Rozdział 5.

31 3 1
                                    

Wstałam z wielkim bólem głowy, zbyt mocno zaszalałam z alkoholem. Wczoraj emocje wygrały, a ja chciałam je stłumić. Ten dzień był zbyt ciężki. Wiedziałam, że w końcu muszę wstać i ogarnąć się na rozpoczęcie roku szkolnego, choć bardzo mi się nie chciało. Jednak bez dłuższego owijania w bawełnę, zebrałam się w sobie i w niecałą godzinę byłam gotowa do wyjścia. W domu nikogo nie było, no zszokowała mnie ta wiadomość. Na blacie kuchennym leżała kartka i pieniądze od taty, że wróci koło osiemnastej oraz żebym kupiła sobie coś do jedzenia. 

Z tyłu głowy wciąż miałam myśli dotyczące wczorajszego wypadu na plażę. Dawno się tak nie sponiewierałam...ale dobrze się bawiłam. Po rozmowie z Walkerem poleciałam dość ostro z alkoholem. Tego było za dużo nawet jak na mnie. Uderzyłam Alana Walkera! Pieprzonego Walkera! A go to nawet nie wzruszyło, chyba muszę poćwiczyć uderzenia. Pojebane. Jeszcze ta rozmowa z nim i ten śmieszny pocałunek. 

Jednak bardziej niż persona Alana bardziej ciekawi mnie nijaki Luke Parker. To jest zagadka! Alan jest przewidywalny, a przynajmniej tak mi się wydaję...jest impulsywnym, nerwowym oraz niesamowicie irytującym gościem. Jakby występował w filmie to grałby role przerysowanego czarnego charakteru. Za to Parker? On jest bardziej intrygujący. Po nim nie da się nic spodziewać. Przeciwieństwa się przyciągają, pewnie dlatego przyjaźni się z Alanem. 

- Luke co z tobą jest nie tak? - mruknęłam pod nosem, wychodząc z domu.

Dlaczego jest dla mnie i moich przyjaciół, aż tak miły? Dlaczego pocałował Nicole? Czego on od nas oczekuje? Chce się zaprzyjaźnić? Nie możliwe! Jego najlepszy przyjaciel mnie nienawidzi z resztą z wzajemnością. 

Głowa mi pulsowała więc nie byłoby dobrym pomysłem pojechanie do szkoły autem, a spacer pomoże mi lekko odświeżyć mój umysł. Idąc, czułam jak mój mózg nie współpracuje z nogami, ponieważ plątały mi się przy każdym kroku. Musiałam wyglądać naprawdę komicznie będąc ubrana elegancko, a idąc jakbym miała bezwład nóg. Jednak nie obchodziło mnie to. Idę na rozpoczęcie roku szkolnego czy może być coś gorszego? 

Stałam przerażona pod budynkiem szkoły. Czekałam na Nicole i Niall'a, ponieważ nie wejdę sama do tej placówki, za bardzo się bałam. Sama nie wiem w sumie czego, nikt mnie nie będzie pamiętać. Oprócz tej chorej paczki znajomych. 

Gus jak bardzo mi ciebie brakuje, moje szczęście wyparowało razem z twoim odejściem i wiem, że powiedziałbyś mi teraz jakąś swoją mądrość, która podniosła by mnie na duchu. Wiem jest to słabe, że uzależniam swoje szczęście przez pryzmat drugiego człowieka, ale był on moją najbliższą osobą w życiu. Był moim wsparciem, moim drugim ja. 

- No to co zaczynamy karuzele wspaniałości. - powiedział ironicznie, podchodzący do mnie Niall. Ubrany w ciemno fioletowy garnitur z różowym krawatem w żółte kaczuszki. On ewidentnie ma coś do tych kaczek. 

- CO TY MASZ NA SOBIE?! - zapytałam przerażona patrząc na ubranie Niall'a, który akurat z uśmiechem poprawiał swój krawat. 

- Garnitur. - Odparł poważnie. - Jak wyglądam? 

- Mam być szczera czy dyplomatyczna? 

- Szczera. 

- Beznadziejnie. 

- Boże, a dyplomatyczna? 

- Do dupy. - powiedziałam krótko wciąż z niedowierzaniem przyglądając się jego stroju, na co on tylko przewrócił oczami. - Niall matko co ty masz na sobie? - powtórzyłam pytanie nadal nie mogąc pojąć w to co moje oczy widzą. 

- Chciałem dodać trochę koloru temu bezbarwnemu światu. Chciałem do tego założyć swój żółty kapelusz, ale nie mogłem go znaleźć. Szkoda, bo idealnie kolorystycznie pasowałby do moich kaczek. - powiedział, pokazując palcem na krawat. 

Noc GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz