Rozdział 2

25 6 8
                                    

                         My father told me when I was just a child
                                 "These are the nights that never die"


                                                                                           -Avicii "The Nights"  

Levi

Całą grupą przesiadywaliśmy na boisku dzień po zakończeniu roku szkolnego. Co prawda liceum było zamknięte, ale panie woźne mnie uwielbiały. Swoim urokiem przekonałem je, aby jeszcze trochę pozwoliły nam tutaj pobyć. Obiecałem, że zamknę bramę i odniosę klucze do domu jednej z nich. Zgodziły się, oczywiście jeśli nic nie nabroimy. To też obiecałem, ale czułem - po prostu czułem, że coś się wydarzy...

Usiadłem na murku obok Liv i włożyłem do uszu słuchawki. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnąłem przenośny egzemplarz "Dumy i Uprzedzenia". Kilku chłopaków grało w piłkę, więc wolałem zagłuszyć ich krzyki piosenkami Britney Spears. Na murku siedziały jeszcze trzy dziewczyny – nasza grupka była dość duża, bo składała się z czterech panienek i pięciu panów. Często razem wychodziliśmy, a w roku szkolnym większość lekcji mieliśmy razem. Znaliśmy się od dziecka.

Było spokojnie, a minęło już trochę czasu. Wiem, bo byłem już w połowie książki. Właśnie zaczęło się Toxic, kiedy Liv mnie szturchnęła. Popatrzyłem w jej stronę, a ona ruchem pokazała abym wyjął słuchawki z uszu.

- Tak? - zapytałem.

- Popatrz, ktoś idzie - skinęła głową w stronę chodnika rozciągającego się za płotem. - Znasz ich?

Popatrzyłem w tamtą stronę i złapałem się z bezradności za głowę. Wiedziałem, że coś się wydarzy, byłem tego pewien. Na teren szkoły weszli chłopcy ze starszej klasy. Tak naprawdę w tym roku już skończyli liceum, my będziemy teraz najstarsi. 

Luke wyrwał się pierwszy.

- Co tu robicie? - podniósł wysoko głowę. - Spadajcie, dzisiaj to nasz teren.

Jeden chłopak, którego imienia nie pamiętałem wyciągnął z plecaka szklaną butelkę.

- Mamy piwo - powiedział.

- Chcecie zrobić tu popijawę? - Malia podniosła się z miejsca i zaczęła poważnie. - Wchodzę w to! Robimy imprezkę!

To było jasne, że Malia się zgodzi. Ta dziewczyna to prawdziwa towarzyska dusza, a jeśli chodziło o imprezy, nigdy nie odmawiała. Każdy znacznie się ożywił, a ja niestety musiałem temu zapobiec. Żadnych procentów na terenie szkoły, to była jakaś...siódma zasada w regulaminie. Potem coś o papierosach, trawce i tak dalej.

- Hola, hola - zaśmiałem się sztucznie i niepewnie. - Wy chyba żartujecie, nie?

Starsi popatrzyli na mnie, jakbym był dziwakiem.

- Nie! - nasza towarzyska dusza już zaczynała lamentować. - Nie mówcie, że żartujecie, bo nikt się nie będzie śmiał! A na pewno nie ja!

- Nie, spokojnie..jak ci tam? - odezwał się jeden chłopak. - Nieważne, nie, nie żartujemy.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą.

- Ale ja się nie zgadzam - pokręciłem głową. - Panie woźne mi zaufały.

- Sprzątaczki mu zaufały, ha – Marcus, bo to imię akurat pamiętam aż za dobrze. - Pupilek nam się znalazł. Słodzinko, nie chcesz do tatusia?

Zacisnąłem pięści. On dobrze o wszystkim wiedział, chciał mnie zdenerwować.

Raz, dwa, trzy Levi. Spokojnie. Nie wdasz się w bójkę z powodu tego idioty. Cztery, pięć, sześć. Wdech i wydech.

- Levi, pamiętasz co tata zawsze mówił, jak byliśmy mali? - odezwała się moja siostra. - Żyj, życiem, które zapamiętasz.

I kolejna. Kiwnąłem głową.

- Łap klucze, Lucia. Nie rozwalcie tutaj niczego, ja nie mam zamiaru brać w tym udziału.

Rzuciłem klucze bliźniaczce i skierowałem się w stronę bramy.

- No idź, idź do tatusia – Marcus się zaśmiał.

Odwrócony tyłem wystawiłem mu środkowy palec i jedynie usłyszałem, że któryś z jego kolegów uznał, że już przesadził.

Oj, przesadził. Zdecydowanie. Nie miałem jednak siły się z nim kłócić, poszedłem więc na polanę za domem pani Anne. Zawsze tam było cicho, bo kobieta mieszkała sama. Mogłem się uspokoić. Lubiłem tam czytać. Świeże powietrze, dobrze mi robiło po kłótniach z matką, czy słabych dniach w szkole. W zimę dokarmiałem tutaj ptaki. I ktoś może uznać, że zachowuję się jak gej, czy dziewczyna, ale to tylko osoby nie tolerujące chłopaków, którzy mają jakieś zainteresowania i piękną duszę. Większość takich, których znam albo są nałogowcami, albo grają w piłkę nożną i bajerują dziewczyny. Ja wolałem samotne życie, wśród książek, muzyki i natury.

Szedłem powoli, wsłuchując się w głos Britney. Byłem uzależniony od jej piosenek. Po drodze kopałem kamyki i nawet nie zauważyłem, że doszedłem już na miejsce. Drogę znałem na pamięć, a dopiero gdy zobaczyłem pod nogami trawę podniosłem głowę.

Wtedy moim oczom ukazała się jakaś dziewczyna. Miała brązowe włosy i siedziała tyłem do mnie na stogu siana. Przejechałem wzrokiem po jej sylwetce i powoli do niej podszedłem.

-Hej - stanąłem przed nią.

Nieznajoma podniosła głowę i popatrzyła na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Miała śliczne, zielone oczy z długimi rzęsami i brokatem w kącikach. Pełne, brzoskwiniowe usta i może z tuzin piegów na nosie. Na twarz opadały jej kosmyki czekoladowych włosów, które u czubka głowy przepasane były czerwoną wstążką. Na sobie miała białą koszulkę ze zdjęciem Eminema i jeansy z niskim stanem.

- Hej? - bardziej zapytała niż odpowiedziała. - Kim jesteś?

Głos miała niski i pewny siebie. Wyglądała prawie jak Leighton Meester. Spodobała mi się.

- Levi White - wyciągnąłem dłoń w jej stronę. - Miło mi cię poznać.

- Mi nie miło - przewróciła oczami, ale podała mi dłoń. - Przeszkodziłeś mi w słuchaniu nowej piosenki Eminema.

Ależ ona miała miękką skórę.

- Słucham? - zdziwiłem się. - Jakiej nowej piosenki?

- Nie wiesz?! - wykrzyknęła. - No to sorry, ale się nie zaprzyjaźnimy.

- Znaczy, znam jego piosenki, ale nie wiedziałem nic o nowej i wiesz...

Dziewczyna zaśmiała się.

- Już, już nie tłumacz się - uśmiechnęła się szeroko. - Catherine Filcard, także miło.  

Letnie RadościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz