Angst

113 12 5
                                    

Leżałem na ziemi zupełnie nagi. Było mi zimno, tak strasznie zimno... Próbowałem się ruszyć, ale nie miałem siły. Ból, ten okropny ból i uczucie poniżenia wypełniało całe moje ciało. Nie miałem siły nawet podnieść dłoni, zdołałem tylko podnieść powieki.
  — Ilse... — wyszeptałem. — Ilse!
Ogarnęła mnie panika. Gdzie ona była? Czy ją też ten potwór zdążył skrzywdzić?
Zerwałem się na równe nogi nawet nie zważając na to jak bardzo wszystko mnie boli. W pośpiechu ubrałem dresy, które kilka godzin wcześniej Richard ze mnie zerwał. Biegłem przez dom, ominąłem zdewastowaną kuchnię, salon, wpiąłem się na pierwsze piętro aż w końcu wpadłem do małego pokoiku. Już na progu usłyszałem rozpaczliwy płacz. Ilse... Moja słodka Ilse...
  — Już dobrze... Już wszystko dobrze... — mówiłem rozpaczliwie głaszcząc jasne włosy mojej córki. Przytuliłem jej kruche ciałko do siebie, trzymałem ją mocno starając się ją uspokoić.
Dokładnie obejrzałem ją z każdej strony, wolną ręką zacząłem rozpinać jej błękitną piżamkę w poszukiwaniu jakichkolwiek ran. Nic jej nie było, poczułem ulgę. Richard nic jej nie zrobił. Opadłem na fotel wciąż tuląc ją do piersi. Wszystkie wspomnienia z przed kilku godzin wróciły do mnie. Znów słyszałem w głowie jego pijacki bełkot...

  — Zabije cie! Zabije was wszystkich! — wrzeszczał Richard pchnąc mnie na ścianę. — Musisz do mnie wrócić! MUSISZ!
Stałem tam, strach mnie sparaliżował.
  — Nie, to koniec — mój głos drżał — Miałeś skończyć z piciem, hazardem... Nie zrobiłeś tego, dlatego to koniec.
Oczy mojego byłego męża zaczęły świecić. Widziałem jego gniew... Ale i desperację.
  — Byliśmy rodziną! Ty szmato! Nie masz prawa izolować mnie od córki! Ilse to też moje dziecko!
  — Richard proszę... Porozmawiajmy na spokojnie!
  — Nie! — wrzeszczał łapiąc mnie za kołnierz koszulki — Może i jesteś jej biologicznym ojcem ale to ja kurwa opłaciłem surogatke! To ja płaciłem grube tysiące za prywatne kliniki! Najlepszą położną w Berlinie! To ja byłem przy jej narodzinach!
Bolało mnie to, ale on miał rację. Gdy jeszcze byliśmy małżeństwem to on zapłacił za wszystko co pozwoliło nam sprowadzić naszą słodką Ilse na świat.
  — Wyjdź z mojego domu! Oddam ci te pieniądze, dobrze?
  — Nie! Chce widzieć się z moją córką! Teraz! Mam do niej takie same prawa ja ty!
Czułem jego śmierdzący alkoholem oddech. Nie, nie mogłem pozwolić aby dotykał Ilse. Zebrałem w sobie odwagę.
  — Nie! Nie pozwolę ci się do niej zbliżać w takim stanie!
Richard się wściekł. Rzucił mnie na ziemię, okładał pięściami po twarzy, brzuchu, plecach... A ja nawet nie walczyłem. Coś krzyczał, ale ja nie rozumiałem. Liczyłem, że skończy się to tak jak zawsze, że pobije mnie, a potem wyjdzie aby ochłonąć, ale on zaczął zdzierać ze mnie ubrania. W tedy poczułem wolę walki. Nie mogłem pozwolić się tak poniżyć. Szarpałem się, krzyczałem choć wiedziałem że nikt mnie nie usłyszy, chciałem uwolnić się z jego stalowego uścisku, ale on nie odpuszczał, był silniejszy. Udało mi się jedynie uderzyć go w nos. Richard pochylił twarz na bok, aby wytrzeć krew. Byłem przerażony. Był to pierwszy raz gdy mu się postawiłem.
  — Przegiąłeś, Paul — syknal przez zaciśnięte zęby.
Teraz był o wiele bardziej zdeterminowany aby dokończyć to co zaczął. Zdarł ze mnie ubrania, a potem...

Wzialem głęboki oddech. Nie chciałem nawet myśleć o tym co się stało, nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że mój były mąż, osoba którą wciąż kochałem tak strasznie mnie skrzywdził i poniżył. Musiałem być silny. Po moim policzku spłynęła łza.
  — Tatusiu? — usłyszałem przestraszony głos Elviry, mojej starszej córki — Czemu płaczesz?
Szybko wytarłem uczy i uśmiechnąłem się na miarę swoich możliwości.
  — Nie płacze, promyczku.
  — Pokłóciłes się z tatą? — zapytała.
Słyszałem tą niepewność w jej głosie. Już miałem odpowiedzieć gdy za plecami Elviry stanął Richard, pod jego nosem wciąż była wyschnięta krew. Zmierzył mnie wzrokiem.
  — Tatuś jest zmęczony — powiedział za mnie. — Chodź, Elvirko. Zabierzemy Ilse, aby mógł odpocząć.
Wyminął dziewczynkę i wyrwał mi z ramion niemowlę. Pochylił się aby pocałować mnie w policzek. Znów zesztywniałem.
  — Idź się położyć, Paulchen — powiedział sztucznym, troskliwym tonem.
Po tym wyszedł z pokoju zabierając ze sobą dziewczynki. Zostałem sam bojąc się cokolwiek zrobić.

Angst // Rammstein // OneShot // PaulChard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz