ostrym światłem. Jego wargi drgnęły, jakby chciał coś powiedzieć, lecz z ust nie wydobyło się żadne słowo. Przez chwilę spoglądał na Mina pytająco, oszołomiony i zagubiony, ale zaraz znów przymknął powieki. Niewiele pamiętał z tego dnia. Wszystkie wspomnienia były jeszcze zatarte, choć pomału wracał do pełnej świadomości.

— Jimin — mruknął Yoon, stojąc nad nim z zatroskaną miną. Niepewnie uniósł rękę i przyłożył ją do policzka szatyna tak delikatnie, jakby bał się, że go zrani. — Skarbie... — wyszeptał ledwo słyszalnie, prawie wstrzymując dech. Wyglądał na wyczerpanego. Skórę miał bladą, wargi zaciśnięte, a jego twarz sprawiała wrażenie wykutej w marmurze. — Zostawisz nas samych? — rzucił w stronę gosposi, która wciąż kręciła się w pobliżu. Kiedy ta wyszła, usiadł w fotelu i odchylił głowę do tyłu, oddychając z wysiłkiem. Trwał w milczeniu pięć minut, może dziesięć, aż w końcu odezwał się zduszonym głosem. — Mam wrażenie, że zastawiłeś na mnie pułapkę. Im bardziej unikam twojego towarzystwa, tym natrętniej o tobie myślę. Gdziekolwiek nie jestem, moje oczy chciwie poszukują cię wzrokiem. Dlaczego? Dlaczego zamiast tkwić u boku Ann, ciągle zwracam się ku tobie? — zapytał samego siebie. — Obiecałem, że będę trzymał się od ciebie z daleka, ale już wtedy czułem, że to jedynie gołosłowna deklaracja — kontynuował, błądząc spojrzeniem po suficie, po czym nagle wstał i podszedł do leżącego. — Gdybym wtedy, te siedem lat temu, był świadomy tej „zasadzki", nigdy byśmy się nie poznali. Rozumiesz? — warknął, a następnie przesunął opuszką po jego żuchwie, głośno przełykając ślinę. — Dlaczego nie możesz się do mnie zrazić?

— Widocznie nie mam w sobie na tyle rozsądku, by cię nienawidzić — wymamrotał Jimin, z trudem unosząc powieki.

Min odetchnął z wyraźną ulgą i odgarnął mu grzywkę z czoła. Przez kilka sekund wpatrywał się w tę bladą, niemal przezroczystą twarz, a potem przeniósł uwagę na stojący w rogu zegar.

— Lepiej się czujesz? — zagadnął już spokojniejszym tonem.

— Tak, więc możesz ponowić swoje pretensje.

Orange Crush | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz