6

60 7 7
                                    

Następnego dnia spokojnie siedziałam na kanapie i piłam kawę czytając wiadomości. Starałam się odpocząć i wreszcie trochę rozluźnić. Kawa i gazeta zazwyczaj pomagały, ale nie tym razem. Było mi dziwnie gorąco i czułam się dziwnie. Moja rana powoli się goiła ale wymagała stałego nadzoru. Z samego rana sączyło się z niej osocze i wyglądała paskudnie. Myślałam, że wyrzygam się do wanny ale na szczęście mój organizm odpuścił mi. Poprawiłam okulary i na chwilę zamknęłam oczy. Głowa bolała mnie od natłoku informacji i wczorajszego spotkania z Reginaldem. Dziś miałam dostarczyć mu dokuemnty co lekko mnie niepokoiło. Niezbyt miałam ochotę mu je oddawać. A otworzenie i spojrzenie na zawartość były pokusą większą niż cokolwiek innego. Zirytowana odrzuciłam gazetę i rozłożyłam się na fotelu z zamiarem zdrzemnięcia się. Kiedy tylko zamknęłam oczy usłyszałam charakterystyczny dźwięk teleportacji. Nawet nie chciało mi się otwierać oczu. 

-Czego chcesz Five? -mruknęłam przecierając oczy. Kiedy niechętnie na niego spojrzałam przerażona podskoczyłam. -Coś ty zrobił? -zapytałam widząc, że jest cały we krwi. Chociaż nigdy bym się do tego nie przyznała lekko się zmartwiłam.

-Potem ci powiem. Chodź.  -bez wytłumaczenia złapał mnie za nadgarstek i teleportował mnie do domu Eliota. Zakłopotana rozejrzałam się po pokoju. Kiedy zobaczyłam martwego Eliota skrzywiłam się.

-Cholera. -mruknęłam i zdjęłam okulary chowając je do kieszeni. -Szwedzi. -mruknęłam zakrywając twarz mężczyzny. -Co im robiliście?

-Szwedom? Nic. -powiedział zirytowany i szybko zaczął iść w stronę łazienki. Poszłam za nim chcąc dowiedzieć się jak najwięcej. -A wy idioci. -zwrócił się do Luthera i Diega którzy właśnie wykonywali jakiś telefon. - öga för öga to oko za oko. -powiedział i równie szybko odszedł. Na twarzach chłopaków pojawił się wstydliwy uśmiech. Kiedy mnie zauważyli Luther pomachał mi a ja wywróciłam oczami i szybko poszłam za Fivem. Zamknął drzwi od łazienki ale ja przez nie przeszłam i znieruchomiałam. Zdjął marynarkę i rozpinał koszulę. Odchrząknęłam lekko zakłopotana i zirytowana własną postawą.

-Mów co zrobiłeś. -powiedziałam opierając się o framugę drzwi i mierząc go wzrokiem. Wyglądał tak dobrze jak go zapamiętałam. Zagryzłam wargę.

-Zabiłem całą Radę Nadzorczą. -uchyliłam usta. -Weź się tak nie patrz bo ci tak zostanie. -mruknął zirytowany. -Zrobiłem to dla teczki. -wtedy zrozumiałam. Kierowniczka i ich układ, ona wiedziała czego on chciał. Nie pasowało mi tylko to, że chłopak bardzo się śpieszył.

-Co pokręciła?-zapytałam podchodząc do teczki.

-Dała cholerne ograniczenie czasowe. -mruknął. Moje oczy zaświeciły się. Five miał teczkę, on i jego cała przygłupia rodzinka mogli zostać odesłani do domu. Chłopak przestałby mnie męczyć i raczej nigdy więcej byśmy się nie spotkali. Spojrzałam na niego ze cwanym uśmieszkiem. Five właśnie wycierał krew z twarzy i szyi.

-Pomogę ci. -powiedziałam podnosząc się i uśmiechając dumnie. Chłopak uniósł brwi.

-A co ty taka chętna do pomocy? -zakpił i szybko zaczął wycierać dłonie.

-Sądzę, że jej potrzebujesz. Sam po mnie przyszedłeś. -wzruszyłam ramionami. Five uśmiechnął się pod nosem. Uśmiechnął się. I nie był to złośliwy uśmiech. -Poza tym mam dosyć patrzenia na ciebie więc im szybciej cię odeśle tym lepiej. Szybciej się ciebie pozbędę i troszkę po was posprzątam. -Five poklepał mnie po ramieniu i wyszedł z łazienki. Wywróciłam oczami.

-Znalazłem drogę do domu. -powiedział Lutherowi i Diego.

-Co?Jak?-zapytał zaskoczony Luther.

-Szczegóły nieistotne. Ale umówiłem się na nasz powrót do domu. -nie chciał im mówić o morderstwie. Być może kilka dni temu zdradziłabym im szczegóły, ale teraz coś mnie powstrzymało. Desperacja. Musiałam się ich pozbyć z 63 jak najszybciej. Dla dobra komisji i mojego zdrowia psychicznego.

Knowledge IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz