rozdział 24.

248 8 0
                                    

Siedziałyśmy w ciszy i popijaliśmy drinki, gdy usłyszeliśmy podniesione głosy. Wyszłyśmy z loży.
Myślę, że po zobaczeniu tego co się dzieje, nie uwierzycie mi. Znowu on. Michael i jego banda.

Nie mógł mi przynajmniej raz dać spokoju? Musiał być tam gdzie ja? Nie wiem, on jest jakiś powalony.

Spojrzałam bardziej w tamtą stronę, lekko podchodząc. 

Ściągnęłam drinka z ust i odstawiając kieliszek na stolik, wzięłam głęboki oddech. Powoli podeszłam bardziej w kierunku, skąd dobiegały podniesione głosy. Michael stał tam, wyraźnie rozjuszony, a jego banda otaczała go, jakby była gotowa na wszystko. Jego wzrok natychmiast zwrócił się w moją stronę, jakby wyczuł, że jestem w pobliżu.

― No proszę, kogo my tu mamy - powiedział z kpiną w głosie. Jego ton zawsze sprawiał, że czułam się, jakby wbijał mi szpilki prosto w serce.

Moje przyjaciółki z loży podeszły za mną, gotowe stanąć w mojej obronie. W końcu nie byłam sama, chociaż czasami tak właśnie się czułam, gdy Michael wchodził na scenę.

― Co ty tutaj robisz, Michael? ―  zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie i stanowczo. - Czy nie masz lepszych rzeczy do roboty, niż zatruwać mi życie?

Jego uśmiech rozszerzył się, a oczy błysnęły złowrogo.

 ― To miejsce jest otwarte dla wszystkich, skarbie. Nie mam zamiaru rezygnować z dobrej zabawy tylko dlatego, że ty tu jesteś.

― Jeszcze raz się tak do niej odezwij, a to się źle dla ciebie skończy ― wtrącił Theo.

― To jest klub, którym zarządza Lucas, ty i twoje przydupasy jesteście na czarnej liście ― dorzucił David, stając obok Theo. 

― Polecałbym wam spierdalać, zanim Lucas was tu zobaczy ― kolejne trzy grosze dorzucił Cam. Czemu on był taki rozluźniony?

Michael uniósł brwi, słysząc te słowa, ale nie wyglądał na przestraszonego. Raczej zaintrygowanego. Jego banda również wydała się niespecjalnie poruszona, choć kilku z nich zaczęło nerwowo zerkać w stronę wejścia do klubu.

― Lucas, powiadasz? ― Michael przeciągnął słowa, jakby smakował dźwięk każdego z nich. ― No cóż, może i on tu rządzi, ale to nie znaczy, że nie możemy się dobrze bawić. Chłopaki, co wy na to?

Jego przyjaciele zaśmiali się, a jeden z nich, wysoki blondyn o ksywce Snake, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zaczął je rozdawać. Michael wziął jednego, zapalił i zaciągnął się głęboko.

Ktoś jednak mocno popchnął na ziemie. To był Theo. Zaczęła się bójka, szły mocne ciosy. Chłopak usiadł okrakiem na Michaelu i wymierzał mu ciosy prosto w nos.

Michael próbował się bronić, ale Theo miał przewagę. Jego ciosy były precyzyjne i mocne. Michael krzyczał, a jego banda zaczęła się cofać, wyraźnie zdezorientowana tym, co się dzieje.


― Hej! Zostaw go! ― zawołał Snake, ale nie ruszył się nawet o krok. Wyglądało na to, że strach przed Theo był większy niż lojalność wobec Michaela.


W klubie zapadła cisza, a wszyscy patrzyli, jak Theo uderza Michaela raz za razem. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Mimo wszystko, nie chciałam, żeby ktoś został poważnie ranny.

― Theo, dość! ― krzyknęłam, podbiegając do niego. ― Przestań!

Theo zatrzymał się, oddychając ciężko, a jego ręce były zakrwawione. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam mieszaninę wściekłości i niepokoju. Powoli wstał, zostawiając Michaela leżącego na ziemi, który jęczał z bólu.

Nagle przyszedł Lucas. Chłop dostał chyba laga, jak zobaczył zakrwawionego Michaela. Spojrzał na zakrwawione dłonie Theo.

― Czy mogę wiedzieć co tu się dzieje? Co ty tu robisz Brooks? Nie doszło do twojego mózgu że jesteś skończony w całym stanie?

― Jak widzisz Everhart, znalazłem nowych ludzi ― odparł zapytany, jednak nadal nie mógł się podnieść. Snake i jeszcze jakiś typ podnieśli go z ziemi. 

#1 Twist of fate - At the turn of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz