Odczuwał słabość.
Jakieś niszczące przywiązanie, które sprawiało, że był całkowicie bezradny wobec jego uroku. Codziennie toczył ze sobą wewnętrzną walkę — jednego dnia miał ochotę zatracić się w tym uczuciu, a drugiego dręczyły go nieustanne wyrzuty sumienia. Wiedział, że myślami zdradza Ann. Zdradzał ich wspólne plany, marzenia i przede wszystkim zaufanie. Udawał szczęśliwego, podczas gdy w rzeczywistości targało nim coraz więcej wątpliwości. Zachowywał się jak oszust, kiedy każdego ranka zapewniał ją o swojej miłości, jednocześnie dając upust niespełnionym fantazjom. Usiłował tłumić podszepty serca, nauczony kierować się w życiu wyłącznie rozsądkiem, jednak bez powodzenia. Powoli tracił wiarę w siebie, swoją lojalność i prawdomówność. Pragnął spróbować szczęścia z Ann, ale ta jedna, „drobna" słabostka stawiała pod znakiem zapytania wszystko, co do tej pory zbudował. Musiał w końcu dokonać wyboru, nawet jeżeli zdawał sobie sprawę, że cokolwiek zrobi, straci coś cennego.
— Przestań — powiedział stanowczo, zatrzymując rękę Jimina w mocnym uścisku. — Nie wiem, co za grę uprawiasz, ale lepiej dla nas, jeżeli to skończysz — dodał odrobinę za ostro.
Park znieruchomiał, wpatrując się w niego pytającym wzrokiem. Miał wrażenie, jakby właśnie dostał policzek. Odczuwał tak wielkie upokorzenie, że chciał uciec i schować się na drugim końcu świata. Wiedział, że zawinił, ale był do tego stopnia odrętwiały, że nie potrafił wyartykułować ani jednego słowa. Stał przed nim milczący i nieszczęśliwy, uświadamiając sobie, że te wszystkie nastoletnie marzenia stanowiły jedynie iluzję, która teraz brutalnie rozpadła się na kawałki.
— Przepraszam — wyjąkał, desperacko usiłując wyrwać dłoń.
— Jimin — zaczął mężczyzna znacznie łagodniejszym tonem, powstrzymując go przed odejściem. — To, co robimy, a raczej... robiliśmy — poprawił się szybko. — To zaprzeczenie rozsądku. Nic nie zapewnia życiu większej wartości niż rodzina. Żona, dziecko, dom...
Szatyn z trudem przełknął ślinę, czując, jak żółć podchodzi mu do gardła. W jego oczach zapłonął gniew i tylko ostatkiem sił powstrzymał się przed wybuchem. Umysł miał zamroczony, a myśli tak bezładne jak w gorączce. Był wściekły na wszystkich: na siebie za swoją naiwność, na Yoona, który obudził w nim niepożądane uczucia, i na cały świat za to, że dopuścił do takiej sytuacji. Wiedział, że przemawiają przez niego emocje, ale choć próbował je wyciszyć, nie mógł uwolnić się od poczucia zdrady.
— Rozumiem — odparł chłodno i znowu szarpnął ręką, chcąc zakończyć tę poniżającą wymianę zdań.
— Nie rozumiesz — powstrzymał go Min, jeszcze bardziej wzmacniając uścisk. — Nie myśl, że interesowałem się tobą z jakichś wyrachowanych pobudek. Wtedy, te siedem lat temu, rozbudziłeś moją ciekawość, a ja jak ten głupiec zechciałem cię odkryć. Teraz wiem, że to było infantylne, bezmyślne i nieodpowiedzialne.
— Puść.
Yoongi zacisnął zęby, ale zamiast dać mu odejść, jeszcze bardziej przyciągnął go do siebie. Zdawał sobie sprawę, że charakter ich relacji od początku był nadzwyczajny i nawet jeżeli nie mówił o tym wprost, wciąż odczuwał tę przedziwną więź, której nie umiał zdefiniować słowami.
— Porozmawiaj ze mną — poprosił, spoglądając w błyszczące od emocji oczy Jimina.
— Rozmawiamy.
— Od zawsze byłeś nieosiągalny...
— Nie musisz mi się tłumaczyć — przerwał zniecierpliwiony Park, gniewnie marszcząc brwi. Czuł się zraniony, to fakt, ale czy rzeczywiście miał podstawy do jakichkolwiek pretensji? Nigdy niczego sobie nie obiecywali. Byli młodzi, sfrustrowani i wystawieni na pokusy. Nic dziwnego, że w ich dojrzewających ciałach zaczęły się rodzić nowe, nieznane pragnienia.
CZYTASZ
Orange Crush | Yoonmin
Fanfiction'Ania z Zielonego Wzgórza' rainbow version. Jimin od zawsze bujał w obłokach. Lubił komplikować rzeczy z pozoru proste, traktował życie jak teatr i nie uznawał z nikim rywalizacji. Mówił dużo, a przy tym wielokrotnie szokował swoją bezpośredniością...