Obudziłam się około południa i byłam niezwykle zmęczona. Długo nie mogłam zasnąć. W mojej głowie szalało milion myśli i żadna nie została dokończona. Stresowałam się, sama nie wiedziałam czym. Ledwo przytomna ubrałam czerwony top na ramiączka i długie luźne spodnie. Włosy niedbale zaczesałam w koczka i założyłam swoje ulubione kolczyki perełki. Nie lubiłam spać w biżuterii. Irytowała mnie. Z półprzymkniętymi oczami weszłam do kuchni i podeszłam do ekspresu do kawy. Szybko wybrałam słodką kawę z karmelem i czekałam. Nagle kątem oka zauważyłam kogoś kogo nie powinno tu być. Tego dużego z Umbrelii. Lekko zdezorientowana patrzyłam się na niego, a on na mnie. Musiało to koniecznie wyglądać.
-Co ty tutaj robisz? -zapytałam starając się nie brzmieć wrednie. Wszyscy uważali mnie za osobę sarkastyczną i szybko irytującą się. Była to prawda, nie ma co kłamać. Mężczyzna sam wyglądał na mocno zakłopotanego. -Odpowiesz czy język połknąłeś? -dopytałam i sięgnęłam po kawę. W kuchni zaczęło ładnie pachnieć. Tylko ja w tym domu piłam kofeinę. Pozostali sądzili, że jest ona niezdrowa i niedobra. Ja jednak sądzę że trzeba na coś umrzeć.
-Twoje rodzeństwo mnie ogłuszyło i tutaj przyniosło.-powiedział nieufanie na mnie patrząc. -Kawa z karmelem? Nasza Addie też ją lubiła. -uśmiechnął się głupkowato, a ja prawie zachłysnęłam się napojem. Szlag, prawie by się zmarnował.
-Co masz na myśli mówiąc wasza Addie? -dopytywałam kiedy wreszcie przestałam się dusić napojem. Oczy lekko mi załzawiły.
-Chyba nie powinienem być tą osobą od której się dowiesz. Five ci powie...Wczoraj trochę słabo zaczęliśmy. -przytaknęłam i mimo, że kawa była gorąca wzięłam łyka. Napar bogów. -Luther jestem, ty nie musisz się przedstawiać i tak wszyscy cię znają. -wywróciłam lekko oczami. Niewiedza zaczynała mi ciążyć.
-Zatrzymaliście się w Obsydnianie? -zapytałam nawet na niego nie patrząc.
-Skąd wiesz? -zapytał spoglądając na mnie nieco niepewnie.
-Tak podejrzewałam. Gdybym była tak dziwna jak wy też wybrałabym ten hotel. -Luther uśmiechnął się nerwowo i przystąpił z nogi na nogę. Czyżby się stresował? Uśmiechnęłam się lekko na tą myśl. Nagle do kuchni wszedł Ben wraz z Jayme. Popatrzeli na mnie po czym po sobie. Coś było nie tak. Luther natychmiast cały się spiął. Nie dziwiłam mu się. -Możecie mi wytłumaczyć co Luther robi w naszej kuchni? -zapytałam obojętnym, lekko aroganckim tonem. Nie miałam humoru, a musiałam szybko opuścić dom. Hotel Obsydian na mnie czekał. I Five, tak przy okazji.
-Przyda się. Poza tym to niezbyt twoja sprawa Add. Zajmij się czymś innym. -musiałam aż odłożyć kawę. Szkoda byłoby mi wylewać ją na Bena.
-A nie było przypadkiem czegoś takiego jak, domownicy trzymają się razem?-syknęłam i podeszłam bliżej. -W końcu jestem Sparrow prawda? -Ben wyglądał na wredniejszego niż zazwyczaj. Coś się stało, ale zapewne za chuja nie dowiem się co.
-Nie było cię przez większość czasu więc można by powiedzieć, że średnio się liczysz. -powiedział, a Jayme parsknęła śmiechem. Dostanie wpierdol za ten uśmieszek. Dopiero co trzymała sie ze mną.
-A myślisz, że tak bardzo mi na tym zależało? Myślisz, że nie próbowałam "znów" stać się widzialna? Myślisz, że fajnie mi tak było? Patrzeć na was ale być ignorowaną i pomijaną? -wycedziłam przez zaciśnięte zęby na co chłopak lekko się spiął. To była jego jedyna reakcja.
-Gdybyś naprawdę chciała to byś wróciła. -powiedział cichszym tonem. Gotowało się we mnie. Zacisnęłam pięści i podeszłam jeszcze bliżej, ale Jayme położyła mi dłoń na ramieniu.
-Idź już Add. Zajmij się sobą. -powiedziała, a Ben posłał jej lekki uśmiech. Myślałam, że eksploduje. Czy ona mu się właśnie podlizywała? Parsknęłam.
CZYTASZ
Knowledge I
FanfictionAdeline i Five'a łączy współna przeszłość. Partnerstwo w komisji,wspólne misje i przeżycia to ledwie ułamek tego co przeżyli. Oboje mieli jednak różne priorytety w życiu. Ona uwielbiała pracować i zdobywać doświadczenie a on robił to tylko ze względ...