rozdział 27.

237 7 2
                                    

Poszedł strzał i pisk opon. Theo i Lucas byli na prowadzeniu, gdy Michael i Snake próbowali ich dogonić. Zakręty się cudem strasznie dłużyły, nie tak jak w moim przypadku. Ale udało się.

WYGRALI!

Wyszliśmy z trybun. Michael i Snake podjechali swoimi samochodami na metę. Wiedzieli, że przegrali. To było wypisane na ich czołach. Pomału zaczęli podchodzić do naszej grupy. Theo przyciągnął mnie gwałtownie do siebie i złączył nasze wargi w pocałunku. 

― Czego znowu  chcecie od nas? Wczorajsza bójka wam nie wystarczy? ― odburknął David, podnosząc lekko ton głosu.

― Nie wtrącaj sie, David.  ― po słowach Michaela aż zrobiło mi się nie dobrze, lecz nagle poczułam ciężar na swojej nodze. Zane. Uniosłam chłopca na ręce. ― No kogo ja widzę. Cała trójca Sinclair ― odparł sarkastycznie.

― Odpierdol się, Michael. Widzę, że przeżyłeś wczorajszą bójkę. Bo twój przydupas nawet nie chciał ci pomóc ― z tymi słowami spojrzał na Snake'a.

― Nie twoja sprawa, Reed. Twój cudny braciszek jest teraz po mojej stronie ― oczy Theo zapłonęły żywym ogniem po słowach Brooks'a.

― Już widzę jak nisko upadł ― gładziłam Zane'a po głowie, wypowiadając te słowa.

― Co ty sugerujesz, Vera? ―  wycedził przez zęby Michael.

― To co słyszysz. Widzę, że Ethan tak nisko upadł, że zaczął dla ciebie pracować. ― odpowiedziałam zimno, starając się utrzymać pewność siebie w głosie, choć serce biło mi szybciej niż zwykle.

Michael wyprostował się, z uśmiechem pełnym złośliwości. 

― Może i upadł, ale teraz jest po mojej stronie. A to oznacza, że będziemy cię dręczyć jeszcze bardziej. ― Jego słowa były jak trucizna, kąsające i bolesne.

― Ty i dręczenie? ― odezwał się Cam. Jego ton był zimniejszy niż mięso wyciągnięte z zamrażalnika po roku. ― Gościu, zraniłeś Verkę, a teraz masz czelność jej grozić. Wypierdalaj z Nowego Yorku zanim cię psy złapią ponownie. Bo wtedy na pewno cię wsadzą na podwójny wyrok.

― Zobaczymy ― Mike klepnął Lucasa po ramieniu, na co on wykręcił jego rękę.

― Nie dotykaj mnie, skurwielu.

― Everhart co ty taki sztywny?

― Brooks, utkaj pizde.

― Żebym ją jeszcze miał.

― Opowiadałam wam, że Michael jest zboczony? No to macie jeden z przykładów ― Vicky po moich słowach nie wytrzymała i ryknęła śmiechem.

― Dobra David, uspokój Vicky. A ty Mike zrób jak powiedział Cam ― odparł Lucas ― jak nie, to spotkasz się z ponownym wpierdolem.

― Myślisz, że się was boję, Everhart?

― Bardziej bym się zaczął bać Lily na twoim miejscu ―  dodał Harry, spoglądając na swoją dziewczynę. Wywiercała w Michaelu swoimi agresywnymi oczami dziury.

― Mam się bać jakiejś małej, wymalowanej dziewczynki? ― I wtedy trach. Kość w nosie Michaela chrupnęła po spotkaniu się z butem Lily. Chłopak upadł na ziemię, a z jego nosa zaczął się lać strumień krwi. ― Ciebie pojebało?!

― Nie pozwolę sobie szargać moim imieniem, chłopczyku. Bierz swojego przydupasa i wypierdalaj z tego toru, zanim rozwale ci brzuch!

― Lily spokój! ― po słowach Lucasa, Harry odciągnął dziewczynę od Michaela. Snake podszedł i wziął zwłoki w postaci Michaela ze sobą, po czym opuścili tor.

꧁꧂


Nie wiedziałam, że to nowe życie, które zaczęłam w Nowym Yorku może mi tak dawać w kość. Co prawda, minęło mnóstwo czasu od kiedy się tu znajdowałam ze swoją rodziną, to i tak gdzieś na rogu zawsze czyhały na mnie kłopoty lub jakieś nierozwiązane sprawy. Chociaż wiedziałam, że moi bliscy będą w stanie mi pomóc, to i tak gdzieś w środku czułam kompletną pustkę. Nie czułam siebie. Kochałam właściwą osobę. Ale czy na pewno właściwą?

#1 Twist of fate - At the turn of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz