Rozdział 4.

27 4 1
                                    

Jechałam powoli słuchając Adele, kochałam jej piosenki i jej personę. Po szybach spływały delikatne krople deszczu, co było rzadkością w mieście, ponieważ tutaj w okresie letnim rzadko pada. Aktualna pogoda opisywała mój nastrój, nie byłam szczęśliwa ani mocno zła. Wszystko było mi raczej obojętne. Obaj panowie nie zachowali się jak przystało. Alan uderzając Josh'a zachował się jak niedojrzały dzieciak, a Josh po prostu uciekł. Dlaczego tak zrobił? Chciałam mu pomóc, przecież to wszystko wyszło jakby przeze mnie. Jak można tak bez słowa od kogoś uciec? Nie rozumiem całego tego dnia. To wszystko było pojebane. 

- "But I set fire to the rain. Watched it pour as I touched your face..."  - wykrzykiwałam tekst piosenki wjeżdżając w swoją ulicę. - "Cause I heard it screaming out your name, your name..."

Jutro miał być ostatni dzień wakacji, a ja nie miałam planu na siebie. Wezmę się za naukę jak zwykle, wtedy nie będę myśleć o tym wszystkim co się wydarzyło lub dopiero się wydarzy. Dobrze, że dziś wzięłam tę tabletkę na uspokojenie, może dlatego aż tak się tym wszystkim nie przejmuję. Zawsze mi pomagały. Jakoś trzeba być silnym. 

Weszłam do domu, rodzice oglądali w salonie jakąś telenowele z której mocno się śmiali. Był to bardzo przyjemny widok dla oka, obojga rodziców siedzących na kanapie razem. Przywitałam się szybko z nimi, by im nie przeszkadzać i poszłam na górę do pokoju. Wyjęłam z szafki piżamę i poszłam pod prysznic. Krople ciepłej wody spływały po moim ciele, czułam spokój jak nigdy wcześniej. Było już późno...położyłam się do łóżka i przeglądałam Instagrama, nie miałam ochoty na rozmowy z kimkolwiek więc po dziesięciu minutach położyłam się spać. 

Obudziłam się wcześnie, ponieważ dochodziła godzina siódma. Nie wyspałam się tej nocy, budziły mnie koszmary, a zasnąć ponowie nie mogłam. Zeszłam na dół, by uzupełnić organizm dawką kofeiny z kawy, co Amber nazywa napojem bogów. 

- O cześć tato. - powiedziałam wchodząc do kuchni w której Gabriel robił sobie jajecznice. 

- Cześć córuś, chcesz trochę? - zapytał pokazując mi patelnie z jajecznica z szczypiorkiem. Przystałam na jego pytanie i odpaliłam ekspres do kawy. - Jak się dzisiaj czuję moja księżniczka?

- Nie wyspana. - ziewnęłam siadając przy stoliku, przetarłam rękoma twarz i upiłam łyk świeżo zrobionej kawy.

- Oj córuś, ty to wiecznie nie wyspana jesteś. - zaśmiał się podając mi talerz z śniadaniem. 

- Nie śmieszne tato. - mruknęłam patrząc na niego spod byka. - A tak w ogóle to gdzie jest mama? 

- Wczoraj wieczorem mówiła mi o tym, że musi wcześnie rano załatwić coś w pracy więc pewnie wybiegła z domu. 

Odkąd się przeprowadziliśmy Amber w domu widziałam może przelotnie kilka razy. Co chwilę wybywa gdzieś na miasto. Co w sumie było normalne, już w Seatlle nie bywała zbyt często w domu.

Zjedliśmy w miłej atmosferze śniadanie, tata wypytywał mnie czy potrzebuje czegoś do szkoły i czy mam jakiegoś kawalera. Opowiadał mi jeszcze jak mu się pracuję w nowej pracy. Był zadowolony oraz partnerzy biznesowi byli całkiem znośni.

- A ty myślałaś już kim byś chciała zostać? Czym byś się chciała zajmować w życiu?

- Wiesz co tato miałam kilka pomysłów, ale chyba największe parcie mam na bycie tatuatorem choć mama chce bym była jakimś prawnikiem, adwokatem lub jak ona sekretarką w dużej firmie.

- Ale ty mamy nie słuchaj w tej kwestii! Ona za ciebie życia nie przeżyje! - Powiedział stanowczo. - Nawet jakbyś chciała być pracownikiem w odzieżówce to nam nic do tego, ważne żebyś to ty była szczęśliwa i oczywiście żebyś robiła to zgodnie z prawem! - na jego słowa lekko się uśmiechnęłam, wstałam od stołu i po prostu go przytuliłam. - A rysujesz i tworzysz bardzo ładnie rzeczy więc na pewno będziesz się nadawała do roli tatuatora.

Noc GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz