Valentina spotkała się następnego dnia z Eres, niemal samym początkiem ranka. Nugatti poznała cały plan dotyczący pozbycia problemu i teraz, już od tej chwili, postanowiły go w pełni realizować.
Szły cicho. Tak, by nie obudzić żadnej osoby, mogącej potencjalnie zainteresować się ich poczynaniami. Nikt nie mógł o tym wiedzieć. Do tej pory.. niedługo ich trójka (nie wliczając w to Rosalie, ponieważ ona nie była aktualnie zagrożeniem), mogła o tym wiedzieć. Nie dokładnie o samej śmierci Michaela, ale samej jego przyczynie.
— Jesteś pewna, że Vero już jest? — spytała szeptem Vale, rozglądając się po korytarzu. Bardzo, ale to bardzo zaczynała świrować i panikować.
— Powinnaś raczej zapytać jakie są szanse, że się zgodzi i w dodatku nikomu nie powie. O to się bardziej obawiam.
— Nie chcę zapeszać. — westchnęła.
Skręciły e ostatnie przejście komnat. Były już na ostatniej prostej, gdy przed ich twarzami wyleciał Stemson, kruk Michaela.
Kruk, bo swojego nietoperza się pozbył..
— Cholera. — syknęła poirytowana. Odebrała list od znienawidzonego zwierzaka i niezmiernie szybko go otworzyła. — O szóstej wieczorem masz być w głównej komnacie. — przeczytała na głos.
Spojrzały po sobie, myśląc dokładnie o tym samym. Albo wiedział i obie miały niedługo zakończyć swój żywot, albo nadarzyła się najbliższa okazja na wykonanie okrucieństwa.
— Nie myśl o tym teraz. Zróbmy co teraz do nas należy. — Eres próbowała ją jakkolwiek uspokoić. Sama o siebie nadto się nie martwiła, ale rozluźnienie Valeniny zdawało się niewykonalne.
— To obowiązek. — powtórzyła formułkę po raz tysięczny tej nocy, po czym wzięła kilka wdechów nim otworzyła wrota uzdrowicielni.
Vero z garbatej postawy usiadła prosto na krześle i spojrzała na nie spod okularów. Dopiero po chwili założyła je bardziej na nos.
— Oh, Vale i Eres, jak dobrze was widzieć. Czasem zapominam o istnieniu tych okularów. —rozłożyła ramiona w geście przywitania. Obie się tylko uśmiechnęły. — Coś z Nidią? Ten nietoperz wydaję się być strasznie nieodpowiedzialny.. Bez urazy, Vale.
— Nidia cała i zdrowa. My w innej sprawie.. — przedłużała, nie będąc pewną ile może powiedzieć na cały głos. W końcu gdzieś, za którymiś drzwiami leżał Jacob, który mógł zrujnować ich plan i przy okazji dorobić egzekucji. Tego Valentina chyba bała się najbardziej, nie mogła przestać o tym myśleć.
— Możemy iść w ustronne miejsce? — wtrąciła Eres. Vero skinęła nie zrozumiale, ale i zaciekawienie głową, po czym otworzyła drzwi do krematorium. Idealne miejsce na poważne rozmowy, czyż nie?
— O co chodzi, dziewczyny? — ponagliła, wyłączając nieznaną Valentinie maszynę, która wydawała dziwne dźwięki. Skupiła się na tym, zamiast na samym celu. Zdało się to wygodniejsze.
— Co myślisz na temat sporu? — spytała lekko Nugatti. To była podstawa - znać czyjąś opinię. A akurat Vero będąc wygadaną osobą, na jedno pytanie odpowiadała rozprawką.
— Takie jak każdy inny. To głupie, ale nikomu tego nie przyznam, bo jeszcze życie mi całkiem miłe. Powinniście doskonale wiedzieć, że mam tego trochę dosyć. Przez jednostronne panowanie musiałam ratować gwałciciela, zamiast wbijać metrowe gwoździe w jego trumnę, żeby na pewno nie wyszedł. To jest moje zdanie. Czemu pytacie?
Znów po sobie spojrzały.
— Mamy pomysł jak możemy ukrócić spór. Ale potrzebujemy twojej pomocy.. — Valentina wyjęła z torby wszystkie cztery składniki zdobyte dzień wcześniej. Vero zrozumiała od razu.
CZYTASZ
Blackout: Pokolenie Wampirów
RomanceOd dziecka nie zaznała spokoju ze strony ojca. Jedyna osoba sprawiająca, że się uśmiechała, została jej odebrana. Więzienie w pokoju, zakaz spotkań z własną siostrą i matką. Wróg, dolegający oliwy do ognia. Rosalie i Valentina nigdy się nie spotkał...