Odczekałam cierpliwie aż zamkną się drzwi i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na głośne westchnięcie. Podniosłam się powoli z krzesła i podeszłam do okna, sama sobie gratulując, bo nogi miałam jak z waty. Pragnąc w tej ciemności cokolwiek wypatrzeć, zaczęłam się zastanawiać nad tym, co właśnie się tutaj wydarzyło. Powinnam to zrozumieć, przecież to nie było skomplikowane, ale nie potrafiłam.
Stałam tak kilka minut, chociaż miałam wrażenie, że minęło już kilka godzin, próbując sobie wszystko na spokojnie przeanalizować i przemyśleć, lecz z tej głębokiej zadumy wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Westchnęłam ponownie, zdając sobie sprawę, że chłodna analiza tego wszystkiego nie zajmie mi kilka minut czy godzin, ale parę dni. Rzuciłam po raz ostatni okiem na panującą za oknem ciemność, zanim zdecydowałam się podejść do biurka. Sięgnęłam po telefon i od razu głośno przeklnęłam, widząc wiadomość od Tosi, która się mnie pytała, czy mam zamiar wrócić na noc do domu. Dopiero wtedy też zauważyłam, że dochodziła prawie druga w nocy. Odpisałam jej, zgodnie z prawdą, że coś mnie zatrzymało, że zaraz wrócę i gdy wrócę, to lepiej byłoby, żeby już spała. Zanim odesłałam wiadomość zwrotną, usiadłam na krześle. Odkładając telefon na biurko, zauważyłam coś jeszcze.
Dzisiejszą datę widniejącą tuż nad godziną. Dokładnie rok temu zaczęłam tu pracę. Niespodziewanie, niekontrolując tego, zaśmiałam się nerwowo. A więc to była doskonała okazja, żeby ta data była nie tylko rocznicą rozpoczęcia pracy tutaj, ale również początkiem mojego końca na tym wydziale.--- DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ ---
Ciszę panującą w moim gabinecie przerwało pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam zareagować, drzwi się otworzyły, a do środka wszedła wysoka brunetka, która od razu się do mnie uśmiechnęła.
- Cześć. Wybacz spóźnienie. Korki.
- Spo... - Urwałam, widząc godzinę na moim zegarku. "To tylko dwie minuty.
- Mam alergię na spóźnialstwo. - Patrzyłam na nią, nie wiedząc, czy mam się z tego zaśmiać czy brać to na poważnie. Westchnęłam cicho. - A tak zmieniając temat z moich problemów zdrowotnych, to jesteś gotowa? Czyli nie.
Powiedziała cicho, bo ja uparcie milczałam, uważnie ją obserwując. Podeszła do biurka, na którym usiadła. Dopiero wtedy postanowiłam się odezwać, chociaż mój głos zaczął nerwowo drżeć. Jednocześnie odwróciłam od niej wzrok, swoją całą uwagę skupiając na pasku od mojego zegarka.
- To się nie uda.
- Chyba się jawnie wtedy wyraziłam. - Powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam. Czułam, że na mnie patrzy, więc odważnie podniosłam głowę, decydując się na nią spojrzeć. Wzrok skupiłam na jej mocno brązowych tęczówkach, a w moim biurze nastała cisza. Cisza tak bardzo kłująca w uszy, trwająca kilkanaście sekund, chociaż zdawała się trwać wiecznie, aż do momentu, w którym ona odchrząknęła cicho. - Więc o tym pamiętaj i nic złego się nie stanie.
- A jak oni...
- Boisz się o swoje stanowisko, prawda? - Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. - Serio?
- Dziwisz mi się? Od dwóch tygodni milczycie, a ja...
- Bo nic specjalnego się nie działo. A dzięki temu mogłam na spokojnie dokończyć przeprowadzkę i resztę papierów.
- To po co mnie niepokoiliście, kiedy jednak...
- Bo to zbyt poważna sprawa, żebyś się dowiedziała w ostatniej chwili.
- A się nie dowiedziałam?
- A co się działo przez ostatnie dwa tygodnie?
- Nic. - Odpowiedziałam mimowolnie, ciężko wzdychając. Popatrzyłam na nią ponownie. Znowu się uśmiechała, ale tym razem to był uśmiech, którego nie potrafiłam rozpoznać. - To ma mnie uspokoić?
- Wiemy, co mamy robić. Ty masz być tylko gotowa.
- I okłamywać wszystkich dookoła.
- Oj, od razu okłamywać. Nie dramatyzuj, co?
Ta niepewność i strach, które mnie trzymały od tych dwóch tygodni, zamieniły się w czystą złość, kiedy wypowiedziała te ostatnie słowa. Podniosłam się powoli z krzesła, uważnie ją obserwując. Przez te kilka sekund zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad dalszą moją wypowiedzią. Jedynie, co zdążyłam już zauważyć i się domyślić od naszego ostatniego spotkania, to to, że jeśli to wszystko miałoby się udać, to musiałam być z nią raczej w dobrych relacjach. Aczkolwiek to, co powiedziała, dziwnie mnie zdenerwowały.
