Wzięłam z siedzenia pasażera pudełko z jedzeniem i wysiadłam z auta. W doskonałym humorze, nucąc pod nosem piosenkę, która ostatnio chodziła za mną oraz Gutkiem, ruszyłam w kierunku głównego wejścia do szpitala. Nie przestając nucić, minęłam grupkę ludzi czekającą na windę, idąc wprost na schody.
- Abra-abracadabra. Tralalalalala. Abra-abracadabra. Nanananana. - Zanuciłam wesoło, skacząc po dwa schodki, aż dotarłam na trzecie piętro. Przeszłam przez otwarte szklane drzwi i od razu się uśmiechnęłam, widząc nadchodzącą z naprzeciwka pielęgniarkę, z którą najlepiej mi się tu rozmawiało. - Dzień dobry.
- Dzień dobry. - Minęłam ją, idąc wprost w kierunku znanej mi sali. - Pani Bugaj wyszła do domu.
- Co? - Zatrzymałam się i natychmiast odwróciłam, czując, że uśmiech zastyga na mojej twarzy. - Jak wyszła? Kiedy? Co?
- Godzinę temu, zaraz po obchodzie.
- Cholera jasna. - Podeszłam do niej, wciskając jej w ręce pudełko z jedzeniem. - Jajecznica. Smacznego.
Wybiegłam stamtąd, a potem po trzy schodki na sam parter. Biegnąc, nie zważając na nic, wybiegłam ze szpitala, chcąc jak najszybciej znaleźć się w aucie.
Jeszcze nikogo nie powiadomiłam. Nie mogłam popadać w paranoję i wzbudzać niepotrzebnie paniki, dlatego musiałam się najpierw upewnić. Pojechałam prosto pod jej dom. Jej auto stało przed garażem, dokładnie tak samo jak tydzień temu, gdy ją odbierałam. Podeszłam do drzwi, które okazały się otwarte. Weszłam do środka, wyciągając broń z kabury. Przeszłam powoli do salonu, a pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to dwa kubki po kawie stojące na stoliku, stojące tu tak samo od tygodnia. Rozejrzałam się dookoła, ale zauważyłam tylko warstwę kurzu na szafkach. Poszłam na górę, zajrzałam do każdego pomieszczenia, aż dotarłam na końcu do sypialni. Schowałam broń do kabury, następnie dzwoniąc do Pawła.
- No, cześć. - Odezwał się po trzecim sygnale. - Jak się ma nasza szefowa?
- Wasza szefowa opuściła szpital.
- Co? Nie za szybko?
- Nie wiem. Jestem u niej w domu. Drzwi były otwarte, jej ubrań nie ma.
- Przyjechać do ciebie?
- Nie. Ogarnijcie mi monitoring ze szpitala. Ja zaraz będę.
Rozłączyłam się i jeszcze przeszłam się po domu, żeby się upewnić, czy czegoś nie przegapiłam. Włączyłam jeszcze alarm, pamiętając, że kodem jest dzień oraz miesiąc urodzin Tosi, a później wyszłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Przepraszam! - Byłam już przy aucie, gdy podeszła do mnie sąsiadka Bogny. - A pani to kto? Bo ja pierwszy raz tu panią widzę.
- Pani Bugaj jest na urlopie, ja tylko podlewam jej kwiatki.
- Aha... To dobrze. Bo ja mam dla niej paczkę z jakiegoś zoo. Proszę zaczekać, ja po nią pójdę.
- Nie, nie. Nie mam czasu. Przyjadę tu za dwa dni i wtedy odbiorę, dobrze?
- No, dobrze. - Nie wyglądała na zadowoloną i jeszcze zmierzyła mnie wzrokiem. Zauważyłam, że zwiesiła wzrok na mojej broni. - A czy pani...
- Przepraszam, spieszę się. Miłego dnia.
Wsiadłam do auta i odjechałam spod domu Bogny z piskiem opon. Nie miałam ochoty na zbędne pogaduszki, narażając Bognę na niepotrzebne plotki. Zresztą musiałam się dowiedzieć, gdzie ona teraz była. To było najważniejsze.
Próbowałam się z nią skontaktować. Jednak po trzech odrzuconych połączeniach wyłączyła telefon. Klnąc pod nosem, na wszystko i wszystkich dookoła, przyjechałam na komendę.
- O, Julia. Już jesteś. - Gutek jako pierwszy mnie zauważył. - Mam nagranie ze szpitala. I z monitoringu Bogny spod jej domu.
- I co?
- Ze szpitala wyszła z Robertem. On potem przyjechał pod jej dom, po jakimś czasie wyszedł z dwoma walizkami.
- Czy ona nie zerwała z nim na długo, zanim ja się tu zjawiłam? - Agata potwierdziła z delikatnym skinieniem głowy. - Wiecie, gdzie on mieszka?
- Podobno kupił mieszkanie, zanim się rozstali, ale nie wiem gdzie. Mam się dowiedzieć?
- Yhm. I pojedź tam z Martą. On zna was najdłużej. Ode mnie Bogna nie odbiera, ale podejrzewam, że to on odrzucał moje połączenia.
- Zajmiemy się tym.
- Niech potem ktoś ma Bognę na oku. Ale bez munduru i w nieoznakowanym pojeździe. Jej dom na wszelki wypadek też. - Gdy obie wyszły, spojrzałam na Gutka. - Co z monitoringiem z miejsca jej wypadku?
- Jestem w stanie odzyskać tamte nagrania. Tylko jest jeden problem.
- Jaki?
- Te metody wykraczają poza nasz regulamin i... Są dość nielegalne.
- Rób to. Na moją odpowiedzialność. Chcę wiedzieć, kto za tym stoi. Będę u siebie. W razie problemów.
Musiałam zostawić ich samych. Byłam pewna, że Marta razem z Agatą dowiedzą się o wiele więcej, niż żebym ja to sama osobiście zrobiła. Nie chcąc siedzieć tak bezczynnie, wykonałam parę telefonów. Czy załatwiłam wszystko, co chciałam? Nie. Albo problemem była strefa czasowa, o której zapomniałam, albo dowiedziałam się tego, co już sama wiedziałam.
- Wiem, panie mądraliński. Chciałam po prostu się upewnić. - Warknęłam, gdy mój rozmówca się rozłączył. Wyciągnęłam z szuflady telefon, wyszukałam odpowiedni kontakt i zanim wybrałam połączenie video, wzięłam kilka oddechów na uspokojenie. - Heeej!
- Znam twój fałszywy uśmiech. - Powiedziała Tosia, gdy od razu mnie zobaczyła. - Co z mamą?
- Nie myślałaś o pójściu w ślady matki, jeśli chodzi o twoją zawodową przyszłość?
- Żartujesz sobie? Ona mnie wydziedziczy, gdy to zrobię. I nie zmieniaj tematu. Co z nią?
- Wyszła dzisiaj ze szpitala.
- O, serio? To cudownie! - Westchnęłam smutno, widząc tę radość Tosi. - Mogę z nią porozmawiać?
- No i tu jest problem.
- Tylko mi nie mów...
- Wyszła ze szpitala z Robertem. Zabrali jej rzeczy i wiele wskazuje na to, że ona u niego jest.
- Nie wiedziałam, że do siebie wrócili.
- My też nie. Ale wszystko przypilnujemy.
- Tak samo jak przez tydzień nie możecie się dowiedzieć, kto skrzywdził twoją mamę? Chcę do niej przyjechać.
- Tosia, mówiłam ci, że musimy mieć pewność, że wypadek twojej mamy nie łączy się z naszą sprawą.
- Głupi goście od czarnego vana was przerastają?
- Wychodzi na to, że tak. Ja po prostu nie chcę, żeby stało ci się to samo co jej lub mi. Tylko i wyłącznie dlatego musisz tam zostać.
- Boję się o nią.
- Wiem. Ja też.
- Miałaś ją pilnować.
- Wiem. Nie chcę się usprawiedliwiać, bo wiem, że to moja wina i... - Urwałam na chwilę, żeby odchrząknąć, by powstrzymać drżenie głosu. - I nie wiem, co mam ci jeszcze powiedzieć.
- Przepraszam. - Spojrzałam na nią. Płakała. - Jestem od niej tak daleko, boję się o nią. Ona mnie nie pamięta.
- Lekarz mówił, że to nie jest trwałe.
- Wiem, pisałaś mi. Tylko ten Robert... A co ja mam zrobić?
- Zrób to, co mama od ciebie chciała. Ukończ tam szkołę, a Robertem zajmę się ja.
- Tylko nie rób mu krzywdy. Nie chcę, żebyś przez niego straciła pracę.
- Tego ci obiecać nie mogę. Ale ona się do ciebie odezwie. I nie spuszczę jej już z oka.
- Przepraszam, nie chciałam być dla ciebie wredna.
- Przebywam na co dzień z twoją matką, jestem do tego przyzwyczajona. - Uśmiechnęła się, ja też. - Nie musisz mnie przepraszać. Odezwę się do ciebie, dobrze?
- Jutro?
- Jutro.
Pożegnałyśmy się, a gdy Tosia się rozłączyła, przetarłam twarz dłońmi. Tosia miała rację. To, co się stało Bognie, to była po części moja wina. To ja jej nie upilnowałam. Tylko z drugiej strony byliśmy przy Bognie praktycznie przez cały czas, poza jej badaniami i gdy u niej był lekarz, czy była opcja, że ona by go pamiętała? I tylko zapomniała, że z nim zerwała? Ale przecież nie pamiętała niczego, a nie tylko niektórych faktów ze swojego życia. Schowałam ten telefon do kieszeni i wzięłam w dłoń swoją komórkę, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Mamy problem. - Weszła Marta w towarzystwie Agaty, zanim ja zdążyłam się odezwać. - I to wielki.
- W sensie?
- Spotkałyśmy Roberta pod blokiem. Zagroził nam, że złoży na nas skargę, gdy jeszcze raz nas tam zobaczy.
- Co?
- Powiedział, że Bogna musi odpoczywać i nie możemy jej nachodzić.
- Widziałam, jak go witała, gdy mu otwierała drzwi. - Spojrzałam na Agatę. - Nie wygląda, jakby on ją tam przetrzymywał.
Odłożyłam komórkę na biurko, pozwalając sobie na głośne westchnienie. To był istny absurd, co tu się działo, tylko problem w tym wszystkim był taki, że nic nie mogliśmy zrobić.
- To porozmawiamy z nią bez jego wiedzy.
- Tu może być problem. Dowiedziałam się, że wziął urlop.
- To nie jest problem. Zrobimy to po mojemu.
- Czyli...?
- Julia! - Przybiegł Gutek. Miał tak poważną minę, że się zaniepokoiłam. - Mam to nagranie.
- Czarny van?
- Czarny van. - Postawił laptopa na moim biurku. - Ale zobacz to.
Obserwowałam Bognę, jak wysiada z mojego auta, a chwilę później podbiega do niej od tyłu ubrana na czarno osoba i uderza ją kijem baseballowym prosto w głowę. Zdziwiło mnie tylko to, że całkowicie zamaskowany napastnik uciekł. Gutek włączył drugie nagranie. Widziałam tylko, jak napastnik wsiada do naszego poszukiwanego vana i odjeżdża.
- Cholera jasna.
- Mam tylko to.
- Dzięki. - Drżącymi dłońmi złapałam za swoją komórkę. Wybrałam numer, który mnie interesował, włączając rozmowę na głośnik. Odłożyłam komórkę ponownie na biurko, bo nie byłam w stanie jej utrzymać. - Czarny van.
- Słucham? - Usłyszałam po drugiej stronie zaskoczony głos komendanta głównego. - Chodzi o tego vana?
- A o jakiego? Jakim cholernym cudem czarny van bez blach, z zamaskowanymi debilami, jeździ sobie nawet w ciągu dnia po ulicach miasta i cholera jasna nikt nie potrafi go zatrzymać? To nie jest pieprzone widmo, do jasnej cholery!
- Odkryliście, że to oni stoją za wypadkiem inspektor Bugaj?
- Tak! - Zawołaliśmy wszyscy równocześnie.
- Chcę ich tu mieć. Za wszelką cenę.
- Żywych lub martwych?
- Żywych. - Jego ironiczny ton głosu jeszcze bardziej mnie zdenerwował. - O to, żeby byli martwi, postaram się osobiście.
Rozłączyłam się i rozejrzałam się po ich zaskoczonych minach.
- Julia, nie...
- Jedziemy do Bogny.
Zabrałam telefon z biurka i mijając ich, zauważyłam, że wymienili ze sobą zaskoczone spojrzenia. Nie dbałam o to. Ci z tego vana mogli mi robić, co tylko chcą. Ale to, że zaatakowali Bognę, to było już za wiele. I im na pewno tego nie odpuszczę.
CZYTASZ
Podwójna gra
FanfictionŚwiat Bogny Bugaj, doświadczonej inspektorki kryminalnej, obraca się w chaos, gdy do jej zespołu dołącza inspektor Julia Jurczyk. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Jurczyk jest mało zaangażowana w pracę, rzadko pomagając w prowadzonych śledztwach...