Otworzyłam powoli oczy, które natychmiast zamknęłam, bo panująca tu jasność oślepiła mnie na krótki moment. Otworzyłam je ponownie i zobaczyłam Alexa leżącego na łóżku obok mnie.
- Cześć, Alex. - Pogłaskałam psa, a potem rozejrzałam się dookoła. Byłam w szpitalu. Podniosłam rękę, przykładając ją do bolącej głowy. Wyczulam, że mam na niej jakiś prowizoryczny opatrunek. Westchnęłam cicho, chcąc się podnieść, ale pies mi tego skutecznie zabronił, kładąc się na mnie przednimi łapami. - Bardzo zabawne, wiesz?
- Zawsze podziwiałem mądrość tego psa. - Powiedział Robert, wchodząc do pomieszczenia. - Dobrze cię widzieć, chociaż nie sądziłem, że się spotkamy w takich okolicznościach.
- Jest tu Paweł?
- Jest. Rozmawia z kimś na korytarzu. Powinnaś leżeć. Zaraz zabiorę cię na...
- Nic mi nie jest. Alex, proszę cię, podnieś się. - Szczeknął. Westchnęłam. - Nie dramatyzuj, co? Nic mi nie jest.
- Nie byłbym tego pewien.
- Ale ja jestem. - Udało mi się wyswobodzić od psa i usiadłam. Głowa nadal bardzo mnie bolała, ale na szczęście przeszły mi już mdłości. - To wystarczy. Gdzie jest mój telefon?
- Nie wiem.
- Idź po Pawła, Alex. - Gdy pies wybiegł z sali, spojrzałam na Roberta. - Możesz mi to zdjąć, przykleić plasterek i sobie pójdę?
- Nie. Muszę cię zbadać.
- A ja nie mam na to czasu, rozumiesz? O, Paweł. - Dodałam, gdy wrócił Alex. - Gdzie mój telefon?
- Tu. Trochę się roztrzaskał, ale działa. - Podał mi moją komórkę. - Bogna...
- Jest ktoś tam na miejscu?
- Tak, Marta. Gutek...
- Super. - Przerwałam mu, szukając numeru do Grabskiej. Wybrałam go i czekając, aż odbierze, spojrzałam uważnie na Kozerę. - Julia tam była?
- Nie. Bogna, powinnaś coś wiedzieć.
- Co takiego?
- Bogna? - Usłyszałam w słuchawce głos Marty. - Ty nie...
- W aucie Julii, w schowku, powinien być telefon. Sprawdź, czy jest tam jakaś wiadomość.
- Ale...
- Proszę cię, inaczej sama tam się zjawię. - Ta chwila, w której zapewne Marta musiała dojść do auta i znaleźć telefon, zdawała się trwać wiecznie. W międzyczasie Robert zdjął mój opatrunek, a ja cały czas patrzyłam na Pawła. Minę miał dość dziwną i zaczęłam się obawiać najgorszego. - Jest jakaś wiadomość. Czekaj... Od twojej córki. Ze zdjęciem, chyba na lotnisku z wiadomością, że dolecieli.
- Boże święty, jak dobrze. Weź to ze sobą i nikomu nie dawaj. Zbierz później wszystkich, spotkamy się na komendzie.
- Nie puszczę cię stąd bez...
- Ty se możesz. Co masz?
- Nagrania z monitoringu. Najpierw zobacz to.
Podał mi telefon. Gdy zobaczyłam siebie i Julię, przypomniało mi się, co tam się wydarzyło.
Wysiadłyśmy z auta. Julia straciła dobry humor, nie przez zwolnienie, tylko zaczęła ją boleć noga. W dodatku te żebra ją męczyły.
- JJ, kiedy w końcu pójdziesz się porządnie przebadać?
- Od kiedy mówisz mi JJ?
- Od wtedy, kiedy uparcie unikasz lekarzy.
- Dziwna jesteś. - Odkleiła plaster i wyrzuciła go do kosza. - Lubię to w tobie.
- Odezwała się ta normalna. - Uśmiechnęłam się tylko, poprawiając swoją marynarkę, gdy owiał mnie chłodny wiatr. Westchnęłam cicho. - Myślisz, że już dolecieli?
- Jak dotrą do miejsca docelowego, to wtedy Tosia się do ciebie odezwie. Gdybyś nie zostawiła telefonu w schowku, to byś może tak nie panikowała.
- Denerwujesz mnie czasami.
- Ale wychodzi na to, że i tak mnie uwielbiasz. - Uśmiechnęła się do mnie przez ramię. - Ty stawiasz.
- Oczywiście, muszę jeszcze dożywiać kalekę. - Nagle Julia się zatrzymała. Nie patrząc na nią, tylko spoglądając w bok na szczura, który przebiegał od jednego do drugiego krzaka, wpadłam na nią. - Co...
Uciszyła mnie, podnosząc dłoń do góry. Rozejrzała się powoli, a potem się schyliła.
- Bogna? - Odwróciła się do mnie przodem. Była blada.
- Tak...?
- Przepraszam.
Zanim zareagowałam, zamachnęła się, a mi zrobiło się ciemno przed oczami.
Westchnęłam cicho, patrząc jak Julia ukrywa mnie, nieprzytomną, w krzakach, a potem odbiega. Spojrzałam na Pawła.
- Jest jeszcze jedno. - Zabrał mi telefon, a po chwili wręczył go znowu, uprzednio włączając drugie nagranie. Niepewnie na niego spojrzałam.
Julia stała niedaleko śmietników, rozglądając się dookoła. Nie trwało to długo, jak wyciągnęła broń z kabury, przeszła kilka kroków i stanęła, celując przed siebie. Pojawił się czarny van. Julia coś powiedziała, a z auta wysiadło trzech zamaskowanych, ubranych na czarno, mężczyzn, mierząc do niej z karabinów. Otoczyli ją. Julia jeszcze przez chwilę trzymała broń w pogotowiu, rozglądając się po nich, i w końcu ją opuściła. Jeden z nich ją ogłuszył, a potem zabrali ją do vana. Jak odjechali, spojrzałam na Pawła.
- Mają się wszyscy natychmiast stawić na komendzie. - Powiedziałam, szukając w połączeniach numeru do Igora, chociaż mój telefon powoli odmawiał posłuszeństwa. - Cholera jasna.
- Dlaczego ona cię uderzyła?
- By mnie ratować.
- Nie mogłyście po prostu uciec? Wezwać nas? Cokolwiek?
- Nie. No wreszcie. - Dodałam już sama do siebie, słysząc po kolejnym irytującym sygnale, że odebrał. - Igor, Julia została porwana.
- A to mnie powinno interesować, ponieważ?
- Ponieważ, do jasnej cholery...
- Ona już dla mnie nie pracuje. - Przerwał mi szorstko. - Tym samym mnie to już nie interesuje.
- Możesz schować urażoną dumę do kieszeni i się tym zająć?
- Nie rozumiesz, co ja mówię? Julia już dla mnie nie pracuje. Mogę to przekazać dalej, ale nie obiecuję, że ktoś się takim ewenementem zainteresuje. Są lepsi od niej, bardziej wartościowi.
- Ty... - Warknęłam drżącym głosem. Aż się we mnie zagotowało. Bałam mu się przeciwstawić, bo on chronił moją córkę, ale też nie mogłam pozwolić na to, żeby w taki sposób się zachowywał wobec mnie, albo Julii. - Pamiętaj, że jedno moje słowo i możesz już nie być taki pewny siebie.
- A ty pamiętaj, że w moich rękach jest los twojej córki. Jedno moje słowo, a moja ochrona już będzie nieważna.
- To ty dla mnie robisz. Nie ja dla ciebie.
- Ale pamiętaj, jaka jest stawka tej pracy. Nie pomogę z Julią. I najlepiej będzie, jeśli ty też sobie odpuścisz.
- Aż znajdziemy ją w kawałkach?! Oglupiałeś?!
- Nie zapominaj, do kogo mówisz. Odezwę się do ciebie niedługo. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Znaleźliśmy ciało waszego prokuratora Dobrowolskiego.
- W głębokiej dupie mam tego prokuratora! - Odepchnęłam Roberta od siebie, który znowu chciał obejrzeć moją ranę na skroni. Podniosłam się gwałtownie, co było błędem, bo zakręciło mi się w głowie. Przytrzymałam się ramienia lekarza, żeby nie upaść, a potem nieco chwiejnym krokiem wyszłam z sali. - Julię porwali ci od tego czarnego vana, a ty mi dupę zawracasz jakimś prokuratorem?!
- Wychodzi na to, że mamy inne priorytety. Będę rano potrzebował twojej pomocy w związku z tym.
- Dopóki mi nie pomożesz z Julią, ja ci nie pomogę z prokuratorem.
- Pozwolę ci to przemyśleć. Pamiętaj o swojej córce. Porozmawiamy rano.
Gdy się rozłączył, wściekła rzuciłam telefonem o ścianę, a ten roztrzaskał się na drobne kawałki. Oddychając głęboko, podeszłam chwiejnym krokiem do krzesła, na którym powoli usiadłam, starając się powstrzymać mdłości, które powróciły.
- Bogna, powiesz mi, co się dzieje?
- Przy wszystkich. Nie teraz. - Spojrzałam na niego, a potem na szczątki swojego telefonu. - Dasz mi zadzwonić?
- Dam. - Podał mi swoją komórkę, a potem pozbierał z podłogi resztki mojej. - Bogna, daj się zbadać.
- Nic, poza podniesionym ciśnieniem, mi nie jest. Nie pamiętam numeru. - Oddałam mu telefon, w tym samym momencie podszedł do nas Robert. - Podrzuć mnie najpierw do domu, tam mam jakiś stary. Potem pojedziemy na komendę.
- Bogna, nalegam, żebyś została.
- Nalegam, żebyś mi nie mówił, co mam robić. - Spojrzałam krótko na swojego byłego, a potem na Pawła. - Idziemy.
CZYTASZ
Podwójna gra
FanfictionŚwiat Bogny Bugaj, doświadczonej inspektorki kryminalnej, obraca się w chaos, gdy do jej zespołu dołącza inspektor Julia Jurczyk. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Jurczyk jest mało zaangażowana w pracę, rzadko pomagając w prowadzonych śledztwach...