- Słuchaj, ja... - Urwałam, gdy się uśmiechnęła. Westchnęłam po raz kolejny, tracąc już tę pewność siebie. - Zrobiłaś to specjalnie, prawda?
- Nie. Jednak wiem, że ciebie szybko i łatwo zdenerwować.
- To trzeba było nie wpadać tu w środku nocy i nie robić mi wody z mózgu. - Ryk osła wydobył się z jej kieszeni. Uśmiechnęłam się złośliwie, a potem wypaliłam słowami, których nie byłam w stanie zatrzymać. - Mówiłaś coś?
- Staram się nauczyć twojego języka. - To chyba było zmęczenie, bo mnie tym rozbawiła. Prychnęłam tylko jednak, bo nie do końca chciałam jej to pokazać. Tylko wyraz jej twarzy, kiedy spojrzała się na swój telefon, zrobił się jakiś dziwnie zmartwiony. - Coś się stało?
- Muszę wieczorem jechać do Warszawy. - Odezwała się dopiero, kiedy odpisała na wiadomość, a telefon schowała do kieszeni. - Pojawiły się pewne... Komplikacje.
- Czyli? Powinno mnie to niepokoić?
- Nie wiem... Ale skoro mnie wzywają, to chyba tak. No, to skoro tak... To się widzimy pojutrze.
- Co? Ej, ej, ej, czekaj! - Zawołałam, gdy była już przy drzwiach. - Jak tu jesteś, to cię zapoznam z innymi.
- Serio...? - Zrobiła taką samą minę jaką robiła Tosia na widok warzyw, gdy miała pięć lat. - A nie możemy tego odwlec w czasie... Jakieś takie... Wieczność?
- Czy ty się boisz publicznych wystąpień? - Uśmiechnęłam się drwiąco, zbierając komórkę z biurka. - Ty?
- Nie lubię tych rundek powitalnych. To takie... - Wzruszyła ramionami. - Mniejsza o to. I tak to mnie nie ominie, prawda?
- Nie. - Podeszłam do niej. - Idziemy?
W sumie mogłabym to ominąć, po prostu informując swój zespół, że gdy tylko ona wróci ze stolicy, to po prostu zacznie z nimi pracę i tyle. Bez zbędnych pytań oraz domysłów. Tylko miałam jakieś dziwne przeczucie, że robienie jej na złość będzie jednym z moich ulubionych zajęć. I będę to chętnie wykorzystywać.
Wyszłyśmy w milczeniu z mojego biura, a potem, nadal w milczeniu, udałam się razem z nią do mojego zespołu. Na całe moje szczęście, czy też nie, byli wszyscy.
- Dobrze, że jesteście. - Odezwałam się, a gdy uwaga wszystkich była już skierowana na mnie, wskazałam na moją towarzyszkę. - Poznajcie proszę inspektor Julię Jurczyk, która za kilka dni zasili nasz zespół.
Dodałam, pamiętając, że jeszcze dziś musi wyjechać do stolicy. Zerknęłam na nią, która tylko machnęła krótko prawą dłonią w geście powitania, a potem zerknęłam na swoich pracowników. Jedno spojrzenie mi wystarczyło, żeby wiedzieć, czym, mimo przyjaznych uśmiechów w stronę Julii, się martwia.
Musiałam teraz poprowadzić swoich ludzi tak, żeby ani niczego się nie domyślili, ani nie snuli dziwnych aluzji i insynuacji. Zwłaszcza, że Julia miała ten sam stopień, co ja.
- Miło cię poznać. - Wyrwał mnie z zadumy głos Kozery. - A to jest Alex.
Patrzyłam chwilę na Julię, która witała się z psem, a potem wzrok przeniosłam na Pawła, który mi się bacznie przyglądał. Uśmiechnęłam się tylko do niego, następnie klepiąc Julię w ramię.
- Chodź, musimy omówić resztę szczegółów. I pokazać ci twoje biuro.
- Nie mogę. - Alex tak się cieszył z jej pieszczot, że przewrócił ją na podłogę. - Zostałam zablokowana.
- Możesz ją odblokować? - Zwróciłam się do Pawła. - Ona jeszcze dzisiaj będzie mi bardzo potrzebna.
Odczekałam, o dziwo cierpliwie, jak komisarz uwolni ją od nadgorliwego towarzysza, a potem wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
- Dzięki. - Przeszły mnie dreszcze, gdy chwyciła lodowatą dłonią mój nadgarstek, podnosząc się z podłogi. - To możemy się zabrać? Chcę być tam w miarę wcześnie.
- Jasne. - Minęłam ją i żwawym krokiem ruszyłam w stronę biura, które miała zająć. - W sumie to i nawet lepiej.
CZYTASZ
Podwójna gra
FanfictionŚwiat Bogny Bugaj, doświadczonej inspektorki kryminalnej, obraca się w chaos, gdy do jej zespołu dołącza inspektor Julia Jurczyk. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Jurczyk jest mało zaangażowana w pracę, rzadko pomagając w prowadzonych śledztwach...